Skocz do zawartości
Nerwica.com

zatracona

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia zatracona

  1. zatracona

    Samotność

    Ja się dopiero szykuję na samotność, taką rzec by można głupawą wersję, bo dziwnym trafem nagle wszyscy moi przyjaciele (nie mam ich wielu, ale za to autentycznych) odchodzą żyć na inny kontynent (jak na ironię na ten sam, dla mnie b. niewygodny do odwiedzin). I wiecie, nieraz gorzej kogoś stracić niż nie móc poznać. Wiele zawdzięczam tym ludziom, wyróżniają się ze społeczeństwa, pośród którego nie mogę żyć, bo dobija albo swoją głupotą albo mentalnością (niestety tylko na takie środowiska tu w Polsce trafiłam). Swoje jednak przeżyłam i takie zapierające dech w piersiach zwroty akcji mnie jednak już śmieszą, nie dziwią. Ci ludzie uratowali mi życie, stali się dla mnie ważni, doceniłam czyjąś bliskość- coś, co dla mnie nigdy nie istniało, ale powiem Wam, że sama z siebie nawet dziś nie zabiegam o znajomości, nie potrzebuję ich (a gdybym nie spotkała nigdy moich drogich przyjaciół, to byłabym stuprocentowym eremitą w wielkim mieście), uchodzę za dziwadło: 1) z powodu zdiagnozowanych problemów psych., skończonych terapii itp.; 2) usprawiedliwiane tym, że zdarza mu się co nieco tworzyć. Więc jesteście bardziej "normalni" ode mnie, skoro potrzebujecie ludzi tak na żywo i jest Wam bez nich źle
  2. zatracona

    To może tutaj

    Witajcie, Postanowiłam napisać, próbując pokonać dotychczasową awersję do forów. Cóż o sobie: wiek i zajęcie nie są istotne; w przeszłości depresja młodzieńcza długa i w bardzo niesympatycznej wersji, terapia zakończona sukcesem (tylko nie wiem, kogo tak naprawdę), a zaburzenia osobowości w połączeniu z pasją twórczą pewnie do dziś. Psychologów już jednak nie nawiedzam, trochę mi się to przejadło. Tak czy owak pod koniec depresji walczyłam, ile się dało i nie żałowałam, gdy z niej wyszłam. Walka naprawdę była szalona, całość, jako dzieciak, uznałam za.. pouczającą lekcję, co pozwoliła odkryć piękno przyjaźni, docenić życie po próbach samobójczych i inne takie milutkie sprawy. Tak, niezwykle miło było mi wówczas z takim nastawieniem rozpoczynać dorosłe życie. Co mi wtedy zostało: stany lękowe, jakaś dojrzałość, ale też swoisty brak zdziwienia po tym wszystkim odbierany przez otoczenie jako nieczułość, sceptycyzm i inne takie, nie mi to zresztą oceniać. A teraz wszystko zdołało skopać się dokumentnie niemalże wieki po tych pierwszych, młodzieńczych problemach ze sobą. Groźba śmierci bliskiego mężczyzny, który potrafi dostrzegać w świecie to, czego nie widziałam, nawet miłość, choć w miłość średnio wierzę (może mi wybaczycie, jeszcze mi z artystycznych zmagań różne teorie zostały), natychmiastowy wyjazd przyjaciół- ludzi dla mnie bardzo ważnych- jak na ironię- na inny kontynent na stałe (i z pewnych przyczyn, o jakich nie chcę pisać, już ich nie zobaczę), niebawem dołączy do nich ostatni, któremu zawdzięczam najwięcej, w tym porządek w moim życiu, które sam uratował. I to będzie cios poniżej, nie wiem w sumie poniżej czego mogłoby być u kobiet.. Właściwie nie zostanie tu nic (do tego dochodzi jeszcze inny problem- jestem z mieszanego małżeństwa, po latach życia gdzie indziej, rodzice zdecydowali zamieszkać w Polsce- minęło wiele czasu, a mi do dziś przeszkadza atmosfera w tym kraju) i ogólnie to zdaje się, że ktoś sobie zrobił ze mnie niezłe żarty. Preferuję samotność, ale nic nie zmienia faktu, że ci ludzie byli/są dla mnie ważni. Wspomnę jeszcze jednego z moich przyjaciół, też pisywał, więc wreszcie z tego świata wyekspediował. To smutne, ale w niektórych środowiskach się trochę znieczula na śmierć. Tymczasem myślę o tych wszystkich gorzkich chwilach z młodości, że znowu się zacznie, a będzie ciężej, skoro z tamtej depresji ledwo wyszłam. Może wszystko brzmi zbyt formalnie, jednak celowo unikam opisów tego, co czuję, bo sami zresztą wiecie, co SIĘ CZUJE. A od końca dzieciństwa (z przerwą na porządki), to i owo czuję, nie chcę powtarzać się tyle razy.
×