Witam wszystkich , to moj pierwszy post .
Chcialem opisac swoj problem , byc moze potraficie zasugerowac co mi jest i czy sa mozliwosci wyjscia z tego. Ja juz zadnych nie widze .
Pamietam , ze od bardzo dawna cos bylo ze mna nie tak . Zawsze mialem problemy z innymi ludzmi. Juz w szkole podstwaowej czulem sie czesto zle , bywaly okresy , kiedy "koledzy" nie dawali mi spokoju , wysmiewali mnie , potrafili znecac sie nade mna psychicznie. Mialem zerowe poczucie wlasnej wartosci , juz wtedy mialem leki przed innymi . Ja zawsze mialem swiadomosc , ze nawet jak komus o tym powiem to nie dadza mi spokoju . Niewiem z czego to wynikalo , ale nawet jak wysmiewali mnie przez kilka dni wystarczylo , ze powiedzieli mi kilka slow albo cos milego od razu im "wybaczalem" . Mialem takie poczucie wlasnej wartosci , ze nawet jak ktos powiedzial mi po imieniu a nie po przezwisku od razu czulem sie jakby "wyrozniony" . Zawsze brakowalo mi pewnosci siebie , przy innych zawsze sie wydurnialem albo staralem sie ich rozsmieszyc .
Juz w szkole podstwawowej zaczely mi sie natretne mysli i leki . Wtedy jeszcze znalem ich przyczyne - np gdy cos sie stalo w szkole - cos w czym nawet nie bralem udzialu , ale zrobili to "koledzy" , gdy przychodzilem do domu bardzo balem sie , zeby nie dowiedzial sie o tym jakis nauczyciel czy wychowawca. Wychowawca byl przepraszam za okreslenie starym pojebem , ktory mnie nie lubil , potrafil stoswac przemoc fizyczna itp. Nie lubilem chodzic do szkoly , lubilem gdy bylem chory , myslalem sobie ze wtedy moge wreszcie odpoczac od tego wszystkiego . Poza tym zawsze wiedzialem , ze jak "koledzy" cos zrobia i zwala na mnie to i tak nic nie moge zrobic . Potrafili wmawiac mi straszne rzeczy , np , ze ktos przyjechal mi cos zrobic , a ja mimo ze do konca im nie wierzylem , bylem tak jakos zalezny od nich ze zachowywalem sie jakbym im wierzyl. Mimo tego wszystkiego podstwawowka byla jeszcze w miare normalnym okresem , prawdziwe pieklo zaczelo sie pozniej. Mniej wiecej w 7 klasie zaczalem odczuwac dolegliwosci fizyczne chyba spowoadowane lekiem , bolal mnie czesto kregoslup, a pod koniec szkoly podstawowej zaczalem odczuwac takie nerwicowe klucia w brzuchu.
Kiedy poszedlem do liceum mialem juz porzadna fobie spoleczna . Nigdy chyba nie bylem w stanie z nikim szczerze rozmawiac , od zawsze chyba gralem bedac po jakas blokada . Zaczelem sie nalogowo onanizowac i ogladac pornografie. Bardzo w tym okresie marzylem o milosci , dziewczynie, ale wiedzialem , ze w mojej sytuacji jest to niemozliwe z powodu mojego silnego leku .W szkole sredniej niestety chodzila te czesc osob ktore meczyly mnie w podstawowce , a wlasciwie jeden debil , ktory chodzil do rownoleglej klasy i "odpowiednio" nastawil reszte kretynow przeciwko mnie , takze od razu bylem spalony. Tak samo moja klasa nie dawala mi spokoju , bylem wysmiewany , upokarzany itd. Balem sie z kimkolwiek poznac , zreszta przy nikim nie potrafilem byc soba , zreszta rozni "zyczliwi" nastawiali odpowiednio moich nowych znajomych . Kiedy poznalem kogos nowego staralem sie zeby pokazac od jak najlepszej strony , ale i tak zawsze gdy zobaczyl moje problemy tj fobie spoleczna stawalem sie posmiewiskiem . Takze podczas wezwania do odpowiedzi zalewalem sie potem , robilem sie czerwony i dostawalem tak paralizujacego leku ze nie bylem w stanie nic zrobic. Najgorsze upokorzenia przezywalem , gdy dzialo sie to np. wsrod dziewczyn, ktore mi sie podobaly.
W tym czasie jedynie w domu mialem jakas ulge , uciekalem w rozne zainteresowania byle nie myslec o tym cierpieniu, zamykalem sie w pokoju udajac , ze sie ucze , a zajmowalem sie np. graniem na kompie lub innym rzeczami , ktore mnie interesowaly. W tym rowniez okresie mialem okropne leki przed tym ze ktos mnie wysmieje , ze ktos mnie pobije , bardzo balem sie tego jak juz wystapil lek to przez godzin czulem sie sparalizowany i kazdy nowy bodziec tylko potegowal ten lek . Pewna ulga byly dla mnie np ferie , gdy wyjezdzalem do rodziny , gdzie czulem sie w miare swobodnie , potem przez pewien czas po powrocie do szkoly czulem sie troche lepiej, jednak nie trwalo to dlugo.
