Skocz do zawartości
Nerwica.com

monia1wvb

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia monia1wvb

  1. Na szczęście nie jest uzależniony, także o to się nie martwię. Przy nim czuję się bezpieczna i kochana. Zależy nam na zamieszkaniu razem chcemy zacząć wspólne życie i to właśnie on namawia mnie do wyprowadzki. Widzi co się dzieje i jak wszystko przeżywam nie potrafi jedynie zrozumieć tego że się boję zostawić mamę samą. Bo przecież jest dorosła. Tylko co z tej dorosłości skoro nie radzi sobie z życiem? Wiem...powinnam podjąc odważną decyzję i opuścić dom, tylko czy ona to przeżyje? To mnie matwi najbardziej. Nie wiem czy poradzę sobie z wyrzutami sumienia, że tak zostawiam to wszystko... Gdyby ojciec chociaż chciał zerwać z nałogiem byłoby zupełnie inaczej nie martwiłabym się o to co będzie jak odejdę. Dziękuję Wam za słowa otuchy...
  2. Witajcie. Właściwie chciałabym odświeżyć wątek toksycznych rodziców... Sama zaczynam dostrzegać to w moim życiu. Jestem 29-letnią kobietą i nadal mieszkam z rodzicami. Coraz bardziej mnie to męczy. Ojciec jest alkoholikiem i to nie to, że nie pijącym czy coś wręcz przeciwnie. Nie pamiętam go już trzeźwego. Do domu nie zapraszam nikogo... wiecznie pijany, gadający do siebie i przewracający się po całym mieszkaniu człowiek to nie jest przyjemny widok, wstyd mi z tego powodu. Mama jest na rencie... dwa lata temu okazało się że ma raka...jak narazie (odpukać) nawrotów nie ma. I tak sobie razem żyjemy. On pije, mam sobie nie radzi z nim, nie da się nawet namówić na terapię. W sumie jak ją mogę namówić skoro i tak moje zdanie się nie liczy...choćbym miała rację to i tak nie mam nic do powiedzenia w domu. Jeśli coś trzeba zrobić czy załatwić to oczywiście jestem nagle "widzialna". O ojcu szkoda pisać... niczego nie wnosi do mojego życia poza nerwicą i bezsennymi nocami. A mama... ona mnie chyba nie kocha... nie pamiętam kiedy zapytała co u mnie albo żeby kiedykolwiek zauważyła że jestem smutna... nawet jeśli to rzuciła "co, chandrę znów masz?" i nawet nie spytała co się dzieje. Strasznie mnie to wszystko męczy, czasem mam wrażenie że z tłumienia tego wszystkiego w sobie uduszę się. I właśnie chciałabym się od tego uwlonić a mianowicie wyprowadzić. Zacząć żyć na własny rachunek i swoim życiem a nie życiem mojej mamy. Kiedyś o tym wspomniałąm to powiedziała że mam u niej dożywocie, że nie mogę jej samej zostawić. Ostatnio próbowałąm wrócić do rozmowy to skończyło się na tym, że jeśli się wyprowadzę to ona nie zostanie sama z ojcem i ucieknie choćby miała mieszkać pod mostem... dramat... Nie mogę się wyprowadzić a i żyć tak jakbym chciała z nimi się nie da. Może to jest egoizm z mojej strony, ze chcę mieć spokój. Ale oszalaję jeśli czegoś nie zrobę. Ojca zmienić nie mogę, z mamą nawet porozmawiać się nie da bo ile razy powiem że jest mi źle że jestem nieszczęśliwa to ona uważa że to jest atak na nią, że mam do niej pretense i zaraz płącze i zamyka się w pokoju. Powoli przestaję cokolwiek mówić, rozmawiać, tylko słucham. W dodatku poznałam teraz kogoś zaproponował wspólne mieszkanie... co teraz? zostać żeby mama nie cierpiała, żeby nie była sama z ojcem, czy mimo wszystko spróbować odejść i zacząć w końcu swoje życie? Coraz młodsza nie jestem...powoli tracę chęć do życia... nie radzę sobie już z tym wszystkim, czuję się jak w pułapce z której jest tylko jedno wyjście... na które brak mi odwagi Za każdą uwagę będę wdzięczna. Z góry dziękuję i pozdrawiam. monia1wvb
×