Witam Was.
Dopiero co się zarejestrowałem. A co jest tego powodem? Ja sam nie mam problemów, przynajmniej tak mi się zdaje :). Cieszę się życiem, radość daje mi każdy nowy dzień, każdy wdech powietrza, każdy zachód słońca.
Problem jest z pewną bliską mi osobą, jest to kobieta. Nie jest to problem natury miłosnej. W sumie z jej powodu tu jestem.
Z tego co już wyczytałem na tym forum domyślam się, że cierpi głównie na depresję, może na coś jeszcze. Pozwólcie jednak, że napiszę o niej i proszę Was o ocenę co to może być, wtedy rozmowę przeniosę do odpowiedniego działu.
Osoba ta ma ok 28lat i bardzo nieudany związek za sobą. Gdy się z nią spotykam, widzę jak cierpi. Widać to cierpienie w oczach, na twarzy, choć jej głos często zdaje się ciepły, czasem się uśmiecha. Nie potrafi mówić o swoich emocjach, izoluje się. Gdy ją pytam o te głębokie przeżycia, muszę to robić bardzo delikatnie, bo wybucha gniewem. Często przekracza to moje możliwości i po prostu nic nie mówię, ale widzę jak się w niej gotuje. Nic ją nie cieszy, nic jej się nie chce, coraz więcej rzeczy przestaje ją interesować, bo sprawiają jej ból. Gdy staram się ją naprowadzić na piękno jakiegoś zjawiska, odnoszę wrażenie, że nie tylko tego nie czuje, ale i nie chce poczuć - blokuje wszelkie radosne emocje jakie jej daje w sposób jawny. Jeśli jej daję radość w sposób bardziej zakamuflowany, przechodzi - uśmiecha się, żartuje. Dodatkowo zauważyłem, że nie ma praktycznie poczucia własnej wartości, nie kontroluje własnego życia. Boi się wyzwań związanych z własnym życiem.
Nie wiem jak jej pomóc, jestem przy niej w tych ciężkich momentach. Niestety, również odczuwam te negatywne emocje, które nią rządzą. To sprawia, że mam jej coraz częściej dość. Czy mam rację? Czy to jest ciężka depresja?