Skocz do zawartości
Nerwica.com

Vronsson

Użytkownik
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Vronsson

  1. Dariusz_wawa, hm, ale nie zrobiłem jej nic złego, nic co mogłoby wyzwolić jej złośliwość. Wiem, to może być naiwne myślenie:) W takim razie jej złośliwość może być tym większa kiedy zacznę sobie wszystko układać w życiu. Znam takie sytuacje. Również z autopsji. -- 12 sie 2011, 10:02 -- Uzyskałem pewien konkret. Napisała mi że ją zaniedbywałem. Że nie dawałem jej przez parę ostatnich miesięcy znaków miłości, że nie wychodziliśmy razem, że kochaliśmy się rzadziej niż kiedyś. To prawda. Rzeczywiście przez ostatnie parę miesięcy byłem skupiony bardziej na zarabianiu niż na A. Kurde, jestem tylko facetem. Nie jestem telepatą. Nie powiedziała mi ani razu że tak się czuje. Wiem, jestem stary i dałem ciała, bo powinienem zwracać na nią dużo większą uwagę. Cieszę się cholernie, że wreszcie napisała/powiedziała w czym rzecz. Teraz pozostaje poczekać do rozmowy oko w oko.
  2. Być może ma, nie da się tego wykluczyć. Ale z tego co wiem od paru jej koleżanek (taki delikatny wywiad, łudziłem się że może czegoś się dowiem, bo część z nich również jest blisko ze mną), to szuka miejsca o którejś z nich. Złośliwiec z Ciebie :) Jestem zdołowany i tego myślenia o litości nie przeskoczę. Dlatego tak mnie wkurzały jej zachowania po rozstaniu. Dla mnie to jest proste. Kończysz związek, masz świadomość że druga strona nadal Cię kocha, więc unikasz jej jak ognia dlatego żeby nie robić jej krzywdy nawet samym swoim widokiem. Przychodzenie, gotowanie, głaskanie, pocieszanie, pisanie po 30 smsów dziennie... Kurde, nie rozumiem tego dlatego uważam że to litość. I dlatego tak się w tym motam. Gdybym dostał prawym sierpowym w twarz to przecierpiałbym swoje i byłoby ok. Ale to jej zachowanie rozbija mnie w pył. No nic, byle do poniedziałku. I do spotkania być może nieco dojrzalszej kobiety :)
  3. Margolka, wspólnie wynajmujemy mieszkanie. A. wraca teraz do domu na praktyki i będzie szukała dla siebie jakiegoś mieszkania. Chciałem żeby została tutaj i że ja sobie coś znajdę, ale chyba z dbałości o mnie/litości (to poczucie że się nade mną lituje kopie mi zdrowo tyłek) odmówiła. Myślę nad tym żeby się na ten czas przenieść do jakiegoś kumpla, ale wszyscy pechowo albo są na wyjeździe, albo mają swoje własne, mniej lub bardziej podobne do mojego, problemy. Jasne, dam znać jak się rozwinęła sytuacja. A w zasadzie zwinęła. Pozdrawiam i dzięki Margolka, dałaś mi dużo.
  4. Margolka, też przyszło mi do głowy, że chce żebym siedział na ławce rezerwowych i czekał. W zasadzie chyba wszystko co napisałaś ma głęboki sens. Poczekam do poniedziałku, kiedy to ma przyjechać i porozmawiać ze mną. Nie wiem co powie, ale nie sądzę, żeby było to coś co odmieni sytuację na lepsze. Wtedy to skończę. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że będziemy musieli mieszkać razem do końca miesiąca. Nie wiem jak sobie z tym poradzę. Przez ostatnie 2 tygodnie często dopadał mnie bezsens wszystkiego dookoła i niechęć do życia w ogóle, ale ten czas pozostały do końca sierpnia może być dla mnie apokalipsą. Mam doła jak cholera i nie bardzo wiem jak się z tego wykaraskać. Wiem, że czas, czas, czas. Wszystko minie jak wszystko przemija w ogóle. Ale mam bardzo mało sił w sobie i nie wiem jak wytrzymam to wspólne mieszkanie. No nic, będzie jak ma być. Dzięki serdeczne wszystkim za wypowiedzi w temacie. Daliście mi sporo do przemyślenia. Hm, z drugiej strony to spowszednienie występuje przecież w każdym związku. Niezależnie od wieku. Chociaż myślę że to też jest celny strzał z Twojej strony. Przypomniałem sobie, że mówiła jakiś czas temu, że jest inaczej niż na początku. Pytała czy czuję się szczęśliwy, co oznacza że ona już wtedy nie była. Wydaje mi się w takim razie, że powodem rozstania jest dokładnie to (plus może jeszcze parę pomniejszych przyczyn). Czyli klapa.
