Witajcie,
Postanowiłam napisać, próbując pokonać dotychczasową awersję do forów. Cóż o sobie: wiek i zajęcie nie są istotne; w przeszłości depresja młodzieńcza długa i w bardzo niesympatycznej wersji, terapia zakończona sukcesem (tylko nie wiem, kogo tak naprawdę), a zaburzenia osobowości w połączeniu z pasją twórczą pewnie do dziś. Psychologów już jednak nie nawiedzam, trochę mi się to przejadło.
Tak czy owak pod koniec depresji walczyłam, ile się dało i nie żałowałam, gdy z niej wyszłam. Walka naprawdę była szalona, całość, jako dzieciak, uznałam za.. pouczającą lekcję, co pozwoliła odkryć piękno przyjaźni, docenić życie po próbach samobójczych i inne takie milutkie sprawy. Tak, niezwykle miło było mi wówczas z takim nastawieniem rozpoczynać dorosłe życie. Co mi wtedy zostało: stany lękowe, jakaś dojrzałość, ale też swoisty brak zdziwienia po tym wszystkim odbierany przez otoczenie jako nieczułość, sceptycyzm i inne takie, nie mi to zresztą oceniać.
A teraz wszystko zdołało skopać się dokumentnie niemalże wieki po tych pierwszych, młodzieńczych problemach ze sobą. Groźba śmierci bliskiego mężczyzny, który potrafi dostrzegać w świecie to, czego nie widziałam, nawet miłość, choć w miłość średnio wierzę (może mi wybaczycie, jeszcze mi z artystycznych zmagań różne teorie zostały), natychmiastowy wyjazd przyjaciół- ludzi dla mnie bardzo ważnych- jak na ironię- na inny kontynent na stałe (i z pewnych przyczyn, o jakich nie chcę pisać, już ich nie zobaczę), niebawem dołączy do nich ostatni, któremu zawdzięczam najwięcej, w tym porządek w moim życiu, które sam uratował. I to będzie cios poniżej, nie wiem w sumie poniżej czego mogłoby być u kobiet.. Właściwie nie zostanie tu nic (do tego dochodzi jeszcze inny problem- jestem z mieszanego małżeństwa, po latach życia gdzie indziej, rodzice zdecydowali zamieszkać w Polsce- minęło wiele czasu, a mi do dziś przeszkadza atmosfera w tym kraju) i ogólnie to zdaje się, że ktoś sobie zrobił ze mnie niezłe żarty. Preferuję samotność, ale nic nie zmienia faktu, że ci ludzie byli/są dla mnie ważni. Wspomnę jeszcze jednego z moich przyjaciół, też pisywał, więc wreszcie z tego świata wyekspediował. To smutne, ale w niektórych środowiskach się trochę znieczula na śmierć.
Tymczasem myślę o tych wszystkich gorzkich chwilach z młodości, że znowu się zacznie, a będzie ciężej, skoro z tamtej depresji ledwo wyszłam. Może wszystko brzmi zbyt formalnie, jednak celowo unikam opisów tego, co czuję, bo sami zresztą wiecie, co SIĘ CZUJE. A od końca dzieciństwa (z przerwą na porządki), to i owo czuję, nie chcę powtarzać się tyle razy.