Jakos skonczylem ta szkole srednia i poszedlem na studia . Juz wtedy bylem wrakiem czlowieka , przezywalem wsrod ludzi ogromne leki i cierpienia. Czesto bylem szczesliwy jak np. bardzo bolal mnie zab , bo moglem sie na chwile odciagac od mek psychicznych. Na studiach pierwszym szokiem bylo dla mnie , ze ludzie sie ze mnie nie wysmiewaja ani mnie nie gnebia. Mimo tego przezywalem ogromne leki zwlaszca przed jakimkolwiek wystapieniem publicznym , nie bylem rowniez w stanie wlasciwie z nikim rozmawiac . Fobia przed ludzmi byla tak silna ze rowniez przy rodzicach czulem lek . Pamietam jak balem sie odkrecic butelke z napojem na dworcu, w obawie przed tym ze ktos zwroci mi uwage , zdenerwuje sie na mnie i cos mi zrobi a ja bedac sparalizowany lekeim nie bede sie mogl obronic. Wracanie wieczorem ze studiow pociagiem do domu bylo koszmarem , lek byl straszny. Z tego wszystkiego zaczalem corac wiecej jesc , duzo przytylem. W tamtym czasie nie bylem w stanie z powodu lekow z nikim rozmawiac . Mialem takze ogromne kompleksy na punkcie mojego wygladu , czesto przegladalem sie w lusterku i jak dostrzegalem uchybienia w moim wygladzie czulem sie strasznie . Coraz bardziej popadalem w uzaleznienie od pornografii i od komputera . Po powrocie ze studiow do domu po kilku dniach dopiero dochodzilem w miare do siebie i czulem sie w miare normalnie , ale kazdy zjazd byl dla mnie pieklem . Z calych sil probowalem walczyc ze swoim lekiem , ale nie dawalo to zadnych efektow , cierpialem tylko coraz bardziej . Dodam , ze byly to studia zaoczne , wiec caly pozostaly czas miedzy zjazdami spedzalem przed komputerem .
Leki nasilily sie do tego stopnia , ze gdy poczatkowo trwaly tylko podczas spotkan z ludzmi , pozniej zaczely trwac coraz dluzej i dluzej . Cierpialem na bezsennosc , czulem ciagly niwypowiedziany psychiczny bol , ale nie trwalo to jeszcze caly czas .
Od pewnego czasu (okolo 1-2 lat ) leki zmniejszaly sie ale zamiast nich pojawiala sie derealizacja i depersonalizacja , zobojetnienie na wszystko , depresja itd. co trwa do dzis.
Nauczylem sie niby rozmawiac z ludzmi , ale co z trgo jak musialem przy tym calkowicie blokowac swoje uczucia . Poczatkowo sprawialo mi to ogromne cierpienia , z czasem jednak zobojetnialem , pprzetalem walczyc z czymkolwiek , nie zalezy mi na niczym .
Studia skonczylem , teraz jestem w nnym miejscu i wlasciwie tylko dzieki depresji jestem w stanie jakos funkcjonowac i udawac normalnego , bo daje mi ona calkowite zobojetnienie a leki byly tak silne i czeste , ze nie bylem w stanie pracowac ani nawet swobodnie myslec , probowalem pracowac w kilku miejscach , ale po krotkim czasie bylem wykonczony psychicznie a prze to fizycznie .
Teraz juz wlasciwie niewiem kim jestem , czego chce , o co chodzi w tym zyciu , niewiem kogo kocham kogo nienawidze , nic nie czuje do ludzi nawet bliskich sa dla mnie jak przedmioty, ja tez juz nie czuje sie czlowiekiem , kompletnie nie mam uczuc. Nawet ciezko mi stwierdzic kiedy jestem glodny , moge zjesc niewiem ile , czuje jakby to jedzenie nie wchodzilo we mnie a w kogos innego . Rowniez alkohol na mnie juz nie dziala , moge wypic niewiem ile a kompletnie nic mi nie jest .Po wielu latach przegralem walke o swoje zycie , narazie wegetuje sobie w depresji , ale jak wroci koszmar w postaci tych lekow chyba popelnie smaobojstwo . Niewierze ze psycholog czy psychiatara jest w stanie mi pomoc , za duzo tego bylo i za dlugo trwalo , jestem psychicznym wrakiem .
Opisujac nawet to wszystko czuje jakbym nie pisal o sobie ,jakbym tego nie przezyl , kompletnie odzielilem sie od tego , jakbym stal sie kims innym , ale ja juz niewiem zupelnie kim jestem . Nie przezywam zadnych emocji , mam uposledzone widzenie swiata , pamiec i myslenie mam takie , ze czasami nie jestem w stanie zrozumiec co ktos do mnie mowi .Jak narzie moj jednyne cel zyciowy to znalezc jakakolwiek prace i miec jakies pieniadze na alkohol , ktory czasami jednak daje mala ulge .
Pragne rozniez oddzielic sie od ludzi , chcialbym mieszkac sam, bo przebywanie z ludzmi i tak mi nic nie daje , przeciez nie mam uczuc , juz nawet nie mam poczucia winy , ze nie mam zadnych uczuc do rodzicow czy brata . Coz - ja takiego zycia sobie nie wybralem , nieraz blagalem Boga o pomoc . Od pewnego jednak czasu mam go tam gdzie on mnie ( przepraszam gleboko wierzacych ) . Jestem swirem i mam nadziej kazdego dnia ze jest moim ostatnim . Mysle ze samobojstwo to dobre rozwiazanie , co za roznica , pieklo tu czy pieklo tam , a nuz tam bedzie lepiej ....
To chyba tyle , jezeli ktos chcialby mi odpisac , bede wdzieczny, zwlascza ludzi , ktorzy wyszli z czegos podobnego , w co jednak szczerze watpie. Pozdrawiam