  5. Margolka, co do mojej sytuacji to jestem po rozwodzie od paru lat. Widuje się z córeczką mniej więcej co dwa tygodnie. Często spotykaliśmy się we trójkę, razem z moją dziewczyną. Z byłą żoną mam stosunki całkiem ok. Na codzień nie mam chyba kłopotów z alkoholem. Tzn piję, owszem, ale raz, dwa razy w tygodniu i to bez jakiejś ekstremy, parę piw, czasem wódka i z pewnością nie piję do urwania filmu. A moje zachowanie na codzień. Nie wiem. Nie umiem tego ocenić. Dbałem o nią. Biegałem do sklepu, robiłem śniadania, sprzątałem, myłem gary, kiedy miała sesje to w zasadzie ja się zajmowałem całą chatą. No jakoś tak normalnie chyba się zachowywałem. Starałem się z nią rozmawiać, spędzaliśmy dużo czasu razem, leżeliśmy w wyrku przytuleni i oglądaliśmy filmy, chichraliśmy się jak idioci:) Wydaje mi się że wszystko było okej. I zawsze miała u mnie dużo wsparcia. Po rozstaniu sama mówiła, że czuła się bezpiecznie, maksymalnie kochana i czuła że o nią dbam. Przez długi czas naszego związku rozmawialiśmy o dziecku, że ona wkrótce chce. I ja też chciałem. W pewnym momencie ten temat zniknął. Nie wiem dlaczego tak się stało. Ja jestem pewien że gdyby A. zechciała to wziąłbym z nią ślub. Nie lubię takich uroczystości, pompa, kościół, weselicho, ale dla niej bez problemu byłbym w stanie zrobić wszystko, żeby była szczęśliwa. I myślę że ona do dzisiaj to wie. Jestem człowiekiem który ma masę wad, ale pamiętając swoje poprzednie związki starałem się tonować i chybanawet bez problemu mi to przychodziło. Głównie jeżeli chodzi o jakąś gwałtowność moich reakcji. Jestem wybuchowy, ale tak na 5 minut. Potem stygnę i wracam do normalności. W tym związku zdarzyło mi się to może 3-4 razy. Energię wywalałem na zewnątrz. A. była u mnie/u nas dwa razy po rozstaniu. Przyszła mi ugotować obiad bo tak chciała. Podczas jednej sytuacji zrobiło mi się tak źle, że poprosiłem żeby sobie jednak poszła. Rozpłakałem się jak dzieciak (trochę ucierpiała na tym moja duma, zażenowany sam sobą się czuję że nie potrafiłem być silny w tym momencie). Ech, dużo by mówić. Dołuje mnie coraz bardziej pisanie o tym wszystkim. Może właśnie nie posty które otrzymuję jako odpowiedzi, ale samo moje pisanie, świadomość słów które tutaj wypisuje zbliżają mnie do całkowitego odcięcia się od A. Mam już masę dołów z tego powodu. Że jestem kiepski, nie potrafię utrzymać związku, nie umiem zdrowo kochać... Pewnie nie myślałbym tak, gdyby A. postawiła sprawę jasno: było miło a teraz odchodzę bo już Cie nie kocham. Margolka, jesteś kobietą i wiesz jak czują kobiety. Jest sens żebym nadal trwał w tej sytuacji? Co powinienem zrobić?
