Skocz do zawartości
Nerwica.com

magdam22

Użytkownik
  • Postów

    18
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez magdam22

  1. Zirael, nuits, to naprawdę bardzo optymistyczne posty, wlewające nadzieję w takich jak ja. Przebrnęłam już przez różne rodzaje nerwic, depresji, przy czym natręctwa są najgorsze. Pięć miesięcy brania leków i wiele lat użerania się z tym okropieństwem ze wsparciem bliskich mi osób, nie pomagają. Szczerze mówiąc, jest gorzej. Mam wrażenie, że moje nerwice przybierają postać coraz bardziej zdegenerowaną. Wymyślam na ich potrzeby coraz to głupsze rzeczy i tym się karmię. Nie wiem, co jeszcze mogłabym zrobić, bo woli zmian było we mnie bardzo wiele. Z każdym miesiącem przełamywałam się coraz bardziej, by walczyć, dla siebie, dla tych osób, które mnie kochają. Jestem fizycznie zdrowa, mam co jeść, a jednak nie potrafię normalnie żyć, tego najbardziej znieść nie mogę. Mam u swojego boku kochającego faceta, a jednak duszę się w tym swoim życiu, bo nerwica zabiera mi WSZYSTKO. Nie potrafię normalnie funkcjonować z tym strachem obsesyjnym, że kogoś skrzywdziłam, zamordowałam, z tym, że zamkną mnie do więzienia i to szczęście pod postacią mojego związku ktoś mi zabierze. Wiem na czym mój strach polega. Raz - problemy w domu, poniżanie, ból - teraz wreszcie mam wspaniały związek, zatem na pewno coś się stanie, co mi to zabierze. Dwa - nieustanne poczucie winy, obwinianie się za wszystko, dorabianie absurdalnych teorii, strach przed odłączeniem z bliskimi mi ludźmi, opinia innych ludzi. Trzy - związane jest to z moim kierunkiem studiów, zwłaszcza wszelkiego rodzaju przepisy karne. Poza tym obawa o wszelkiego rodzaju zatrucia, choroby, skrzywdzenie bliskich mi osób - także obce mi nie są. Co ja mogę zrobić? Jak mam wziąć się za siebie? Jak sobie wreszcie skutecznie pomoć?
  2. jaskolka83, zastanawiam się, bo u mnie nerwica lękowa jest w jakiś sposób uwarunkowana genetycznie. moja mama dzięki hipnozie, wspomaganej leczeniem farmakologicznym z niej wyszła. I mnie też wydaje się to trochę bajką, ale mojej mamie wystarczyły dwie sesje u dobrego hipnoterapeuty, aby nagle wszystko się uspkoiło i zaczęła normalnie żyć. byłam dzieckiem,pamiętam to jak przez mgłę, ale mama miała naprawdę silną nerwicę, nie mogło wychodzić z domu i ciągle płakała. ja dochodzę już do podobnego stadium i leki nie bardzo działają. pamiętam, że mama wtedy stała się innym człowiekiem. nie wiem, czy to zadziałało na zasadzie autosugestii związanej z tym,że mama była tak podłamana, że chwyciła się tej myśli o hipnozie jak tonący brzytwy, ale jej pomogło. Ubolewam tylko nad tym, że ten lekarz jest już nieaktywny zawodowo,bo bardzo chciałam się do niego wybrać. Dlatego szukam i myślę.
  3. softy_girl, ale naprawdę nie rezygnuj z szukania pomocy, kiedy będzie Ci dawała jeszcze bardziej w kość ta nerwica. szkoda życia!
