Skocz do zawartości
Nerwica.com

wiewiora1526929486

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez wiewiora1526929486

  1. to chyba takie bledne kolo z robieniem tego dla innych czy siebie; bo przeciez niby robimy to dla siebie, zeby sie w koncu lubic, zeby sie cieszyc z tego jak sie wyglada, ale wiekszosc ludzi musi miec akceptacje otoczenia zeby samemu tez byc z siebie zadowolonym. Ja zaczelam powaznie nienawidzic tego jak wygladam od kiedy borykam sie z depresja, a najgorsze jest to, ze kiedy proboje sie wziac w garsc psychiznie i fizycznie i postanawiam, ze zaczne cos zmieniac to wtedy zazwyczaj cos sie jeszcze bardziej spartoli i zalamanie jeszcze wieksze. Wielkamala - sluszne spostrzezenie, 'to cos' jest najwazniejsze; tylko co zrobic by akceptowac siebie takim jakim sie jest? To niestety wymaga wielkiej pracy nad soba, a ja sie potrafie zalamac nawet najmniejsza 'wpadka'
  2. Mnie rowniez moj wyglad zewnetrzny strasznie pogarsza samopoczucie. Odkad zmagam sie z depresja strasznie sie zmienilam, naprzemienne tycie i chudniecie (rozstepy), problemy z cera, wlosy rowniez skatowalam (chcialam poczuc sie lepiej wiec przefarbowalam) poza tym wlosy zaczely tak wypadac (rzesy i brwi rowniez), ze wylysialam na 'zakolach', panokcie wciaz sie lamia itd. To wszystko odkad mam depresje, a niestety taki wyglad coraz bardziej mnie w nia wpedza. Jak chce cos poprawic w wygladzie, to wychodzi jeszcze gorzej (jak farbowanie wlosow) i wtedy w ogole juz sie ukrywam przed swiatem.
  3. Dzien dobry Jestem nowa na forum i na samym poczatku pragne sie z wami przywitac, mam nadzieje, ze odnajde tu troche zrozumienia i porad, ktorych tak bardzo mi brakuje. Postanowilam zalozyc nowy watek, bo zwyczajnie boje sie, ze zaczynam miec nawrot depresji; na sama mysl o tym, ze znowu mialabym sie czuc tak jak wtedy, ze znowu musialabym walczyc jestem przerazona. Nie jestem na to gotowa! Pisze chyba glownie dlatego, ze chce sie wyzalic, bo pragne zrozumienia, bo moze potrzebuje jakichs rad, ktore dadza mi kopa w tylek dopoki jeszcze jest na to czas. A wiec oto moja historia: od dziecka czulam sie dziwnie inaczej, mialam sklonnosci do popadania w histerie, strasznie szybko sie denerwowalam, bylam bardzo wrazliwa i na najmniejsze zwrocenie mi uwagi potrafilam zalac sie placzem. Ojciec lubil wypic, mama starala sie zastapic obu rodzicow, chyba az za bardzo. Wszystko robila za mnie, nie pozwalala na 'szalone wybryki', bala sie gdziekolwiek puszczac. Bylam niesmiala, balam sie kontaktow z rowiesnikami, nie umialam walczyc o swoje. Jako nastolatka troche sie zmienilam. Znalazlam grupe przyjaciol, bardziej otworzylam sie na ludzi, nabralam trosze pewnosci siebie. To jednak nie trwalo dlugo, bo majac 16 la wyjechalam z rodzina za granice. Balam sie tego, ale mialam nadzieje, ze dam rade, ze i tu znajde znajomych, ze w koncu 'tu' stanie sie moj dom; ale tak sie nie stalo. Tesknota i zaakceptowanie zmian stalo sie trudniejsze niz myslalam, uniemozliwilo mi aklimatyzajce w 'obcym' kraju. Pierwszy rok przeplakalam i przesiedzialam w pokoju, marzac o moznosci powrotu. Potem poszlam do szkoly, mialam nadzieje, ze naucze sie jezyka ang., poznalam kogos... Mialam nadzieje, ze nadejda lepsze czasy, ze po przeplakanym roku bedzie juz tylko lepiej. Nauka jezyka jednak szla mi dosc opornie, w calej szkole doslownie garstka obcokrajowcow, czulam sie wyobcowana, ale nie bylo najgorzej. Wciaz mialam nadzieje i widzialam, ze jednak robie postepy. Ten poznany 'ktos' stawal sie dla mnie jedyna podpora, jedynym rowiesnikiem tak bliskim. Po roku jednak wszystko na nowo zaczelo sie psuc, zwiazek okazal sie chora relacja, chlopak pokazal swoje prawdziwe 'ja', umarl mi ojciec. Cala rodzina rozpaczala, czulam jakby caly swiat mi sie zawalil. I dopiero wtedy, malymi kroczkami zaczynalam odkrywac, ze to depresja. Nie chcialam sie do tego przyznac, dopki lekarz nie powiedzial, ze jest ze mna naprawde zle. Zaproponowal leki, ktorych postanowilam nie brac ze strachu, ze to bedzie znaczcyc poddanie sie, chodzilam na terapie (kilka sesjni, po ktorych psycholog stwierdzil, ze juz wiecej nie potrzeba), a ja jednak czulam sie lepiej tylko przez kilka tygodni, a potem znowu nawrtoy w coraz to bardziej zaostrzonej formie. Na przemian nie moglam spac, albo spalam przez cala dobe, nie jadlam w ogole albo opychalam sie jak szalona, plakalam, krzyczalam i wpadalam w histerie, albo po prostu bylam strasznie apatyczna i lezalam ze wzrokiem wbitym w sufit. Moj toksyczny zwiazek nadal trwal, rozchodzilismy sie i schodzilismy na nowo, czulam sie uzalezniona od tego mezczyzny, nie potrafilam tego skonczyc choc wiedzialam ze ciagnie mnie w dol. Rodzina nie wiedziala co mi jest, nie potrafili zrozumiec. W tym czasie przerwalam studia dwukrotnie. Caly swiat legl mi w gruzach. Az w koncu znalazlam sile, ot po prostu. I postanowilam walczyc. Teraz robie kursy w innej szkole, mam kilkoro znajomych, zakonczylam toksyczny zwiazek. A jednak cos znowu zaczelo byc nie tak. Znowu wytykam sobie swoje wlasne slabosci, skupiam sie na tym co idzie nie tak, wracam do przeszlosci i sie obwiniam, a przyszlosc jest calkowita abstrakcja. Najmniejsze rzeczy potrafia nie wyprowadzic mnie z rownowagi, czuje sie i wygladam zle. Nie moge patrzec na siebie w lustrze, znowu widze te nieporadna dziewczynke, brzydka zarowno psychicznie jak i fizycznie. Moje zycie jest odwrotnoscia tego, czym chcialabym zeby bylo. Boje sie, tak bardzo sie boje, ze to znowu wroci, ze znowu bede chowac sie w pokoju, ze znowu bede sie bala ludzi i wszystkiego co w okolo, ze znowu tak bardzo bede sie nienawidzic. Jak znalezc sile i sposoby zeby z tym znowu walczyc?
×