Skocz do zawartości
Nerwica.com

Damian86

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Damian86

  1. Witam, Chciałbym się przedstawić i pozdrowić wszystkim co pisali w tym wątku. Nazywam się Damian, mam teraz 25 lat. Pracuję, ukończyłem studia, mieszkam w Olsztynie. Dziękuję wszystkim za wpisy, niektóre bardzo osobiste. Wszystkim życzę dużo wytrwałości w walce z nałogiem. Narodziła się we mnie chęć napisania Wam, jak to ze mną jest. Wiem, że ktoś może czytać ten wątek i przeczyta to co napisałem. Grami interesowałem się jako mały chłopak, już w wieku 4 lat rodzice kupili Commodore 64. Jak tylko wracałem z przedszkola lub szkoły pytałem tatę/mamę czy dziś zagramy. Z tego co pamiętam to pytałem codziennie i to parę razy dziennie w drodze powrotnej z przedszkola (może z 1,5 km). W dzisiejszych czasach rodzice by może zauważyli, że dziecko jest czymś owładnięte ale 20 lat temu ludzie mieli inne problemy. Kiedy już sam nauczyłem się obsługiwać Commodore, to potrafiłem spędzać cały czas na graniu. Miałem specjalny joystick z licznikiem czasu. Rodzice nastawiali mi np. godzinę i coś tam robili. Po godzinie uruchamiał się alarm :) Ale szybko nauczyłem się jak zastopować ów timer i grałem ile dusza zapragnęła a rodzice i tak byli zajęci swoimi sprawami. Z tego co pamiętam, to gry działały na mnie jako na młodego chłopa bardzo niedobrze. W czasie gry wydawałem różne dźwięki, byłem cały rozgrzany i spocony, miałem szybkie tętno. Bardzo się angażowałem. Gierki mi się nudziły ale na kasetach miałem ich z 500 więc wgrywałem jedną za drugą. Wówczas nie miałem obowiązków więc nie miałem poczucia marnowania czasu. W dorosłym życiu kiedyś spytałem się mamy, dlaczego pozwalała mi grać to odpowiedziała, że tak jej było łatwiej, bo jej nie zawracałem gitary i sam się sobą zająłem i wiedziała, że nic mi się nie stanie, nie zrobię sobie jakiejś krzywdy fizycznie itd. Miała trochę racji ale dziś sam uważam, że dziecku trzeba zapewnić dużo więcej ze strony rodzica. Później przyszedł czas na gry planszowe. Zawsze je lubiłem, szczególnie finansowe oraz miałem taką "Magiczny Miecz". Bardzo je lubiłem i lubię nadal, jakbym miał z kim pograć to bym pograł dla przyjemności bycia z drugą osobą a nie z grą. To chyba największa różnica między planszówkami a grami komputerowymi. Chociaż muszę przyznać, że miałem okres, że czasem grałem sam ze sobą :) Nie wiem czy z nudów czy z innych powodów. Także grania w gry planszowe nie uważam za niepożyteczne i na pewno są 99% mniej uzależniające od komputerowych. Kiedyś koledzy starali się zainteresować mnie grami typu RPG ale takimi kartkowymi. Nie przypadło mi to do gustu, szczególnie, że bardzo głupie i męczące wydawało mi się odgrywanie swoją osobą jakiś niestworzonych historii i postaci. Miałem już PC, więc granie w jakiś inne elektroniczne gry było bardziej wygodne. No właśnie, teraz przyszedł moment na PC. Odkąd pamiętam, dużo grałem. Miałem okresy, że w wolnym czasie grałem nawet po 10h dziennie. Nie musiałem się myć, jeść itd. Mimo tego, że grałem nałogowo, czułem wyrzuty sumienia z tego powodu, że tracę czas. Czasem odkładałem obowiązki na dalszy plan (a byłem/jestem bardzo obowiązkowy) i dosłownie cierpiałem, gdy grałem na komputerze - wyrzuty sumienia. Nigdy jakoś nie potrafiłem tego na spokojnie przemyśleć, jednak podświadomie czułem, że coś jest nie tak. Może widok młodszego brata, który też cały czas grał tak na mnie podziałał. Czułem wręcz odrazę, jak go widziałem w piżamie, grającego. Ale ja robiłem tak samo! Dodatkowo w klasie i szkole miałem kolegów, z którymi można było porozmawiać o grach, więc uważałem, że jest to normalne. W czasie studiów poznałem kolegę, z którym mieszkałem jakiś czas na stancji. Nic nie robił, tylko grał w owe MMORPG. Rozmawiałem z nim, że to bez sensu itd, chociaż sam grałem w inne rzeczy :) Ale tłumaczyłem mu, że te gry nie mają końca, że kiedyś i tak będzie musiał przestać itd. W odróżnieniu od single-player, gry nie można było ukończyć. Właśnie, ja zawsze wolałem single-player. Można było pograć, uczestniczyć w pewnej historii - tak samo jak czytając książkę lub oglądając film - gra miała początek i koniec (mimo to na single-player mogłem grać po 10h dziennie jak miałem wolny czas). Później zauważyłem, że gry niekoniecznie są jak film lub książka. Zrobiła się moda na nieliniową fabułę w grach. Działało to tak na mnie, że grę mogłem przechodzić po kilka razy, różnymi sposobami, postaciami itd. Coś