  6. Rozumiem że zachowywał się podobnie do mnie? Usiłuję złożyć swoje myśli do kupy po to, żeby móc jakoś konkretnie przedstawić tu na forum to co się dzieje w moim życiu i żeby dostać od was jakieś sugestie jak wyjść z tej sytuacji. Nie jestem zimny, chociaż tak możesz to odebrać z mojej pisaniny. Gdybym taki był to w ogóle bym pewnie nie pisał o tej sytuacji. Tahela, jestem w cholerę emocjonalnym kolesiem i kocham tę kobietę na maksa. Nie śpię po nocach, w ciągu dwóch tygodni chlania praktycznie nic nie jadłem, kurde to chyba świadczy o jakimś ogniu tam w środku we mnie, prawda? Że coś przeżywam? Na codzień też taki jestem. No i udało mi się parę razy w życiu szczerze się zaśmiać. Teraz raczej nie bardzo. Pozwól że zapytam - dlaczego zakończył się wasz związek? Nie wiem, może masz rację. Może po prostu dziewczyna chce poimprezować, a ja jestem starym pierdzielem który jej w tym przeszkadza. Zapytałem ją parę dni temu czy o to chodzi. Odpowiedziała że nie. Więc albo to nie jest to, albo kłamie. Ja bynajmniej nie należę do domatorów w ciepłych kaputkach. No ale mniejsza o to. Nadal nie rozumiem jednego. Dlaczego pomimo zerwania mówi że mnie kocha (nie jest to miłość siostrzana, bo pytałem) i nie chce mnie puścić wolno, zakończyć całkowicie tego związku. Mimo że kilka razy ją o to prosiłem, żeby się określiła czy mam na nią czekać, czy po prostu postarać się zapomnieć odpowiadała mi za każdym razem: nie wiem. Rozwala mnie to totalnie. Wiem że możecie myśleć, że 37-letni pierdziel został porzucony przez młodą laskę i teraz wypłakuje się na forum szukając ukojenia, ale to nie tak kurde. Ale jednak coraz bardziej dochodzi do mnie że to koniec i że ostatecznie to ja będę musiał to powiedzieć.
  7. essprit, nie uważam że 22 lata to jakaś straszna młodość. Jednak jest już dojrzałą kobietą. Ale jak najbardziej może być jak mówisz. Natomiast mimo wszystko nurtuje mnie to, dlaczego mi o tym jasno nie powie i dlaczego nadal cały czas zachowuje się wobec mnie w sposób...powiedzmy nie tak jak powinna się zachowywać po rozstaniu. Dlaczego trzyma mnie w "rozkroku"? Może po prostu jest tchórzliwa i chce zachować twarz wobec siebie samej i swoim zachowaniem usiłuje mnie sprowokować do tego, żebym ja to zakończył?
  8. essprit, 1. Nie można niczego wykluczyć, ale nie wydaje mi się. Wiedziałbym o tym raczej. 2. Zaczęło jej to przeszkadzać po półtorarocznym związku nagle, w jednym momencie (owszem, może być tak że nie zauważyłem czegoś co pojawiło się wcześniej ale przebywaliśmy ze sobą wiele godzin dziennie i wydaje mi się że coś bym spostrzegł)? Tym bardziej nie powinna się ze mną kontaktować, mówić że kocha, pisać po 30 smsów dziennie, prawda?
  9. tahela, problem w tym, że ona jest niezwykle zamknięta w sobie. Dusi wewnątrz problemy (myślę że ma ich wiele, łącznie z zaniżoną samooceną - zupełnie bez powodu, ponieważ jest fantastyczną kobietą pod każdym względem) i nie daje im ujść na zewnątrz. Myślę że jak dotąd jestem jedyną osobą w jej życiu, która stara się ją zrozumieć. Ale obawiam się że i tak nie przebiję się przez tą barierę jaką w sobie wytworzyła. Zresztą teraz nawet nie mam takiej możliwości. Przybija mnie to cholernie. Mamy się spotkać w poniedziałek i porozmawiać, ale i tak nie sądzę żeby to coś wyjaśniło, mimo że inicjatywa wyszła z jej strony. Jeżeli ta rozmowa nadal niczego nie zmieni, to po prostu będę zmuszony dla własnego dobra po prostu to definitywnie uciąć. Czego bardzo bym nie chciał.
  10. Madziorex, jej matka wyraziła się zdecydowanie, że gdyby dowiedziała się że A. ma związek ze starszym facetem ona zakończy kontakty z córką. Jest to oczywista bzdura (przynajmniej tak sądzę, bo nie znam matki która wyrzekłaby się swojego dziecka z jakichkolwiek powodów), ale że A. jest kobietą której bardzo zależy na swojej rodzinie wydaje mi się że wierzy w to stwierdzenie matki. Może to jest powodem tego rozstania? Najgorsze jest to, że A. w kwestiach własnych, wewnętrznych problemów milczy jak grób i nie da się z niej prawie nic wyciągnąć. Tak czy siak - sytuacja patowa. Postaram się spotkać z psychologiem. Może uzyskam jakieś sugestie, wskazówki, cokolwiek.
  11. agusiaww, hm, więc dlaczego twierdzi że nadal mnie kocha? Nie wydaje Ci się to dziwne?