  4. tegen, wydaje mi się, że dokucza Tobie i jedno i drugie, to znaczy zarówno nerwica natręctw jak i nerwica lękowa. Napisz, czy i u kogo szukałeś jakiejś pomocy? Jak wyglądają Twoje obecne relacje z bliskimi, rodziną, może masz jakąś bliską Twojemu sercu osobę? Myślę, że duży wpływ na Ciebie miało Twoje dzieciństwo. Poprzez nerwicę odreagowujesz wspomnienia z dzieciństwa, które nie miały ujścia, podobnie jak i Twoje stłumione emocje. Też mam z tym problem i lekarz,do którego poszłam stwierdził, że mam "słabe korzenie". W wyleczeniu każdej nerwicy ważne jest wsparcie w bliskich osobach, często w rodzicach, zabijanie tej nerwicy poprzez ludzi, którym można się wygadać, których rozmowa i pocieszenie będzie dla nas istotnym wspomożeniem w chwilach lęku. Co do tego porządku, sprawdzania, też Cię rozumiem. Jedyne co mi pomogło w lekkim stopniu, i co mogę Ci polecić, to pokonywanie tego drobnymi kroczkami. Po prostu niesprawdzenie raz drugi, czy plik zapisał się w folderze i zobaczenie, że od tego, że nie sprawdzę świat się nie zawali. Uświadomienie sobie, że nie jestem niespełna rozumu - jeśli dany plik jest mi potrzebny, to znaczy że z uwagą zapisałam go, pamiętam ten moment i koniec kropka. I kiedy kilka razy uświadomisz sobie, że kiedy po raz kolejny nie ulegniesz nerwicy, a świat i wszystko inne nadal jest na swoim miejscu, być może objawy się osłabią. Życzę powodzenia. Wiem, że to niełatwa walka, ale zarejestrowanie się na tym forum to Twój pierwszy krok. Życzę Ci abyś uczynił kolejne. pozdrawiam serdecznie
  5. jaskolka83, nie,nigdy nie byłam poddawana hipnozie, ale teraz zaczynam bardzo poważnie się nad tym zastanawiać
  6. mam pytanie, czy ktoś z Was zna godnych polecenia specjalistów z rejonu województwa kujawsko - pomorskiego lub wielkopolskiego, którzy przeprowadzają hipnozę?
  7. Zmagam się z tym samym i bardzo dobrze wiem, co czujesz. Potrafię sobie wmówić tysiące obrzydliwych rzeczy, a potem jeszcze w nie 'uwierzyć'. Wiem,że to nic nie znaczy, że to się nie stało, ale jednak moje dwutorowe myślenie działa. Wmówiłam sobie, że mam chorobę psychiczną i na pewno robię coś złego, a później tego nie pamiętam. Tym bardziej,że przez natrętne myśli potrafię to sobie wyobrazić, docierają do mnie jakieś skrawki i potem pożywka dla natręctw gotowa. Co mogę Ci poradzić z własnych doświadczeń w tym względzie - faktycznie, jak ktoś wyżej napisał, unikaj programów związanych z przemocą oraz z treściami na punkcie których pojawiają się natręctwa. Ignorowanie myśli to nie taka prosta sprawa, ale daje się to łatwo zrobić, kiedy maksymalnie zapełniasz sobie czas, nauką, spotkaniami z przyjaciółmi, jakąś małą przyjemnością typu zakupy, fryzjer. Coś co oderwie Twoje myśli, sprawi, że Twoje samopoczucie się poprawi. Nie szczędź sobie odrobiny zdrowego egoizmu i szukaj pomocy. Mnie to dziadostwo zaatakowało też jakoś w wieku 16 lat i największą głupotą jaką zrobiłam to udawanie przed bliskimi, że nic się nie dzieje,tłumienie tego w sobie, a co gorsza nieszukanie pomocy u specjalisty. Trzymam za Ciebie kciuki. Znajdź w sobie siłę, bliską Ci osobę i nie wstydź się tego, bo to nie Ty a natręctwa wymyślają te wszystkie obrzydliwe rzeczy. Pokonaj tą nerwicę drobnymi krokami, śmiejąc się z niej i umniejszając w swojej głowie wagę tego, że takie a nie inne rzeczy przychodzą do głowy. Po prostu ośmiesz te natręctwa w swoich oczach. Mi nie zawsze wychodzi, ale każdy sukces sprawia, że wierzę, że z tym można wygrać. Uda nam się! Powodzenia!
