Skocz do zawartości
Nerwica.com

ojciecmateusz

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia ojciecmateusz

  1. z Żar. Do Warszawy mam bardzo daleko. 500 km
  2. Najgorsze jest to ze nie potrafie nikomu pomoc, wczuc sie w czyjes emocje, zrozumiec drugiego czlowieka. Kiedys potrafilem az za bardzo. Łatwo wyczuwałem stany emocjalne innych ludzi. Pomagałem innym i łatwo wczuwałem sie w czyis nastroj. Intuicja sie głownie kierowałem. Teraz nawet nie czuje wiezi z moim przyjacielem. Przyjezdza do mnie i wysłuchuje moich ironicznych dowcipow. Ze wszystkiego sie nabijam i zartuje. Chyba przez to ze uswiadomilem sobie bezsens mojej egzystencji. Czasami wydaje mi sie ze on sie odemnie uzaleznil. Caly czas widzi we mnie tego samego człowieka. Wszystko mnie meczy. Odpisywanie na kazdy post jest dla mnie duzym wysilkiem. Nie potrafie nic sensownie ulozyc. Zjadam cale wyrazy czasam cale zdania i wychodzi kilka bezsensownych słow oddzielonych od siebie kropkami. Kiedys potrafilem pisac opowiadania. W dziecinstwie duzo ich pisalem i mialy sens. Teraz to mi się dlugopisu nie chce chwycic w dlon bo wiem ze minie caly dzien minie a ja nic nie uloze. Czy te problemy z ukladaniem zdan, mysleniem maja zwiazek z moim stanem ? -- 08 maja 2011, 16:06 -- Co do schizofreni to głosow nie slysze, urojen zadnych nie mam. Pamietam w dziecinstwie bałem sie popelnic grzechu lub niemoralnego czynu. Duzo rzeczy uwazalem za niemoralne przez co bylem ograniczony co do wielu decyzji. Mieszkam z matka i babka w jednym domu i obydwie to fanatyczki religyjne. Ojciec mieszkal kilka wiosek dalej z nim tez nie mialem dobrych relacji. Slabo go znalem ale szanowalem go. Chcialem z nim spedzac czas ale on nie potrafil odwzajemic uczuc. W dziecinstwie moglem polegac tylko na kuzynach. Co do moralnosci to teraz zadnych odruchow moralnych nie mam. Kiedys było wszystkiego nadmiar a teraz nic nie ma. Nawet nic poczucia winy nie odczuwam. A jak bylem młody to bez przerwy odczuwalem. Czasami tak mysle to wydaje mi sie ze matka z babka od bobasa mowila mi ze wszystko jest grzechem niczym w ksiazce Carrie S. Kinga.
  3. Mowiłem psychiatrze a on mowil "bedzie dobrze, nie przejmuj się. Działają na ciebie te leki ?" I taka rozmowa z nim była. Próbował napawac mnie optymizmem zamiast porozmawiac o tym co sie dzieje.
  4. Szczerze to nie długo. U psychologa kilka spotkań, a psychiatra tylko leki przepisywał. Gdybym nie mieszkał na takim zadupiu to moze zapisał bym sie na jakas psychoterapie, ale u siebie mam tylko jednego psychologa i psychiatre(nie wydaje mi sie ze oni potrafili by mi pomoc) a nie bede jezdzil 100 km do jakiegos lepszego psychologa. Co do relacji: Wydaje mi sie ze matka mnie zniszczyła. Choruje na schizofrenie i nie mialem z nia normalnych relacji. Była nadopiekuncza i jednoczesnie chłodna. Mimo ze mam 24 lata nadal uwaza mnie za male dziecko i nie przeszkadza jej to ze nic nie przepracowalem, i siedze na jej rencie. Chyba miałem w dzieciństwie RAD( reaktywne zaburzenia przywiązywania) Nie chciałem zadnego kontaktu. Bez przerwy uciekalem od niej spałem u kolegow, wyzywałem ja. Impulsywny byłem. Myslisz ze to moze byc mechanizm obronny i jakas psychoterpaia moze mi pomoc ?
  5. Przeżyłem. Byłem nadwrażliwcem i przez małą głupotę załamałem się gdy byłem nastolatkiem. Puścili o mnie niemiła plotkę, przez która wszyscy mnie w szkole wyszydzali.
  6. Nie mam żadnych emocji. Nie potrafię się cieszyć, płakać, śmiać. Nawet się nie złoszczę na nikogo. Trwa to około trzech lat. Nic mnie nie wzrusza. Ojciec mi umarł, a mi się nawet kolana nie ugięły. Przyjąłem to jak zwykłą wiadomość jak np. "Czy ten dywan jest bordowy ?". Czasami myślę o sobie jako o mordercy, który potrafił by zabić, bez żadnych emocji, bez wyrzutów sumienia. I wiem że tak by było. Źle mi z tym, bo byłem typem człowieka który głównie kierował się emocjami. A teraz nie potrafię podjąć żadnej decyzji, bo jak to zrobić kiedy emocje w nic się nie angażują. Nie potrafię znaleść sobie żadnego zajęcia. Bez przerwy siedzę i wypalam papierosy. Wypale z 60 może więcej. Wiem że dużo, ale nie mam ochoty rzucać ani nawet ograniczać. To jedyna rzecz w którą potrafię się zaangażować i jedyna która sprawia mi przyjemność. Leki chyba żadne na to mi nie pomogą, bo jak niby mają przywrócić emocje. Brałem przeróżne antydepresanty, neuroleptyki i nic. Obecnie nie biorę żadnych i jest tak samo, a w sumie nawet lepiej. Do psychologa chodziłem ale też mi to nie pomogło. Próbowała mi pomóc, ale bym musiał poczuć tą iskierkę ze będzie lepiej, odrobinę wewnętrznej motywacji, a ja nawet tego nie potrafię odczuć. Istny robot ze mnie, który jest w stanie tylko dodawać i odejmować.Ostatnio się biłem. Podeszło do mnie dwóch łepków i spytali się mnie czy mam jakiś problem (Niczym motyw z komiksów, nie wiem czy czytacie). Odpowiedziałem że mam. A ten mnie po twarzy. Biłem się z nimi i nawet to we mnie nie wzbudziło żadnych emocji. Żadnego lęku. Żadnego instynktu by uciekać lub walczyć. Bić sie musiałem. Przecież sie nie położe i nie pozwolę by mnie kopali, żebym w szpitalu wylądował. Coś cholernie, się w moim mózgu pochrzaniło. Zaraz na pewno będziecie pisać, że jednak jakieś emocje mam. Pisze tu, szukam pomocy więc czuję jakąś rozpacz. Ale to nie jest tak. Ja poprostu potrzebuje emocji. Chciałbym czuć nawet rozpacz, silny smutek. Byle by coś czuć, prócz własnego smrodu pod pachami. -- 07 maja 2011, 19:14 -- Jest jakaś nadzieja że emocje wrócą ?
×