Czasami zastanawiam się czy naprawdę tyle tracę... z tego co słyszę, to związki, miłość i seks to sens życia. Mam 23 lata, nigdy nie miałam chłopaka, nigdy się nawet nie całowałam i pewnie tak już zostanie... mam jakiś dziwny problem, w moim życiu właściwie w ogóle nie ma ludzi i właściwie to czuję się z tym OK, ale jak czytam te wszystkie książki dla DDD, o uzależnieniach, odrywaniu się od nieciekawej przeszłości itd wszędzie piszą jaka to jest wielka tragedia, że bez ludzi się nie da, że nie dożyję pewnie trzydziestki i tak dalej... czy inni ludzie są sensem życia czy żyjemy dla siebie? Jak to jest?
No więc w moim życiu w ogóle nie ma ludzi, ale jakoś bardzo mi to nie przeszkadza, nie umieram z samotności... Czy ktoś jest to w stanie zrozumieć? mnie to nie martwi tylko jak czytam te wszystkie książki, to stwierdzam, że jestem ostro zryta i chyba powinnam z tym jakoś próbować walczyć?
Sorry za taki temat... nie wiem czy jest w dobrym dziale?
Noi jak to jest z tym seksem? Wszystko się podobno wokół seksu kręci, a ja nawet nie wyobrażam sobie tego... nawet pocałunku sobie nie wyobrażam. Nie mogłabym... no ale o czym my mówimy, nawet zwykłej koleżeńskiej znajomości nie mogę utrzymać, bo nie jestem w stanie wyjść z domu... zwykła rozmowa mnie męczy.... czy ja jestem jakimś robotem ? sorry za użalanie się, ale stwerdziłam, że lepiej to zrobić na tym forum niż np na jakimś ogólnym onecie np bo tam to by mnie dopiero wszyscy zjechali idź ogarnij się dziewico chuj ci w dupe i tak dalej... ciekawa jestem co będzie tutaj...