  8. Ja dziś przeżyłam traumę. Mój kot zdechł (ehh, nie lubię tak mówić o zwierzakach) i w dodatku podczas zakrapiania mu uszu przy próbie ratowania go przez panią weterynarz ugryzł mnie bardzo mocno w palec. Wkręciłam sobie, że mam wściekliznę. Nie bez powodu. U mojego poprzedniego kota,który niedawno zachorował i też nie dało się go uratować podejrzewali wściekliznę, jego zwłoki zostały wysłane do badania, próby biologicznej itd... Do tego czasu ja i moja rodzina przeżyliśmy koszmar, wszyscy byliśmy szczepieni, ale trochę za późno. Wyniki przyszły, ale okazało się, że ktoś nie nastawił próby potwierdzającej, że kot nie było chory,więc czekanie się przedłużyło i dop[iero wtedy podjęto decyzję o szczepieniu. Do tego czasu przeczytałam masę publikacji o wściekliźnie i do mojej świadomości wdarło się jedno hasło 'tego się nie da wyleczyć, człowiek umiera w męczarniach'. Mimo tego, że byłam już po serii szczepień i sprawa z próbą biologiczną się wyjaśniła ciągle widziałam wściekłe psy i potem w domu zastanawiałam się:a co jeśli mnie ugryzł albo lekko zadrapał, a ja doznałam szoku i tego nie pamiętam? a co jeśli otarł się o moją nogawkę od spodni i przeniosę jego zakażoną ślinę na mojego chłopaka,który nie jest szczepiony? Dziś to wszystko wróciło. Kota miałam bardzo krótko,był młody, w okolicy panuje wirus, dostał silnego stanu zapalnego uszu - młody organizm zwierzaka nie wytrzymał. Ale ja i tak w pamięci miałam tamte wydarzenia i to, że wścieklizna jest nieuleczalna. W dodatku ugryzł mnie, kiedy przytrzymywałam go przy badaniu. Byłam szczepiona - co z tego, myślałam sobie. Może wcale nie chodziłam na te szczepienia. Albo podali mi inny lek przez pomyłkę? Poza tym spotkałam się dziś z moim chłopakiem, który jest najdroższą mi na tym świecie osobą. Znowu pojawiły się myśli o tym, że umrzemy... Teraz wróciłam do domu i postanowiłam jedno - nie chcę już tak żyć. Wmawiać sobie absurdalne dolegliwości i umierać co drugi dzień, czytając w internecie objawy. I choć moja nerwica lękową połączona z nerwica natręctw dostała dziś wspaniałą pożywkę, żeby dalej pasożytować na moim mózgu,to nie dam się, choć pisząc to już wiem,że łatwo nie będzie. Czuję, że te myśli będą mnie męczyć jeszcze nie raz, ale pora zacząć wrzucać na luz. Umrę to umrę. Każdego kiedyś to czeka. A życie w wiecznym strachu... to nie życie. To wieczne obawy - o wszystko. Czuję, że gniję. Gniję za życia. A to gorsze niż jak gdyby ta moja śmierć miała przyjść naprawdę.
  9. Koko84, moja nerwica przebiega w bardzo podobny sposób. Z tym, że ja wmawiam sobie, nie że komuś coś zrobię, tylko że zrobiłam i na pewno tego nie pamiętam. No i tuż przed wyjściem z domu boję się już tego, co wymyślę po powrocie, kogo to nie zabiłam itd... Strach przed tym, że jestem złym człowiekiem i lęk przed więzieniem powoduje u mnie wielotygodniowe stany depresyjne. Nie potrafię się na niczym skupić, udręczam się myślami że zaraz przyjdzie po mnie policja. Generalnie od jakiegoś czasu żyję jak wrak. Trochę boję się, że lekarz przepisał mi nie te leki - działały na mnie tylko dwa tygodnie, teraz mam wrażenie że są neutralne. Boję się, że każda zmiana leku nie będzie obojętna dla mojego organizmu. Przy Xanaxie, kiedy poczytałam o skutkach ubocznych, to nie wiedziałam - śmiać się czy płakać. Podobno przy naszych problemach nie powinno się czytać ulotek,doszukiwać czarnych stron leczenia, bo to tylko od znalezienia dla siebie ratunku odrzuca. Napisz, jak wyglądają u Ciebie objawy? Pojawiają się tylko myśli które rozsadzają głowę, czy masz jakieś objawy wegetatywne typu trzęsące się ręce, płacz, pot?
