Skocz do zawartości
Nerwica.com

migotka24

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia migotka24

  1. migotka24

    Swiat się zawalił.

    Dziękuję wam bardzo za rady...ja to niestety wszystko wiem...pisząc tu o swoim problemie doskonale zdawałam sobie sprawę jak wszyscy będą sie na to zapatrywać....Michał jest chory....zaczęło się od głupiej zazdrości...jestem według niego atrakcyjną blondynką....i nie tylko według niego...ale cóż w tym złego,że dbam o siebie...chcę się podobać....chcę się dobrze czuć...jeszcze rok temu byłam innym człowiekiem...śpiwałam w zespole...uprawiałam sport...miałam mnóstwo znajomych...wczasie spotykania się z Michałem moj kontakt ograniczyl sie do jednej kolezanki....a z kolegow w ogole musiałam zrezygnowac...bo wszyscy patrzyli na mnie niby tak jak gdyby chcieliby mnie "zruchac", a ja prowokowałam niby jakimis gestami....chociazby tym ze podrapałam sie po nosie...czy przygryzłam usto....robiac to zupełnie nie swiadomie i patrząc w dodatku na niego, bo wolałam nie rozgladac sie na boki...z czystym sumieniem mogę powiedziec ze nigdy go nie zdradzilam i nawet przez mysl mi to nie przeszło....długo skrywałam problem w sobie....jego rodzina przekonala sie o wszystkim gdy sami doswiadczyli jego ataku furii...biegał cala noc pod domem...straszyl ze wszystkich pozabija....mowil ze jego mama mowiła cos czego w ogole nie było...ocvzy mial jak diabel...wielkie i czarne...i taki pobudzony....narkotyki połaczone z takim atakiem agresjii i jego urojeniami...mogly sie wtedy skonczyc bardzo zle....jego drugi brat z ktorym wtedy rzekomo mnie nakrył był w szoku bo on niczego takiego do tej pory nie zauwazył uwa żal ze my to wszystko sobie wymyslamy...bo najgorsze jest to ze on wśrod ludzi zachowuje sie normalnie tak jak kiedys ...a wchodzi do domu i nie wiadomo co moze za chwile zrobic.....mam chora glowę od tych wszystkich mysli...narazie mam wkrecony obraz rodziny ktora chcialam z nim stworzyc....obraz tegop jaki byl wczesniej....i caly czas zyje glupia nadzieja ze to wszystko jeszce wroci....a nie powinnam....powinnam zapomniec wiem...ale nie umiem...i dlatego jestem tu....szukam pomocy
  2. migotka24

    Swiat się zawalił.

    Myślisz, że jest to w ogole możliwe. Nadzień dzisiejszy czuje , że jestem uzależniona od tego człowieka...nie finansowo, a emocjonalnie...bez przerwy mysle o tym,dlaczego mi to zrobił....byłam przecieżź wszystkim dla niego...i to dla niego poświeciłam siebie i swoje życie, a on mnie traktuje jak jakiś smiec. Im wiecej z siebie daje tym jestem gorzej traktowana....nie radze sobie psychicznie... -- 25 lip 2011, 21:28 -- a z tym syndromem możesz mieć racje...coraz częsciej łapię sie na tym. ze sie obwiniam o to wszystko...i szukam w sobie problemu
  3. migotka24

    Swiat się zawalił.

    jak odejsc od kogos kogo sie tak slepo kocha...powiedz mi to to zrobie w jednej sekundzie
  4. migotka24

    Swiat się zawalił.

