Skocz do zawartości
Nerwica.com

isthatalright

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia isthatalright

  1. Witam wszytskich. Mój problem może wydać się błahy, bo czytałam tutaj o znacznie większych "bólach", ale mnie przerasta więc spróbuje się nim podzielić. Teoretycznie mam fantastycznych rodziców. W praktyce w sumie też. Generalnie jestem tylko z mamą, bo mój tato pracuje za granicą ( przyjeżdża co miesiąć, dwa), a siostra studiuje w innym mieście. Moi rodzice mi ufają, bo zaslużylam na to; nie pije (mimo miesięcy dzielących mnie od 18), nie palę, zawsze przynosilam wspaniale świadectwa,wielokrotnie reprezentuje szkole i miasto na róznych festiwalach, czy uroczystosciach, nie mam "podejrzanych" znajomych. Najczęściej nie mam kłopotów z tzw. "godziną policyjną", bo wracam na ogół wtedy, kiedy mam ochotę (oczywiscie chodzi mi o imprezy, bo na tygodniu ilosc zajęc i nauki nie pozwala mi nawet wyjrzeć na światło dzienne). Od kilku lat jednak ciągle narasta mój konflikt z mamą. Zaczęło się chyba od choroby siostry. Ona regularnie kłóciła się z naszą rodzicielką- całe liceum to była jedna wielka kłótnie. Chdziło glownie o wychodzenie z domu i o szkołę. Siostra zawsze była zakompleksiona, a mama raczej nigdy nas nie podbudowywała. Nie mogę narzekać na brak czułosci z jej strony, ale nigdy nie uslyszałam "dobrze, że się starasz" tylko ciągłe "a inni byli lepsi". Na początku studiów siostra popadła w anoreksję bulimiczną. Kilkuletnie wizyty w szpitalach i u psychologów umiejscowily problem choroby w mojej mamie, określając to jako nadmiar czułosci i troski z jej strony, co objawialo się ciągłą kontrolą. Raz bylismy na spotkaniu rodzinnym z lekarzem. Pan psycholog niedosłownie stwierdził, że ja jestem w rodzinie maszynką do osiągania sukcesów i do pokazywania, a siostre się kocha ponad siły. Powiedzial o tym, kiedy siostra rozplakala sie na wizycie, a mama wytarla jej łzę- "Zakładam, że gdyby młodsza córka rozpłakała się, pani nie zrobiłaby tego gestu". (oj wtedy, to ja miałam ochotę ryknąć, a nie tylko płakać). Dzięki wsparciu ( glownie chlopaka) siostra stanęła na nogi, jej waga jest w miare w normie, ale wiadomo, ze w głowie wszytsko zostaje. Ode mnie siostra stopniowo sie odsuwała- była po porstu zadzrosna o moje zdolności. Poza tym mama nie pozwoliła jej pójść do szkoły sportowej mimo niezwyklych osiagniec, a ja moglam zawsze rozwijac swoje pasje. To było takie wprowadzenie. Dziękuję, jeśli ktoś to czyta. Odkąd jestem w liceum, wyłączyłam w sobie czujnik "bycia najlepsza". Chce sie skupic na tym, co kocham i z czym chce zwiazac przyszlosc. Kiedys myslalam niesmialo o medycynie. Szybko jednak przekonalam się, ze nie jestem na tyle zdolna, by podbic swiat swoimi umiejetnosciami do nauk scislych. Mama nie moze sie z tym pogodzić. Chcę isc drogą artystyczna. Zdaje sobie sprawę jak ciężki jest ten kawałek chleba i przez to "pranie mozgu" w domu, mam miliard watpliwosci i niepokojow, ale nic mi tak dobrze nie wychodzi, ani nie sprawia większej radosci, jak pojscie w tym kierunku. Umowilysmy sie z mama, ze moge odpuscic "mniej wazne" przedmioty, a skupic sie na scislych (bo zabezpieczenie jednak jakies trzeba miec). 3 w moim liceum, to naprawde dobra ocena, nierzadko wywalczona bezsennymi nocami i kroplami potu. Haruje zeby jednak podbic te trójcyny dla mamy. ostatnimi czasy nie daje juz rady. MImo tego, ze wychodzi mi 4, bilogiczka kaze mi zdawac caly rok- nie jestem w stanue tego ogarnac w 3 dni. To wlasnie powiedzialam mamie. Przynioslo to tylko awanturę. Mama zakaz jezdzenia na zajecia dodatkowe (ktore sa moim byc albo nie byc, jezeli chodzi o dostanie sie na wymarzone studia). Awantura u mnie w domu, to genearlnie krzyk mamy. Naprawdę ją kocham, ale wydaje mi się, że ona ma jakieś duze problemy psychiczne; kiedy krzyczy, dostaje spazmow jakichs, wpada w szal, slina jej cieknie ze zlosci. A to są glupie oceny. W klasie wszyscy sie dziwia, jak mozna tak "cisnąć" dziecko. Kiedy są jakieś wagary klasowe, to tylko ja sikam w majty. Dziś usłyszałam od mamy "wynos się". (nie poszlam do szkoly zeby uczyc sie na jutrzejsze zaliczenie z chemii). Ucieklabym, ale nie mam dokad. Boje się, ze jesli uciekne w weekend na zajecia, to pozaluje tego do konca zycia. Jakos lagodnie brzmi wszytsko, co napisalam, ale naprawde to nie jest takie proste. Na razie podjęlam głodówkę. Moze być problem, bo mam wrzody, a poza tym podejrzewam u siebie cukrzyce- w sobote robie badania-. Nie widze jednak innego sposobu, bo rozmawiac się nie da. Tym bardziej, ze zapowiedziaal, ze od tej chiwili nie interesuje ją nic, co mnie dotyczy. Już mnie zaczyna boleć zoądek. Wiem, ze to glupota niszczyc sobie zdrowie, ale nie ma innego wyjscia. Przesadzam, prawda? Jeżeli przeczytaliscie te wypociny, to jestem niesamowicie wdzięczna. Przepraszam za literówki i ortografy.
×