Skocz do zawartości
Nerwica.com

shitxhappens

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez shitxhappens

  1. Mnie prześladują zombie, albo jak kto woli żywe trupy. Przeciętnie śni mi się to do kilku razy w miesiącu już od bardzo bardzo dawna. Zawsze pogarsza to mój nastrój i potem cały dzień chodzę spięta i wystraszona, przygnębiona. Dodam, że boję się ich piekielnie- jednym z moich natręctw jest właśnie lęk przed tym, że obudzę się w nocy a rodzice "zombie" chcą mnie zjeść. Dlatego często boję się zasnąć a potem śni mi się. Dzisiaj akurat byłam w jakimś opuszczonym Londyńskim mieście, dziwna szkoła, koleżanka poszła do sekretariatu a tam ją skonsumowali, potem ucieczka , walka- powtarzany schemat. Raz śniło mi się że przejeżdżałam po nich czołgiem i waliłam w nie granatami xD

  2. Oj próbowałam przetłumaczyć to sobie na różne sposoby jak widać nic nie dało, albo robię to nie umiejętnie albo jestem nad wyraz oporna ;)

    Tak właśnie myślę, że ślub by to rozwiązał ale to jeszcze 2 lata więc chyba pierwszy podany przez Ciebie sposób byłby najlepszy, chociaż nie powiem ciężki ;) ale warto spróbować dla spokoju ducha bo zwariować idzie. Straszne to, że chociaż jak każdy człowiek musimy stawiać czoła problemom życia codziennego to jeszcze trzeba zmagać się z natręctwami i lękami na różnych płaszczyznach.

    Chociaż przyznam jeszcze, iż czasami myślę że ślub nic mi nie da i nawet po nim będę sobie wypominać a w tym to jestem prawdziwym mistrzem olimpijskim.

  3. Ja przez długi czas bałam się, że jak nie pójdę w Niedziele do kościoła czy jakieś Święto, nawet 1 maja xD to Bóg mnie ukaże, zemści się na mnie i np. nie zdam kolokwium, ktoś mnie skrzywdzi albo po prostu wpadnę pod samochód. Na szczęście pomału z tego wychodzę. Zostałam wychowana w przekonaniu, że Bóg decyduje o naszym życiu i poniekąd nadal w tym przeświadczeniu tkwię może stąd te myślenie. Natomiast od dłuższego czasu trapi mnie kwestia seksu przed małżeńskiego. Zawsze, od dziecka marzyło mi się aby pójść do ślubu jako dziewica. Trwałam w tym wiele lat aż spotkałam swojego obecnego chłopaka no i stało się , chwila słabości, miłość na zabój itp. od tamtej stało się o dla mnie natręctwem, cały czas czuję się "brudna", jakbym no w potocznym języku się "zeszmaciła", chociaż planujemy ślub (można powiedzieć, że praktycznie jesteśmy zaręczeni, czekam tylko na pierścionek ;)) to i tak te myśli nie dają mi spokoju. Ciągle boje się, że Bóg mnie przez to ukaże, że przestanie kochać i pójdę do piekła, w dodatku sama. Cały czas mam wrażenie, że zniszczyłam sobie życie i te myśli rozsadzają już mi głowę.

  4. hej wam

     

    Od trzech lat cierpię na nerwicę natręctw, dwa i pół jestem na seroxacie i pod opieką psychiatry. Przez 3 miesiące chodziłam na terapię do psychologa. Z najgorszego stadium choroby (nie wstawałam z łóżka byle tylko się nie męczyć) wyszłam dosyć szybko bo w 2 miesiące, czułam się upokorzona faktem, że rodzice muszą mnie karmić, ubierać i wyprowadzać jak pieska na spacerki bo nie mogłam być sama choćby przez chwilę. Jednak po szybkim postępie nastąpiło wielkie nic. Od tamtej pory tkwię w martwym punkcie, jestem tak załamana, że chce już tylko płakać i pomału wpadam chyba w depresje. Coraz bardziej bardziej boję się, że już z tego nie wyjdę. Jestem zmęczona ciągłymi lękami i strachem, że opęta mnie szatan, zabiją zombi albo jakieś duchy, zmutowane potwory itp. albo że zabije w nocy rodziców. Choć na co dzień studiuję, mam chłopaka, czasem gdzieś wyjdę na piwo to w środku czuję się źle, czuję się samotna.. psychiatra powiedział, że teraz może pomóc mi tylko terapia ale ona mi nie pomoże.. wiem o tym bo jak na nią chodziłam to tkwiłam w jednym miejscu, przez miesiąc rozmawiałyśmy z psycholożką o tym samym i sama zakończyła terapię.

    Zresztą ostatnio wizyta u psychiatry całkowicie mnie już zdołowała, lekarz zachował się tak jakbym była głupia i nie było już dla mnie żadnego ratunku. W dodatku sesja, muszę się uczyć a nie mogę bo mam napady. Dzisiaj po raz pierwszy afobam mi nie pomógł, nie wiem co jest grane, zawsze było mi po nim tak lekko a teraz ciągle czuję napięte mięśnie i chce mi się płakać z bezsilności. Rodzice mnie wspierają ale wstyd mi ciągle chodzić w nocy do mamy i prosić żeby ze mną posiedziała czy spała bo się trzęsę ze strachu. A najbardziej boli mnie że nie mam wsparcia w chłopaku, niby rozumie wszystko ale ostatnio cokolwiek mu powiem, to olewa to z westchnieniem: "o jeny znowu.." "O Boże.." i podobne a o jeszcze bardziej mnie dobija. Należę do osób straszliwe wrażliwych i najmniejszy źle rozegrany gest może mnie zranić. Potrzebuję kogoś kto mnie zrozumie i wesprze, kogoś kto przechodzi przez to samo, szukam przyjaciela... mam nadzieję, że tu go znajdę.

×