Skocz do zawartości
Nerwica.com

al1984

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez al1984

  1. al1984

    [Łódź]

    w sumie też jestem z Łodzi.... Ale nie wiem czy chcę tu mieszkać... Za dużo zmartwień, zbyt często płaczę mijając miejsca, które kojarzą mi się z cudownymi chwilami.... Nie mogę nawet do chrzanionego Tesco czy Manufaktury pojechać bo przypominam sobie jak było kiedyś.... \Chyba, żyję w dwóch światach. 1. Realny, w którym wegetuję 2. Ten, który utraciłem.... Ten najpiękniejszy... najdoskonalszy... Ten, który runał 2 lata temu a nie zdawałem sobie sprawy z tegpo. I to co wtedy się stało miało taki wpływ na mnie, że teraz zawalił się ostatecznie po rozstaniu z narzeczoną... Moim jedynym wsparciem,
  2. Hm... No widzisz... Cieszę się... Ja za to byłem w cudownym związku z osobą, która wspierała mnie w bardzo trudnych chwilach przez ponad 1,5 roku. Od pół roku byliśmy zaręczeni.... Miałem do kogo pójść... I niestety... Natłok spraw spowodował to, że przestałem gadać. Chciałem a nie mogłem zamknąłem się w sobie. I w ciągu 4 miesięcy straciłem wszystko... Straciłem ją.... I jeden jedyny pozytyw: Przynajmniej zacząłem wkońcu brać leki i umówiłem się do lekarza... Dbaj o miłość... Bo strasznie szybko czasem coś ginie niestety.... :/.
  3. Ech przepraszam, że tak dopisuje coś ciagle ale nie umiem ostatnio się wysłowić za jednym razem... Dziwne jest to, że najwięcej zrozumiałem wtedy kiedy było bardzo źle lecz gdy zobaczyłem w jej oczach nadzieję... To mnie dziwi... I wtedy zapragnąłem rozmawiać... Ech... Jak się rozstaliśmy wyrzuciłem tyle pamiątek... A na półkach leżą pamiątki od niej... Żyje ciagle tak jakbym miał zaraz do niej jechać.... Uciekam często z domu wychodząc gdziekolwiek bo mam dość już.... :/. Patrzenia na to.... A najgorsze są trzy rzeczy... 1.Non stop piszę do niej listy.... I chowam do segregatora... Wspominam chwile... Jak jadę obok jej bloku mam łzy w oczach... Martwię się czy jest zdrowa... I są chwile kiedy po porstu chcę do niej jechać... 2. mam prawo jazdy i samochód... I czasem jadę... wciskam gaz i patrzę się ślepo przed siebie, na drzewo, latarnie... ech .... 3. kupiłem sobie tarczę do rzutek. I wszystko było dobrze dopóki nie odkryłem, że jak może rzucę 13 razy pod rząd 13 to się naprawi... ( ja się urodziłem 13, mam imieniny 13, poznaliśmy się 13, i 13 się zaręczyliśmy .... ). A jak mi nie wychodzi to dostaje takiej kurwicy.... a wiadomo nie wychodzi... narazie trafiłem chyba 5 razy pod rząd....
  4. Picie prawie już porzuciłem.... W sumie do baru wchodzę na jedno piwo a idę tam by uciec z domu na jakiś czas i wypalić paczkę fajek... Przez 22 lata życia byłem przeciwnikiem palenia, nie rozumiałem ludzi palących, nie znaszę smrodu fajek.... A palę... Chociaż fakt.. Wczoraj był dzień słabości... poszedłem na piwo i jak wróciłem wypiłem jeszcze trochę wina.... :/. Bo wczoraj po wizycie, na której dowiedziałem się co mi jest i co pewnie mi było podłamałem się.... Bo pewnie to spowodowało w pewnej części rozstanie... I to, że choć chciałem gadać, wywalić z siebie wszsytko nie umiałem.... Nie wiem... tego wyjaśnić się nie da.... Teraz potrafię a wtedy nie mogłem.... :/. Bałem się, blokowałem... nie wiem.... I nie wiem co takiego się stało, że gdy w święta zebrałem siły na chwilę... nauczyłem się gadać... :/. Dziękuję za wszystkie odpowiedzi..... A ja teraz żyję nadzieją... że jednak Madzia wróci... Mój ideał kobiety i sens życia... Oba, która wie o mnie wszystko... Wróci, wybaczy i pomoże... A ja nigdy już jej nie zranię.... I nie wiem co się stanie gdy nadzieja umrze... W sumie tylko ona daje mi teraz siłę... W myślach z nią rozmawiam, tłumaczę, piszę do niej listy i zbieram w segregatorze.... Martwię się o nią i tęsknię.... Za nią, jej domem i psem.... :/. I tak chciałbym jej to powiedzieć.... tak chciałbym żeby zrozumiała.... I w sumie nie mogę się doczekać tej wizyty.... A to dopiero w przyszłym tygodniu.... Bo ja naprawdę warjuję w domu.... A jak wychodzę do znajomych to wracają wspomnienia.... Bo to Ci sami znajomi, którzy znali nas... I tak jakby patrząc na nich czuję taki.... hmmm ich strach i niechęć... Bo jestem smutny, bo gadam inaczej, bo palę, bo inaczej się zachowuję....
