Postanowiłam w końcu napisać. Gdy moje problemy utrudniają mi codzienne funkcjonowanie a natrętne myśli dominują 90% dnia...
Od czego w ogóle zacząć...
Pierwsze problemy z nerwami miałam po sporym kryzysie w moim związku ( jestesmy już małżeństwem,ale wtedy (6 lat temu byliśmy jeszcze "tylko" parą) właściwie się rozstaliśmy).To był dzień,jakby ktoś zawleczkę wyciągnął- trafiłam na pogotowie z drętwiejącym językiem,brakiem oddechu, napinającymi się nieznośnie mięśniami- wręcz wykrzywiało mi to twarz. Od tego dnia te same objawy pojawiały się w wielu różnych sytuacjach. Potem doszły problemy finansowe i każdy list albo informacja o awizo w skrzynce była dla mnie powodem do całonocnego dygotania, biegania do łazienki co chwilę, zimnych potów, arytmii serca,braku oddechu (takie wstrętne uczucie gdy bierzesz oddech a on nie dociera) i przymusu rozciągania/napinania mięśni (do tego stopnia,że często mam zakwasy).
Urodziły się dzieci- dwie cudowne dziewczynki. Doszły więc kolejne objawy - obsesyjne myśli o ich zdrowiu.
Dodatkowo każda z nich ma jakieś problemy zdrowotne , które będę w tym miesiącu (w końcu...) konsultować z lekarzami różnych specjalizacji ale przez to szaleję jeszcze bardziej.
Za tydzień mam wizytę u dermatologa z córką. Codziennie spędzam więc kilka godzin na przeglądaniu stron internetowych,szukam wyjaśnienia choroby (a raczej szukam uspokojenia,ale go nie znajduję), trzęsę się przy tym cała, nic więcej nie mogę robić. Myślę,myślę,myślę. Internet podsuwa jakieś straszne choroby a przecież w głębi rozumu wiem,że to co córka ma może nic nie oznaczać- może być tylko jej "urodą" i nie być związaną z milionem chorób genetycznych. Nic to nie zmienia. A co jeśli lekarz powie,że to jednak coś złego albo zapisze KOLEJNE BADANIA?? (to chyba najgorsze...). Nie wytrzymam kolejnego napięcia,strachu,domysłów... Dzisiejszy dzień był idealnym przykładem tego,co się ze mną dzieje- przeglądanie tych samych stron www setny raz, doszukwanie się dodatkowych informacji.
Do tego dochodzą zmiany nastrojów. W jednej chwili mam nastrój wręcz euforyczny- aż nie wiem co zrobić z energią,która mnie roznosi.Tańczę, skaczę, ciesze się nie wiem z czego,wpadam na mnóstwo pomysłów a za chwilę wpadam w totalnego doła i zaczynam myśleć- o problemach, o zdrowiu dzieci, o tym czego nie zrobiłam w życiu. Najczęściej to znów prowadzi mnie do internetu i wyszukiwania wyjaśnień chorób moich dzieci.
Zapisałam się do psychiatry. Znajoma psycholog,usłyszawszy o moich problemach zaproponowała psychiatrę i dobranie leków,które pomogą mi się uspokoić a po 2-3 tygodniach rozpoczęcie psychoterapii.
Może głupio to zabrzmi,ale marzę o tych lekach. Czekanie do 2 kwietnia (wtedy mam wizytę) jest dla mnie straszne,szczególnie że muszę przetrwać tych wszystkich specjalistów w marcu,ale czekam na moment,w którym przestanę tak się zachowywać i wrócę do żywych. Moja nerwica (natręctw? lękowa? Nie wiem..) powoduje,że mogę nie zrealizować swoich marzeń - mam egzaminy w maju a coraz częściej nie mogę skupić się na niczym "życiowym".
Co o tym sądzicie? Co robić dalej? Jak w ogóle przetrwać ten miesiąc !