Skocz do zawartości
Nerwica.com

lineinthesand

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia lineinthesand

  1. Witam wszystkich, Mam podobną sytuację do Keisu.. Piszę ten post po ścince z matką. Nazwała mnie "głupią idiotką która myśli dupą" i radzi mi żebym się opamiętała. A to wszystko tylko dla tego, że chłopak z którym jestem ponad 2 lata został u mnie wczoraj do 23:30. Pragnę w tym momencie podkreślić, że mam 21lat, nie 15.. Nie dawno przeprowadziłam się do domu na stałe po 2 latach studiowania w Krk tylko dlatego że oni nie mają wystarczających funduszy na to by mnie tam utrzymywać - interes idzie coraz gorzej. U mnie rodzice też ciąglę się kłócili od kiedy pamiętam. Kilku godzinne wrzaski, trzaskanie drzwiami i nie przespane noce były normą. Moja 18 lat starsza siostra też to przeżyła. Tylko że ona ma już własną rodzinę i próbuje ją jakoś trzymać w ryzach, by przez jej skrzywioną psyhikę wszystko nie legło w gruzach. Ojciec- alkoholik, beształ matkę na każdej rodzinnej imprezie najgorszymi z najgorszych wyzwisk, oczywiście wyzwiska nie kierował jedynie w stronę matki, innym członkom rodziny też zawsze się dostawało. Wynik z tego taki, że są skłóceni z prawie całą rodziną. Nikt nas nie odwiedza i odwrotnie. Od zawsze trzymali mnie w domu, pozwalali kumplować się tylko z tymi których rodziców dobrze znali. Nie mogłam chodzić na imprezy, przebywać za długo(czyli do 19) poza domem itd. Dzisiaj zresztą sytuacja nie wiele się poprawiła.(mogę zostawać poza domem nie dłużej niż do 20 lub 20:30). Matka jako że nie pracuje, pomaga ojcu prowadzić firmę, zrobiła sobie ze mnie pomoc domową i popychadło któremu jak i ojciec robi pranie mózgu i wciska przestarzałe ideały z czasów ich młodości czyli hhmm z lat 60/70. Nie tolerują mojego chłopaka, tylko i wyłącznie dlatego iż ma dready i jest odemnie młodszy o 1,5 roku. Wyrażają się o nim tak, jakby go doskonale znali, choć nigdy nie mieli z nim tak na prawdę do czynienia i nie mieli okazji tak na prawdę poznać bo nie chcieli przez swoje głupkowate uprzedzenia i przez fakt iż "oni wiedzą lepiej". Przemek jest w tej chwili jedyną osobą która mnie tak na prawdę zna. Podtrzymuje mnie na duchu, pomaga we wszystkim. Oczywiście nie jest ideałem ale ideały w końcu nie istnieją. Szanuje mnie i moje decyzje. Jest jednym z niewielu osób którym ufam tak na prawdę i w towarzystwie których jestem sobą i czuję się swobodnie. Z natury jestem skromna i raczej małomówna. Od zawsze nie pewna siebie, niedowartościowana, nie wierząca w swoje własne siły i potencjał który dopiero teraz zaczynam dostrzegać. Od zawsze mam problem z podejmowaniem decyzji, tych mniejszych i większych, od zawsze kompletnie nie radzę sobię z własnymi emocjami. Kilkanaście razy miałam myśli zamobójcze. Z dnia na dzień mam ich coraz bardziej doyć, z dnia na dzień coraz bardziej ich nie nawidzę, z dnia na dzień stają mi się coraz bardziej obojętni, z dnia na dzień coraz bardziej rośnie we mnie gniew i żal o wszystko co przez nich musiałam doświadczyć i doświadczam. Przyjęli strategię nagrody za dobre "sprawowanie" czyli im lepiej będiesz sie zachowywać(oczywiście tak jak oni by tego chcieli) tym więcej prezentów będziesz dostawać. Przykładowo jeśli skończysz studia, to kupimy ci auto. I choć na każdym kroku starałam się zdobyć ich aprobatę to zawsze mi coś wytykali, krytykowali mnie na każdym kroku, co zresztą robią na dal co można było zauważyć po wczorajszej i dzisiejszej akcji. Bo w końcu nie jestem taka jaką oni chcieliby żebym była. Matka ciągle przesiaduje w moim pokoju, oglada u mnie telewizor, nie mam ani chwili czasu dla siebie, zero prywatności, wszędzie wciska swoje toksyczne macki, o wszystkim musi wiedzieć. I na prawdę, nie przemawia do mnie, kompletnie nie interesuje mnie teza "ale rodzice chcą dobrze", więc wszystkim tym którzy właśnie w tej chwili czytają mój "wywód" mówie - pokrzywili mi psychikę i nadal chcą to usilnie robić, usilnie mnie wychowywać, od zawsze mnie krzywdzili w imie ich "dobrego", więc wolałabym, by wcisneli sobie to swoje "dobre " do kieszeni i obdarowali nim innego "szczęśliwca" bo ja już na prawdę nie mam na to ochoty. I choć staram się jak mogę wpuszczać jednym uchem a wypuszczać drugim to co mówią albo mi wmawiają to mają na mnie od zawsze tak ogromny wpływ, że nadal się ich boję. Boję się zrobić cokolwiek wbrew ich zdaniu. A w szczególności boję się rozwrzeszczanego ojca którego pamiętam z "akcji" w dzieciństwie.. Staram się zmieniać swoje nastawienie z każdym dniem coraz bardziej. Idzie mi to bardzo mozolnie i powoli. I boję się, że w którymś momencie dogi zabraknie mi sił o walkę o "samą siebie" i o moje szczęście.. Tak samo jak Keisu, mam ochotę spakować się, wyjść z domu i już nigdy tu nie wracać. To miejsce napawa mnie obrzydzeniem, jego ściany codziennie zioną złem i wstrętnymi wspomnieniami które nie dają mi w nocy spać.. Planuję jak najszybciej znaleść pracę, znaleść mieszkanie w pobliskim mieście, przeprowadzić się tam z Przemkiem i żyć z dala od tego wszystkiego, od tego chore miejsca z chorymi ludźmi i ich chorymi ideałami. Dopiero nie dawno zrozumiałam, że między nimi nic nie zmienie, mogę ratować tylko siebie, na nich już za późno..
×