Cześć
Nigdy nie pomyślałem, że napiszę na tym forum..dzisiaj jednak stwierdziłem, że najpierw poradzę się Was a później będę próbować dalej z tym walczyć. Być może da się to wyrwać z "cebulką".
W dużym skrócie, bo wiadomo co innego pogadać co innego napisać mam wrażenie (być może mylne), iż nękają mnie natręctwa związane z samochodem. Samochód musi być mój (nie dotyczy do auta służbowego, znajomego itp). Zanim zakupię bardzo dużo szukam sprawdzam, uczę się na błędach i dodatkowo zlecam sprawdzenie już wybranego auta warsztatowi. Zabawa zaczyna się po zakupie (zawsze). Wieczorem schodzę do garażu i mimo np prawidłowej opinii warsztatu i mojego zaakceptowania auta doszukuję się w nim wszelkich wad... to wręcz chore. Kładę się pod autem porównuje jakieś spawy, śrubki, lakier, itp szukam wad, napraw i to czego ew warsztat nie wychwycił. Dodam, że miałem dużo samochodów, ale nie jestem mechanikiem, nie znam się aż tak dobrze żeby sądzić czyjeś werdykty w tych sprawach (auta). Niestety co mnie nakręca...zawsze...znajdę coś źle. Mam duże wymagania co do 8-10 letniego auta, później się wkurzam że jednak czegoś się doszukałem, że ktoś to "olał" i nie sprawdził. Znajduję np rdzę na danym elemencie, której nikt inny nie widzi a ja tak. Widzę to za każdym razem. Jak jeżdżę tym autem boli mnie to, że coś jest źle. Utwierdzam się u znajomych, szukam potwierdzenia negatywnej opinii bądź opinii " ten typ tak ma", albo "ja też kupiłem coś takiego i jeżdzę". Nie mam pojęcia skąd taka choroba u mnie związana akurat z samochodami. Za każdym razem jak jeżdzę wychodzę nasłuchuję, patrzę pod słońce i doszukuję się kolejnych wad. Wertuje internet, książki, a najchętniej poprzedniego właściciela pytałbym o kolejne szczegóły. Pomyślałem sobie - jestem chory, może się nudzę? Pracuję jestem dorosłym człowiekiem , studia skończone, żona, dziecko w drodze.. Czemu nie martwi mnie odpadający tynk z balkonu mieszkania za 300.000 zł? Nie martwi mnie kredyt itp. W życiu jestem bałaganiarzem, kompletnie nie pasuje do mnie wizja martwieniem się purchlami, obiciami na lakierze itp. Takie myślenie i drążenie tematu rozwala mi często weekend, od rana myślę o tym. Postanowiłem sprzedać auto i kupić inne..może nowe...może jeździć autobusem..? Pech nikt nie chce kupić a klienci, którzy przychodzą chcą się targować z powodu tego co ja znalazłem. Kółko się zamyka :) Ktoś powie...stary...martwisz sie autem za 12 tys zł? Ludzie tracą pracę, są chorzy, umierają, głodują....wydaj 1000 zł pomaluj samochód :) Nic mylnego...jak będzie pomalowany będę się dopatrywał ponownie tej korozji , wad lakierniczych,innego odcienia itp. Kompletnie jak jakiś wariat.
Ciężko mi wymienić inną dziedzinę życia gdzie tak reaguję. Mam nadzieję, że pojawienie się dziecka skutecznie wybije mi z głowy myślenie o takich durnotach. Jestem jednak przekonany, że to co się dzieje jest chore i muszę z tym walczyć. Często myśląc o tym, mam smutną minę, jak ktoś coś mnie zapyta jestem poddenerwowany, że ktoś akurat przeszkadza mi o tym myśleć.
Jak sobie z tym poradzić? Rzeczywiście jest ze mną aż tak źle?
Życząc miłej nocy....
Alehandro