  5. Wiecie co jest najgorsze.... Miłość.... Miłość i świadomość bliskości, potzreba jej, a zarazem wiedza jak bardzo skrzywdziłem, jak bardzo chciałem a nie mogłem, jak bardzo zraniłem i zniszczyłem.... I teraz wiem jaki byłem okropny dla niej ostatnio... Jak mnie potrzebowała a mnie nie było... Jak ja jej potzrebowąłem a nie umiałem powiedzieć, poprosić.... Jak bardzo potzrebuje jej teraz.... gdy ona już mnie nie kocha.... A ja zamykam oczy i ją widzę, zamykam oczy wieczorem i słyszę jak czyta mi kubusia puchatka na dobranoc, wspominam cudowne chwile... bo do czasu kiedy ja sie zmienilem bylo jak w bajce.... wspominam jej mieszkanie chociaz dalem jej odczuc, przez moje zachowanie, że nie lubię go.... brakuje mi jej wsparcia a wszystko noszę w sobie... teraz gdy umiem gadać nie moge z nią porozmawiać... odeszła.... moja jedyna radość i nadzieja, która była przez wszystkie trudne chwile... I jej odejście było ostatnim gwoździem do trumny.... Naprawdę.... I żyję zamiast u boku Madzi, w domu, który niszczy mnie powoli psychicznie... Owszem z rodzicami... ale dla młodego człowieka ta sytuacja jest... okropna.... :/. Patrzeć na chorobę, krzywdę.... A w mojej psychice jestem z Madzią... u jej boku.... I wszystko za późno....
  6. Sam nie wiem od czego mam zacząć moją historię. Jak miło, że internet daje anonimowość. Wszystko zaczęło się dokładnie 2 lata temu. Jestem człowiekiem dość młodym. Obecnie mam 23 lata. Przez 21 lat mojego życia w sumie nic złego się nie działo.... No może poza porzuceniem studiów na Politechnice.... Wtedy poszedłem do psychologa bo bałem się o tym powiedzieć.... Ale było minęło. W wieku 21 lat miesiąc po świętach moja mama miała bardzo poważny udar mózgu. Życie zmieniło się całkowicie. Dziwne. Wtedy dostałem pomimo załamania straszny zastrzyk energii.... Sprzątałem w domu, gotowałem, robiłem zakupy, pomagałem ojcu, studiowałem. 3 miesiące po tym poznałem cudowaną dziewczynę. Stała się moim wielkim wsparciem. Wszystko układało się przecudownie. Ja miałem siłę, ona mi pomagała. Niestety, udar zmienia człowieka.... Ten dom powoli strasznie się niszczył... Niszczył ojca.... Matka mnie raniła, osklarżała.... Ale miałem do kogo iść... Cóż nadeszły kolejne święta.... Zaraz przed nimi mój pies ciężko zachorował, w śięta jeszcze walczyliśmy, wyjechałem z dziewczyną w drugi dzień świąt na narty.... Było cudownie. Wróciłem i po 12 dniach uśpiliśmy psa.... Jak dziś pamiętam jak kopałem na działce grób dla niego.... Była zima.... A ja ryczałem, płakałem.... Ale było moje wsparcie... Pochowaliśmy go... A ja stałem w oknie przez dwa dni z łzami w oczach... Dom przypominał grobowiec.... Po dóch dniach dostałem od Madzi ( mojej dzieczyny ) szczeniaka.... Odżyłem.... Cóż potem zaczęła się rozmowa o wspólnym mieszkaniu... W między czasie rzuciłem studia chemiczne z powodu alergii. W domu pomagałem coraz mniej, mama raniła mnie bardzo, były ciągłe kłótnie. Niestety z Madzią tez powoli nie gadałem. Zaczęliśmy prace w pubach. Latem zaręczyliśmy się. Cudowny moment. Potem wyjechaliśmy razem na wakacje. Żyliśmy jak małżeństwo z 20letnim stażem.... No i się zaczęło... Poporsiła żebym pogadał we wrześniu z ojcem w sprawie przeprowadzki. Pogadałem.... Nie zabardzo chciał nam pomóc. Teraz wiem, że liczył na kolejną rozmowę.... Chciał żebyśmy mieszkali razem. W tym samym czasie okazało się, że mój brat wyjeżdża z Polski na studia do Irlandii.... Nie wiem.... Ja nagle stałem się strasznie nerwowy.... W sumie codziennie piłem amol na którym było napisane: poprawia nastrój. I niestety.... Zacząłem pić dość duzo alkoholu.... Nie potrafiłem gadać z nikim.... Przyszedł październik. Madzia prosiła żebym poromawiał jeszcze. Zaczęła się szkoła, dwa domu na głowie ( bo często byłem u niej ), praca. Już w październiku nie mogłem się doczekać zimowego wyjazdu..... I to był mój koniec.... od połowy października nie gadałem już z nikim.... Ani z Madzią, a ni z rodzicami.... Jak miałem zadzwonić, że