  12. Vian, wygląda na to że masz rację. Oczywiście jako powodu nie odrzucam, że być może ja coś naknociłem w naszym związku (choć wydaje mi się że poza, czasami, brakiem poświęcenia uwagi z powodów zabiegania, raczej nie zrobiłem niczego co prowokowałoby takie zachowanie ze strony A.). Co do brata to jest to jego trzeci związek (i trzeci z kobietą ponad 10 lat starszą i posiadającą dzieci) i w zasadzie pierwszy do którego się "przyznał" przed rodzicami. Piszę w cudzysłowie ponieważ sprawa wyszła na jaw przez przypadek. To potwierdzałoby tezę o toksycznej matce. Choć wydaje mi się (nie znając tej Pani bezpośrednio, ale sporo o niej słysząc, m.in. rozmowy A. z mamą przez telefon) że to raczej nie jest kobieta, która terroryzowałaby swoje dzieci. Ale oczywiście mogę się mylić, ponieważ nigdy na własne oczy nie widziałem ich związków "na żywca". Co radzicie w takiej sytuacji? Jak postąpić? Bo zżera mnie ta miłość dokumentnie i miejsca nie mogę sobie znaleźć.
  13. Z pewnością nie funkcjonowała w rodzinie alkoholików. Jej rodzice nie pili i nie piją do dziś. Typowa porządna rodzina z bloku na osiedlu. Problemem może być to o czym nie wspomniałem, że jej rodzice nie wiedzą o naszym związku. Gdzieś tam się domyślili, ktoś nas widział i jej matka zasugerowała, że jeżeli się dowie że jest ze starszym facetem (w dodatku z dzieckiem) to zakończą się ich kontakty. Było to dość dawno. Może decyzja o rozstaniu nastąpiła po tym tekście a okres inkubacji decyzji trwał dość długo? Nie mam pojęcia. W każdym razie jest to o tyle dziwne że cała jej rodzina, z pominięciem jedynie rodziców, to związki o sporej różnicy wieku. Dotyczy to również jej brata, który jest w związku z kobietą 13 starszą i z dwójką dzieci. I który również to ukrywa przed rodzicami. Wydaje mi się że chodzi o dominującą matkę. Ale czy może to być aż taki problem żeby niszczyć doskonały związek?
  14. Witajcie. Przez półtora roku byłem z 22-letnią kobietą. Ja mam 37 lat. Było to najszczęśliwsze 1,5 roku jakie przeżyłem w przeciągu wielu lat. Mieszkaliśmy razem i ogólnie było szczęśliwie. Jakieś 2 tygodnie temu powiedziała mi zupełnie nieoczekiwanie że chce żebyśmy się rozstali. Jakbym dostał obuchem przez łeb. Nie potrafiła mi wyjaśnić jaki jest powodów naszego rozstania poza stwierdzeniem że nie chce mnie krzywdzić. Oczywiście pierwszą myślą był inny facet, ale tę możliwość po wnikliwym przebadaniu odrzuciłem prawie całkowicie. Do dziś mimo rozmów, prób przebicia się do problemu nie mogę dojść do sedna co się stało i co najważniejsze dlaczego mi tego wprost nie powie. Ktoś jest w stanie mi to wyjaśnić? Niesamowite było też jej zachowanie po rozstaniu. Przychodziła do mnie, gotowała, głaskała po łbie kiedy mnie nosiło z bólu rozstania (kurde zawsze umiałem poradzić sobie z rozstaniem, ale w tym przypadku mam taką deprechę że nie jestem w stanie chodzić do pracy - innymi słowy prawie 2 tygodnie zapijania się na amen, myśli samobójcze etc. Po prostu moje życie legło w gruzach). Jakby cały czas stała w rozkroku, między bycie ze mną i zerwaniem. Kiedy już z braku siły doszedłem do wniosku, że jedyną możliwością jest całkowite zerwanie kontaktu zadzwoniłem do niej i jej to przekazałem. Wybuchnęła spazmatycznym płaczem (w pełnym ludzi autobusie). Jestem w cholernym szoku bo naprawdę nie umiem zrozumieć o co tutaj chodzi. A do tego dodam że do dziś pisze do mnie że mnie nadal kocha. O co tutaj chodzi? Bardzo proszę o jakąś poradę. Może ktoś z was był w podobnej sytuacji? Kompletnie nie wiem co mam dalej zrobić i niszczy mnie to.
×