Ja mam bardzo podobnie - z kilkoma wyjątkami: ja mam myśli depresyjne za każdym razem, gdy pomyślę o szkole. Nawet ciężko mi to pisać. Nie wiem, z czego to się bierze, ale NIENAWIDZĘ wszystkiego, co ma jakikolwiek związek ze szkołą - nauczycieli, budynku, przerw, znajomych i przyjaciółek, ocen, przedmiotów, a nawet takich rzeczy jak popołudni po lekcjach czy weekendów (bo przecież się kończą...). Już kilka dni po rozpoczęciu wakacji mam nieprzyjemne wrażenie, że zbliża się powrót do szkoły. Koleżanki lubią się śmiać i żartować na przerwach, nazwę to po prostu: "braniem życia garściami" (z tym mi się to kojarzy). Uwielbiają rozmawiać o różnych przyziemnych sprawach (zadanie domowe, chłopcy, lekcje, znajomi), czego ja nie cierpię. Wydaje mi się to wręcz głupie. Zazwyczaj przerwę spędzam siedząc gdzieś w kącie z słuchawkami w uszach - wiem, że to nienormalne, ale nie żałuję aż takiego braku kontaktu z tymi ludźmi. Naprawdę brakuje mi kogoś, kogo mogłabym w pełni zrozumieć i kto zrozumiałby mnie tak samo, a tego w moich znajomych brakuje. Dlatego często mówię rodzicom o tym, że chciałabym się wyprowadzić - mam wrażenie, że gdzieś indziej byłoby o niebo lepiej. Przed lekcjami jestem tak zestresowana, że czasami łzy same cisną mi się do oczu (ogólnie z powodu szkoły dużo płaczę), nie wysypiam się. Przepraszam za chaotyczną wypowiedź, ale wciąż coś dodawałam i wyszło jak wyszło
Co mam robić?