    Miesiac temu urodziłam coreczkę.......wydawaloby sie ze czego mozna chciec wiecej...urodziła sie sdrowa....i piekna....zostałam jednak sama....moj narzeczony......zostawil mnie z nia....w lutym mielismy sie pobrac....wszystko bylo dopiete na ostatni guzik...on jednaj 3 tygodnie przed naszym weselem nacpal sie i uroił sobie ze mam romans z jego rodzonym bratem....i ze wisdzial na wlasne oczy jak z nim spałam...bylam w szoku....rzucil sie na swojego brata...mnie tez wtedy pierwszy raz uderzyl....tego dnia...wpadł w taka furie ze zaatakowal przypadkowego chlopaka i dzgnal go 3 razy w noge nozem....trafil zxa to na 3 miesiace do wiezienia....musiałam odwolywac wesele....byl;am zalamana...tydzien przed weselem zmarła tez moja mama ktora od 6 lat chorowala na raka....musiałam sie wyprowadzic z mieszkania ktore wynajmowałam w warzsawie i wrocic do domu rodzinnego na wsi....bylam załamana...bylam wtedy w 5 miesiacu ciazy....tyle rzeczy na raz sie zwaliło...po miesiacu odsiadki michal wyszedl z wiezienia...mecenasowi udalo sie go uwolnic i ma odpowiadac z wolnej stopy.....po tym wszystkim wydawalo sie ze juz gorzej byc nie moze.....wyszedl z tego wiezienia dziki....wszystkich o wszystko podejrzewał...zero skruchy...zero przeprosin...twierdzil ze to wszystko przez nas...przeze mnie i przez jego rodzine...z czasem wszystko zaczelo sie ukladac...kocham go i nie wyobrazalam sobie zycia bez niego...jego ekscesy z cpaniem pojawiały sie coraz czesciej...czwsto wpadal w furie i stawal sie innym czlowiekiem caly czas wmawial mi jakies romanse...z jego kolegami...z jego bratem...ktory stal sie jego najwiekszym wrogiem...dochodzilo do rekoczynow...w 8 miesiacu ciazy pobil mnie tak ze mialam cala sina buzie...sine oczy...nie wiem czemu nie potrafilam od niego odejsc....ta milosc moja byla taka slepa...tlumaczylam sobie caly czas ze to minie i ze on sie zmieni.....tydzien przed porodem sytuacja sie powtorzyla znowu pod wplywem narkotykow mial wizje ze poraz kolejny zdradzam go z jego bratem.....i on to widzi i nawet jak stan odurzenia mija to on nadal jest przekonany ze tak bylo...wyprowadzil sie z domu...zostawil mnie sama na tydzien przed porodem...wlasiwie to z niedoszlymi tesciami...w szpitalu odwiedzal mnie z musu...po urodzeniu dziecka mialam nadzieje ze cos sie zmieni...ze zrozumie... tydzien po porodzie mial kolejna wizjwe ze zdradzilam go z jego drugim bratem ....rzucil sie na niego z lapami....popodbijal oczy...ja poraz kolejny zostalam kurwa...szmata...dziwka, ktorej nie nawidzi....wyprowadzilam sie stamtad do swojego taty...mieszkam tu juz miesiac...kocham go nad zycie chociaz chcialabym go znienawidziec...wyrzucic ze swojego zycia...wszyscy mowia zebym sie na niego wypiela ze to zdemoralizowany bandyta ktory nie ma serca....a dla mnie to chory czlowiek, ktoremu trzeba pomoc.... te jego napady agresji...ta jego pewnosc tego co widzi to jest przerazajace....on jakby zyl od pol roku w swoim swiecie...uwaza ze wszyscy sa przeciwko niemu...ze wszyscy na okolo maja problem tylko nie on...on jest zdrowy a ja i jego rodzina sa chorzy...pdcial sie od rodziny...twierdzi ze ich pozabija...zniszcy.....ze mna sie widuje co dwa dni srednio bo przyezdza do corki...tu zachowuje sie normalnie ale twierdzi ze nie mozemy byc razem ze wzgledu na to co mu zrobilam....co ja mam zrobic ...ten potwor jest miloscia mojego zycia...tylko znim chce zyc to znim chcialam stworzyc rodzine....nie chce sie leczyc bo twierdzi ze jest zdrowy...sprawa ma sie odbyc we wrzesniu.....mecenas probowal go namowic na leczenie...ale nic nie pomaga..nikt nie ma na niego wplywu...czuje ze wkoncu moze sie wydarzyc tragedia jezeli on nie pojdzie sie leczyc...a ja chce mu pomoc tylko nie wiem jak...bo to nie tylko uzaleznienie...ale tez albo poczatki schizofrenii, bądz nerwica...konsultowalam sie z lekarzem.l...tylko jak mu pomoc...jak naklonic do leczenia....
×