  10. Klaudynna, wiem, że może to ma średni związek z tematem, ale zastanawiasz się czy jest w Tobie coś dobrego. Powiem szczerze, że coś co rzuciło mi się na pierwszy rzut oka, jest to szczere, a może i Tobie zrobi się milej - pięknie piszesz. Masz ładny, ciekawy styl, godny pozazdroszczenia. Co do Twojego problemu. Ja kiedy miałam 15-16 lat borykałam się z podobnym problemem, który swoje źródło miał w moich potwornych kompleksach. fatalnie się czułam w swoim ciele, sądziłam że jestem nieatrakcyjna, że wszyscy wytykają mnie palcami, wyśmiewają. Przybrałam wobec świata postawę lekkiej arogancji - to były moje kolce, którymi jak tylko mogłam, broniłam się przed atakami ze strony innych osób. Kiedy tylko obierałam sobie jakiś autorytet albo zakochiwałam się, kończyło się to jednym wielkim rozczarowaniem.Miałam wrażenie,ze nikomu nie jestem potrzebna, ani dla nikogo ważna. To przeszło, bo w końcu moje serce zabiło mocniej i choć nie trwało to długo, bo związek mi nie wyszedł, to przyjaźnię się z tym chłopakiem po dziś dzień. On i znajomość z nim dały mi bardzo wiele - nauczyłam się żyć dla siebie, zostawiać sobie margines na własne ja, a nie wiecznie przejmować tym, co myślą inni. Zrozumiałam, że ja też mogę być dla kogoś ważna i atrakcyjna, bez względu na to, ile mam kasy i jak wyglądam - bo to dusza człowieka czyni go bogatym i wartościowym. Moim zdaniem potrzebujesz jakiegoś bodźca, który podreperuje Twoje bardzo niskie poczucie własnej wartości. Schowaj trochę kolce i zobacz co się stanie. Na tyle ile możesz, wiem, że to niełatwe. Musisz samej sobie udowodnić, że jest w Tobie coś wyjątkowego, uwierzyć w siebie. Bo brak tej wiary powoduje poczucie lekkiej beznadziei i bezsensu. Ale z wszystkiego da się wyjść. Naprawdę. Pozdrawiam
  11. killer1983, doskonale wiem co możesz czuć. Sytuacja gdy nasze wstrętne natręctwa dotykają myśli o najbliższych nam osobach jest zawsze nie do zniesienia. A to właśnie nerwica chce z nami zrobić - zniszczyć nasz spokój, zabrać nam nasze szczęście, sprawić że życie będzie jednym wielkim umartwieniem. Nie można sobie na to pozwolić. Życie samo w sobie przynosi nam zbyt wiele prawdziwych poważnych problemów, z tymi urojonymi trzeba walczyć. Nie powiem Ci jak - bo sama szukam tej metody, ale trzymam za Ciebie mocno kciuki. U mnie schemat był taki- dzieciństwo miałam fajne, wspaniali dziadkowie, ciepła miła rodzina,na świat przyszła moja siostra, było jeszcze lepiej. Aż w końcu w małżeństwie moich rodziców zaczęło się psuć, rozpętało się prawdziwe piekło. awantury dotykały wszystkich domowników, a ja z kochanej córeczki rodziców stałam się obiektem wyzwisk, wyładowywania gniewu, nieustannych oczekiwań. W moim życiu wszystko musiało/musi być idealnie - jeśli nie było/nie jest, to źle. Zaczęłam mieć poczucie winy z powodu tego że żyję. I zaczęłam wymyślać różnego rodzaju historie,które napędzają moje koło nerwicowe. Wszystkie wiążą się z uzyskaniem pewności, czy jeśli zrobię coś strasznego - to moje najbliższe osoby mnie nie odrzucą... Zaczęłam sobie wmawiać choroby zakaźne, to że pójdę do więzienia, bo kogoś zabiłam, że rozbieram się na ulicy i ośmieszam przed ludźmi. Realnie wiedziałam, że żadna z tych rzeczy nie ma miejsca - jednak nie potrafiłam przestać o tym myśleć i kiedy już przełamałam się i powiedziałam o mojej nerwicy wpadłam w błędne kółko pragnienia uzyskiwania wiecznych zapewnień, czy jeśli będę miała hiv, to mój chłopak mnie nie odrzuci? czy jeśli zamkną mnie do więzienia, bo kogoś zabiłam, to moja mama mi pomoże i nie odwróci się ode mnie? itd. itd... W chwili, w której obecnie jestem, czuję się spełniona. Mam fantastyczne studia, o które walczyłam z wielkim trudem i na które udało mi się dostać, mam chłopaka, na którym w każdej życiowej sytuacji mogę polegać, jednak natręctwa sprawiają, że moje życie wciąż jest pozbawione kolorów. Nie jest miło żyć ze świadomością śmierci, własnej niepoczytalności czy zabójstwa na sumieniu. jak na razie to zabijam tylko własne ja.