będę w domu później to się bałem... Chciałem z nią pogadać bo wiedziałem, że coś złego się dzieje ale nie mogłem się przemóc.... Raniłem ją okropnie... Byłem u niej ale tak jakby mnie nie było... Nie gadałem, szybko szedłem spać, byłem nerwowy, piłem codzienie, jedyne miejsce gdzie jeździliśmy to market.... Owszem pomagałem... Gotowałem, robiłem kolacje, czekałem na nią.... woziłem .... ale jej czegoś brakowało w tym wszystkim... brakowało mnie.... Potem powróciły wspomnienia choroby psa.... Sytuacja w domu była coraz gorsza.... Ojciec chodzi ł przygnębiony, matka co troche coś mi powiedziała, często były problemy bo coś potłukła, wymiotowała.... A ja pomimo miłości do Madzi nie umiałem z nią współżyć.... Przed samymi świętami odbyły się trudne rozmowy z moją narzeczoną.... Ale pomimo tego nie umiałem się przyznać.... chciałem powiedzieć ale nie umiałem się przemóc do tego, sluchałem, chciałem opowiedzieć ale nie mogłem... patrzyłem się ślepo w ścianę. .... Nigdzie nie pojechaliśmy.... Przestała być czuła. Nie przytulała mnie choć tak tego potrzebowałem.... I nagle jak zobaczyłem jak odpakowywała prezenty.... zobaczyłem swoją kochaną Madzię, i potem jak była czuła gdy pojechaliśmy do niej na działkę w 2 dzień świąt... Nagle zebrałem siłyl.... Postanowiłem, że powiem jej.... Przyznam się.... nie wiem skąd były te siły.... Stwierdziłem, że powiem jej w sylwestra, że chce z nią zamieszkać, powiem, że potrzebuje pomocy,, opowiem co działo się ostatnio.... 30 grudnia powiedziała, że dobrze nam zrobi jak odpoczniemy od siebie przez 2 tygodnie... To było totalne załamanie.... chciałem pogadać a nie mogłem... nauczyłem sie gadać... czułem potrzebę.... Pojechałem w połowie tygodnia pod jej blok... myślałem, że będzie. nie było.... dowiedziała się o tym, że byłem. Podobno była bardzo zła. Potem starałem się nie pisać już nic.... Zadzwoniłem po tygodniu.... miałem zły w oczach... płakałem.... umówiliśmy się na rozmowę.... i dowiedziałem się, że to koniec. Ze zniszczyłem ją zupełnie.... Że nie umiem żyć sam, że ten rok był dla niej okropny.... Miałem zabrać swoje rzeczy.... Teraz zostałem sam.... nie mam z kim pogadać.... potzrebuje bliskości i pomocy a osoba, która mi to dawała zniknęła.... Wkońcu poszedłem do lekarza bo po porstu wariowałem, potzrebowałem czegoś na uspokojenie. Wtedy dostałem Cloranxen, łykałem ale mało pomagało.... Poszedłem wczoraj. Opowiedziałem po krótce. Dostałem Paxtin 20. i telefon do Pani psycholog.... Nastroje w ciągu dnia sa od full optymistycznych, poprzez neutralne do full pesymistycznych.... No i nie pamiętam kiedy przespałem noc.... I tak o to zniszczyłem cudowny związek dwojga ludzi.... Zniszczyłem tyle pracy i zaufania, które w siebie włożyliśmy.... Zniszczyłem też Madzie.... Zraniłem wszystkie bliskie mi osoby, bo znowu zawaliłem studia.... Idowiedziałem się tylu złych rzeczy... Od niej.... Choćby tego, że od września nmie traktuje mnie jako przyjaciela.... I dzisiaj tak potrzebuje jej pomocy. Chociaż wiem, że strasznie ją skrzywdziłem.... Odsunąłem się od niej, nie troszczyłem, nie gadałem, nie spełniłem jej prośby w psrawie rozmowy, nie zajmowałem się nią... Pamiętajcie: nie bójcie się rozmaiwać... przyznać.... A jak czujecie, że coś jest źle idzicie do lekarza.... Proście o pomoc.... Bo niestety.... ja swoją szansę na założenie cudownej rodziny zmarnowałem... Bo to była pisana mi osoba... czuła troskliwa.... Zaangażowna. Tylko za bardzo ją zraniłem.... :/. [ Dodano: Pią Sty 26, 2007 12:03 pm ] a jeszcze jedno.... Czytam od wczoraj to forum... Od kiedy dowiedziałem się że to pewnie depresja była.... Czytam Wasze wypowiedzi i artykuły.... Rany.... Tak jakby ktoś zawarł 90% moich myśli.... a trzeba było wcześniej.... [ Dodano: Pią Sty 26, 2007 12:07 pm ] czytam Wasze wypowiedzi na forum, artykuły.... To tak jakby pisał ktoś o tym co ja czuje i myślę od pewnego czasu... Ta niemoc mówienia... alkohol.... zamknięcie się w sobie, jakieś irracjonalne posunięcia.... Dobra kończę.... bo zaraz zacznie się zły nastrój.... A chwilowo był ten w którym wiem jakie zrobiłem błędy....
×