Moja mała nerwica...
Witam wszystkich:D
Jak każdy zapewne zdążył się już domyślić, jestem tu w celu porady. Szukałem różnych sposobów, lecz na nic. Ale wszystko od początku.
Wszystko zaczęło się mniej więcej 7 miesięcy temu. Niespodziewanie pojawiła się pierwsza, negatywna myśl z mojej strony. Z początku "olałem" to sobie, lecz gdy pojawiły się kolejne, dotyczące mojej najbliższej osoby, osób wkoło to stwierdziłem, że coś ze mną jest nie tak. Do tego czasu, wszystko we mnie narastało, budził się strach, który powodował u mnie panikę. Czułem się nawet obłąkany, lekko mówiąc. Płacze po nocach, rozmyślanie nad tym "Dlaczego tak jest?", doprowadziły do kolejnego etapu rozwoju owej choroby. Zacząłem szukać i diagnozować się w internecie. Czytałem wiele artykułów i dowiedziałem się, że nęka mnie nerwica natrętna. Trochę się uspokoiłem wiedząc, że nie tylko ja to mam. Jednak nie spowodowało to wyleczenie. Nękające i pogłębiające się myśli spowodowały jeszcze większy strach, brak funkcjonowania w życiu. Po prostu nie dochodziło do mnie, że tak myślę, gdy wcale tak nie jest. Postanowiłem, że powiem o tym mojej najbliższej osobie - dziewczynie (szukaj Panie tak cudownej dziewczyny! :) ). Bałem się, że zostanę niezrozumiany, jednak po wielu podejściach, moja duma była już tak urażona tymi myślami, że musiałem to powiedzieć. Na szczęście zostałem całkowicie zrozumiany, i do chwili obecnej jestem ciągle wspierany i dostaję ogrom pomocy :) Gdyby nie ona, nie wiem co by ze mną było, ale na pewno bardzo źle. Wracając do tematu, gdy powiedziałem o tym dziewczynie, przez pewien okres czasu było lepiej. Nie dusiłem tego w sobie i wiedziałem, że to choroba. Nie jest spowodowana z mojej winy i kiedyś minie... Jednak to kiedyś, nie nastąpiło. Postanowiliśmy z tym walczyć, zaczęliśmy myśleć na wszystkie możliwe sposoby by pozbyć się tej wstrętnej choroby. Silna wola jest i tak bardzo silna, gdyż wiele razy pomogła mi normalnie myśleć. Jednak pędu czasu, choroba dalej się rozwijała. Pojawił się smutek, niechęć do wszystkiego, zmęczenie. Ciągła walka, zaczęła nużyć. Zwyczajnie czuję, że tracę siły i przegrywam z tą chorobą. Wiem, że robię to wszystko dla Niej, i tylko to utrzymuje mnie ciągle przy wygranej. W końcu postanowiliśmy zwrócić się z tym problemem do specjalisty. Do dnia dzisiejszego zaczęliśmy szukać po mieście lekarzy, i w niedługim czasie (dziewczyna mnie zmusi ), odwiedzę Pana Psychiatrę :).
Bardzo serdecznie prosiłbym o jakieś rady, wypowiedzi osób które pokonały tę chorobę. Jestem w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania, opisać dokładniej temat myśli oraz przyczyny (które według nas, spowodowały tę chorobę). Pozdrawiam i z góry dziękuję :)