  12. Inesss000, moja mama kiedy ja byłam mała miała dokładnie to samo i przez długi czas borykała się z agorafobią. W sytuacjach jednak, kiedy np. trzeba było iść ze mną do lekarza lub załatwić bardzo ważna sprawę, potrafiła się zmobilizować. To dało jej siłę do dalszej walki z tym paskudztwem. Ostatecznym rozwiązaniem była dla niej hipnoza i choć mi nerwica uderzyła na nieco innym już tle, to sama zastanawiam się nad tą metodą terapii. W związku z tym mam pytanie, czy ktoś z Was juz tego próbował i ewentualnie gdzie można szukać takiej pomocy?
  13. Sassolina, więzienie... sama nie wiem skąd. Dla mnie oznacza ono całkowite rozdzielenie z jedyną osobą, która dała mi w życiu namiastkę szczęścia i względnego poczucia bezpieczeństwa, na ile można takowe dać osobie tak zniszczonej nerwicą... Poza tym myślę, że wiąże się to z moim kierunkiem studiów i samonakręcaniem się odnośnie paragrafów, przestępców itd. Po prostu myśl o śmierci mojego chłopaka i o tym, że pójdę do więzienia i zrobię komuś coś złego mnie przerasta. Są lepsze i gorsze dni, ale liczę na coraz więcej tych lepszych. Bardzo dziękuję Ci za odpowiedź, takie słowa zawsze wpływają na mnie pozytywnie. Życzę Ci wszystkiego dobrego, trzymaj się:)
  14. - wkurzają mnie bezczelni i do granic możliwości aroganccy ludzie; - wkurza mnie to, że na świecie sprawiedliwości faktycznie nie ma; - wkurza mnie, że przez moja nerwicę nie mogę po prostu żyć, cieszyć się moją miłością, spędzić choćby jednego dnia bez strachu....
  15. piotrek-02, bardzo mi przykro, że tak się to u Ciebie objawia. Ja wiem dobrze co to znaczy nie móc czerpać radości z życia, ciągle się czegoś bojąc. U mnie to uderzyło w inną stronę, przynajmniej teraz, ale wizyta u psychiatry wydaje mi się nieodzowna. Na pewno skoro "siedzisz" w temacie chorób, zdajesz sobie sprawę, że takie stopniowe wykańczanie swojej psychiki wiecznym samoudręczeniem nie przyniesie nic dobrego, także dla zdrowia fizycznego. Pamiętaj, że psychiatra to także, a może przede wszystkim lekarz medycyny. Pamiętaj też o tym, że skoro kontrolowałeś ostatnio stan swojego zdrowia, robiąc gruntowny "przegląd" siebie, to jesteś zdrowy. To że psychiatra może zalecić Ci farmakoterapię nie znaczy, że przegapisz jakieś złe sygnały, które mógłby wysyłać Twój organizm, gdyby w istocie działo się coś złego. Chodzi tylko o to byś poczuł się lepiej, odetchnął i zaczął cieszyć życiem. To ważne, zrób to dla swojego zdrowia. Zobaczysz, że wtedy wszystko się unormuje. Ja też nie jeden raz lądowałam na pogotowiu/u lekarza z zawałem, rakiem, białaczką, bólem nerek... To da się w końcu przezwyciężyć, są lepsze i gorsze etapy. Tylko trzeba iść i spróbować.
  16. U mnie objawy nerwicy polegają na kompletnej bezsilności w działaniu. Kiedy mam wziąć się do pracy, uczyć do egzaminu, zrobić coś pożytecznego, posprzątać, komuś pomóc,spędzić miły wieczór z chłopakiem myślę sobie: po co mi to? Przecież i tak zamkną mnie do więzienia/umrę/zawiodę wszystkich po kolei? Nauka nie ma sensu, bo egzaminu i tak nie zdążę zdać, do tego czasu na pewno coś się stanie... Myśli te powoli sprawiają, że czuję się już wykończona tą jak na razie nierówną walką z nieodłącznym elementem mojego życia - nerwicą lękową...
