Nie wiem czy czas kiedykolwiek wyleczy te rany. Jedyne co, to może zmniejszy mój ból, który i tak z dnia na dzień jest coraz większy. To takie żenujące. Nadal wierzę, chociaż nie wiem w co. Nadal mam nadzieję, która czyni mnie jeszcze bardziej nieszczęśliwą. Wczoraj w przypływie calego tego smutku zasypałam go mnóstwem smsów. Odpisał, że mi jest ciężko, ale on będąc ze mną będzie jeszcze bardziej nieszczęśliwy. Czy nie chce jego szczęścia? A co z moim szczęściem? Przecież ja bez niego czuje się tak samo nieszczęśliwa. To takie żałosne z mojej strony. Tak strasznie się upokarzam, prosząc go by wrócił i co najgorsze o tym wiem, a mimo to... Co się ze mną stało? Gdzie jakas duma i honor? Gdzie mój szacunek do samej siebie? Ten ból w środku, on mnie tak strasznie przeraża.