Pierwszy atak miałam 7 lat temu-był straszny, umierałam, kołatanie serca, kula w gardle i ten ogromny przerażający lęk przed śmiercią. Byłam wówczas za granicą, w pracy. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, wtedy nie znałam pojęcia nerwica lękowa. Byłam pewna, że to moje ostatnie chwile. Od tamtej pory minęło wiele czasu, moje ataki miały różne postaci, czasem wydawało mi się np. że się palę, zrywałam się i uciekałam przed siebie próbując zgasic na sobie ogień. Kula w gardle, lęk przed smiercią, uczucie, ze za chwile zemdleję, tak jest zazwyczaj. Najczęściej dzieje się TO ze mną, gdy jestem z dala od domu, w domu mam jakby większe poczucie bezpieczeństwa. Nawet sama myśl o wyjeździe gdziekolwiek wywołuje we mnie lęk przed LĘKIEM. Tak naprawdę to jest najgorsze, ta niepewność, że nie wiadomo kiedy i gdzie dopadnie mnie znów atak. Oczywiście byli lekarze, prochy, jakieś tam leczenie, ale tak naprawdę z tego nie da się do końca wyleczyć. Cały czas noszę ze sobą Afobam, a dwa dni temu znów wylądowałam na pogotowie, bo serce o mało mi noie wyskoczyło gardłem. A za 4 dni muszę wyjechać do Niemiec....