  17. piotrek-02, moja nerwica lękowa z początku objawiała się wymyslaniem sobie rozmaitych schorzeń i dolegliwości. Zarówno mnie jak i mojej najbliższej osobie. Wysyłałam chłopaka na wszelkie badania, sobie też nie szczędziłam wszelkich lekarzy i pobrań krwi. Najbardziej jednak odchorowałam "fakt", że mam wirusa hiv... Tutaj nawet wynik jasno świadczący o tym, że to niemożliwe nie do końca mnie uspokoił... Dlatego doskonale wiem,co czujesz i zdaję sobie sprawę, że żaden post na forum nie jest w stanie ukoić Twych skołatanych nerwów i nie sprawi, że nagle coś pęknie i przestaniesz się zamartwiać. Naprawdę proponuję Ci byś zarejestrował się do psychiatry i aby było łatwiej, napisz sobie wszystko, co jest warte odnotowania na kartce, aby potem było Ci łatwiej opisać to lekarzowi. To jest pierwszy, dość trudny krok, ale warto. Wiem, co ja wyczyniałam ze strachu przed tym,że na drugi dzień mogę się nie obudzić. U mnie jest to uwarunkowane genetycznie, moja mama miała właśnie nerwice tylko na tle chorób. Pomogła jej farmakoterapia i ostatecznie hipnoza. Będzie dobrze. Ja też właśnie próbuję wziąć się w garść a pierwszym krokiem było zarejestrowanie się na tym forum. Nie jesteśmy sami w problemie nerwicy. Nie pozwólmy sobie, jak to kiedyś powiedziała bardzo ważna dla mnie osoba, gnić za życia. Bo życie jest za krótkie aby ciągle się bać. Pozdrawiam serdecznie
  18. Witam wszystkich bardzo serdecznie! Dość długo nosiłam się z zamiarem opisania objawów swojej choroby. Psychiatra, do którego po długich bataliach z mamą zgodziłam się pójść stwierdził u mnie nerwicę lękową połączoną z nerwicą natręctw. Główną rolę w mojej przypadłości odgrywają właśnie natręctwa, cykliczne stany, w których wmawiam sobie, że ktoś z mojej rodziny umrze, że stracę swojego chłopaka,bo zachoruje on na śmiertelną chorobę, że zamkną mnie do więzienia,bo ktoś wrobi mnie w zabójstwo lub też że sama zabiłam jakiegoś człowieka. Zabiłam - a później tego nie pamiętam,bo na pewno jestem chora psychicznie. Te właśnie natręctwa powodują mój wieczny strach przed wychodzeniem z domu, kontaktami z nowymi ludźmi, bo wiem, że każda taka sytuacja sprawi, że wymyślę kilka kolejnych historyjek, które będą mi spędzać sen z powiek. Co ważne, zdaję sobie sprawę, że fizycznie nie jestem w stanie zrobić krzywdy drugiej osobie, jestem na to za słaba, poza tym nie mam skłonności do krzywdzenia innych osób, staram się pomagać ludziom i nikomu nie wchodzić w drogę, dlatego właśnie te myśli atakują mnie. Przyjmuję obecnie Parogen i doraźnie Xanax. Xanax pomaga mi w sytuacjach bardzo stresowych, pozwala na chwilę ukoić skołatane nerwy a także objawy fizyczne jak trzęsące się ręce, pocenie i przyspieszone tętno. Jednak Parogen pomagał przez pierwszy miesiąc, teraz biorę drugie opakowanie i niestety dostrzegam raczej pogorszenie stanu swojego zdrowia. Zastanawiam się z czego to wynika, czy lek już na mnie nie działa... Drodzy Forumowicze, przejrzałam tutaj wiele postów, ale wszystkich nie sposób było przeczytać. Powiedzcie, czy Wy też borykacie się ze zbliżonymi objawami, czy ja jestem jakimś wyjątkiem... Przyznam, że powoli mnie to przerasta, liczyłam na cud po wizycie u psychiatry, który jednak nie nastąpił...
×