Skocz do zawartości
Nerwica.com

123456

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez 123456

  1. cześć, mam bardzo istotną sprawę. koniecznie potrzebuję upewnić się, że zupełnie nic mi nie jest i wchodzę tu z nadzieją otrzymania odpowiedzi typu "nie martw się, wszystko z tobą ok, to tylko objawy wieku dorastania, możesz spokojnie przestać czuć się niekomfortowo, nie powinnaś nawet odwiedzać tego forum". chociaż właściwie to nawet nie wiem w jakim celu chcę mieć tę stuprocentową pewność. w sumie to nawet jej nie potrzebuję. ani trochę. jestem przekonana, że wszystko jest w porządku i że to faktycznie typowe dolegliwości związane z wiekiem tzw. nastoletnim (odkąd istnieję minęło już 15 lat), chociaż nie mam z kim się porównać, a w internecie na forach dla młodzieży żadna istota ludzka w moim wieku nie opisuje podobnej sytuacji (może to jest tak normalne, że tego nie wymaga? nie wiem, powoli przestaję tak sądzić), no ale może jednak, by any chance, to wszystko idealnie wpasowuje się pod "dojrzewanie". z jednej strony mam już pewność, że jest normalnie, ale gdzieś tam podskórnie trochę się lękam ponieważ kawałek po kawałku się stąd błyskawicznie DEMATERIALIZUJĘ, chociaż nie, niekoniecznie, nie boję się niczego, to jest bardziej taki dreszcz towarzyszący spadaniu z wysokości, taki całkiem neutralny, ale jednak w jakiś sposób odczuwalny i to bezustannie, co stanowi coś niespotykanego, bo w rzeczywistości nie odczuwam zupełnie nic, już mnie tu po prostu nie ma, zaniknęłam, rozkład znacznie bardziej niż połowiczny, mimo że chyba wciąż mnie widać, bo się patrzą, ja też się jeszcze patrzę, ale przez mglistą plazmę, otaczający mnie świat jest PROJEKCJONALNY, martwo pusty, on stoi w bezruchu, zarastają go tylko istoty ludzkie, wszystkie identycznie nieprawdziwe jak on sam, działające jednym i tym samym robotycznym schematem, nie wiem kto je wymyślił, bo na pewno nie ja, ich towarzystwo mi nie odpowiada - nie dość, że ich nie ma, są nieopisanie brzydcy, spojrzenia tych szkaradnych projekcji wprawiają mnie w wyjątkowy dyskomfort, jak dobrze, że mam do czynienia tylko z kilkoma, które i tak już są coraz mniej widoczne, mówią coraz ciszej, niewidzialnie, nieobecnie. pamiętam, że zawsze obrzydzało mnie do granic możliwości mówienie czegokolwiek o sobie, mimo tego, że nigdy nie było o czym mówić, bo mnie nie było tu, lecz gdzie indziej, chociaż może to właśnie z tego powodu. chwila, nie nadążam. nie mam kontaktu z nikim i żadnego nie miałam, jeżeli już dochodzi do wymiany zdań to do niej wcale nie dochodzi, bo nie mówię tego co myślę albo w ogóle nic nie mówię, albowiem nie potrafię, gdyż to co chciałabym powiedzieć stanowi zawsze coś niewymownie złożonego. sama dokładnie nie wiem co myślę, nie da się tego określić. tyle jest tego jednocześnie, a do tego to nie są wyłącznie moje myśli, lecz także cudze, natrętne i niepowstrzymane, ale w stu procentach autentyczne (słyszę myśli istot ludzkich i widzę ich nastroje, nie wiem czy to zwykła empatia, nie ma we mnie ani trochę empatii w stosunku do niczego). czasami są także myśli niezidentyfikowanego autora gdy nikogo nie ma w pobliżu (w różnych językach), np. szłam ulicą z zakupami parasolką i nagle musiałam zacząć biec (nie wiem kto powiedział "biegnij całą drogę ze sklepu do domu, udowodnij jaka jesteś męska, to zabiorę ci okres czyniąc cię prawdziwym mężczyzną"), nie było innego wyboru. innym razem siedziałam przy biurku i pewnej chwili wstałam, by zrobić szpagat, bo książę zorganizował konkurs na najszerzej rozszerzone nogi, jakaś baletnica wykonała najlepszy szpagat, ale nie wygrała, bo później okazało się, że on szukał takiej osoby, która właśnie nie umie rozwierać nóg. innym razem wyszłam z domu i szybko wróciłam, bo słońce śmierdziało nieznośnie intensywnie. takie sytuacje zdarzają się od czasu do czasu, chyba nawet mnie irytują, jednak zazwyczaj nie ma zupełnie nic, całkowita pustka, tak jakby odrealnienie, nie czuję absolutnie niczego oprócz pewnej lekkości unoszenia się w próżni, autentycznie disconnected from the world server, poruszanie się NIEREAKTYWNEJ ILUZJI po nieistniejącej krainie. jakiekolwiek emocje typowe dla istot ludzkich znam jedynie z książek, kiedyś były dla mnie trochę interesujące, nawet próbowałam naśladować w lustrze ich mimikę, bez żadnych satysfakcjonujących rezultatów. teraz ich już nie widuję. uległam zanikowi i nigdzie nie zmierzam, lecz nie jest to czarna nicość, a jasny, sterylny, laboratoryjny, nieprawdziwy świat, w którym lewituję.
×