mi zaczęło śmierdzieć... Widząc, jak gry wpływają na brata i kolegę, zacząłem się tym tematem interesować głębiej. Szukałem artykułów i filmików na youtube na temat uzależnień. To co zobaczyłem, było oszałamiające! Tamci ludzie byli jeszcze bardziej pokręceni niż ktokolwiek, kogo znałem. Pomyślałem sobie, że można jeszcze z lecieć niżej a może i niżej i niżej i niżej... Degeneracja nie ma końca. Możecie myśleć, że jesteście w beznadziejnej sytuacji ale powiem Wam jedno: jesteście w lepszej, niż moglibyście być za rok, dwa itd. Wracając do tematu, zacząłem inaczej patrzeć na gry - widziałem, że są one konstruowane w ten sposób, by wciągać graczy na długie godziny. W gry z Commodore można było pograć i wyłączyć. Po czasie człowiek z nich po prostu wyrastał. Natomiast teraz pojawiają się gry, z których się nie wyrasta - uzależniają. Kiedy jeszcze biznes gier komputerowych raczkował, nikt się nie interesował robieniem fortuny na grach i tworzeniem superprodukcji. Teraz jest to profesjonalny biznes - psychologowie, socjologowie, managerzy itd. Jak mamy się przed tym obronić? Zacząłem zauważać, że grając w gry, daję się robić w balona i jestem strasznym dupkiem. Gry powoli przestały mnie interesować. Nadal grałem w tamte, które grałem kiedyś ale już nowe gry mnie nie interesują (jakoś od roku 2008). Przez jakieś dwa miesiące miałem taki okres walki z samym sobą - instalowałem grę, pograłem parę godzin, robiło mi się niedobrze i ją wywalałem. Na następny dzień myśli typu "może bym pograł" i to samo - instalacje, granie, kac, usuwanie. Później udało mi się jakoś z tego wybrnąć. Nie uwolniłem się od gier do końca - nadal gram ale w gry tupu "flash", czyli takie mini-gierki przez stronkę. Ale na pewno nie takie typu online jak travian czy ogame, które narzucają na mnie obowiązek grania. Już nie instaluję żadnego badziewia na moim komputerze, bo najnowsze hity są robione po to, by uzależniać albo przynajmniej wciągnąć na długie godziny. W gierki typu flash też można się wciągnąć. Dlatego mam zasady: gram max 2h dziennie (to i tak dużo) i jak wyłączę grę (nawet przed czasem), to już nie włączam do następnego dnia. I jeszcze jedna zasada: max 1 gierka dziennie. Jak uda mi się to opanować do końca, zaostrzę sobie zasady. Chciałbym napisać, że moja sytuacja była o wiele gorsza niż Wasza, z jednego powodu. Byłem/jestem jeszcze uzależniony od porno i masturbacji. I wiecie co? Mechanizm gier i porno jest dokładnie taki sam! Pokazać coś atrakcyjnego, wciągnąć na długie godziny i nie pozwolić się oderwać! Często z jednego uzależnienia uciekałem w drugie. Po prostu może jestem podatny na uzależniania? Na szczęście jakoś sobie radzę z jednym i z drugim. Wiem, że jestem na dobrej drodze i kiedyś powiem sobie, że jestem wolnym człowiekiem. Mam takie okresy, że jak nie ulżę swoim uzależnieniom, to nie jestem w stanie nic innego zrobić. A mam sporo zainteresowań. Mimo wszystko staram się do tego nie wracać i nawet jak nie jestem nic innego w stanie zrobić, to po prostu staram się uspokoić, usiąść przed tv, obejrzeć 15 min byle czego na siłę, przejść się itd. I tak tracę czas i tak ale za to uciekam od nałogów. Już naprawdę kończę:) Chciałbym napisać jeszcze, że sens straciły dla mnie filmy i książki (piszę o tych fabularnych). Przecież to są też wymyślone historyjki przez kogoś i nie mogą się równać normalnemu życiu. Kiedyś byłem fanem science-fiction, fantasy itd. ale teraz już nie. Oczywiście może filmy i książki aż tak nie uzależniają ale ja jestem chyba przewrażliwiony na punkcie tracenia czasu na wymyślone rzeczy. Tolkien? Ludlum? Stephen King? Bajkopisarze! Ba! Mickiewicz? Sienkiewicz? Prus? Jakoś mi nie pomogli w życiu... Bardzo przyjemnie się czytało to forum i mam nadzieję, że wątek będzie kontynuowany, natomiast nie podoba mi się końcówka tego wątku. Ktoś tam broni gier, że nie są złe, ktoś inny pisze, że Eve to fajna gra! Ludzie, tu piszą osoby z problemami i na pewno nie chcą czytać takich bzdur! Jak jesteście uzależnieni to walczcie z tym i nie wciągajcie z powrotem innych, by poprawić sobie samopoczucie i poczuć przyzwolenia do grania! Tylko naprawdę wolny człowiek może sobie pozwolić na wszystko i gdybym ja był wolnym człowiekiem, to nigdy w życiu bym na grę nie poświęcił więcej niż pół godziny dziennie. Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali i z całego serca życzę sukcesu! PS. Wszystkim walczącym dedykuję piękną piosenkę LeAnn Rimes "Life Goes On"
×