Skocz do zawartości
Nerwica.com

Min_

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Min_

  1. Min_

    Moja sytuacja.

    Jestem z miasta obok Katowic.
  2. Min_

    Moja sytuacja.

    Na wstępie bardzo was proszę o zrozumienie. Chciałbym wreszcie z kimś porozmawiać, kto nie będzie mi ubliżał. Wszystko zaczęło się 4 lata temu, gdy skończyłem podstawówkę i rozpocząłem naukę w gimnazjum. W podstawówce i wogóle od urodzenia byłem samotnikiem. W moim otoczeniu raczej byli ludzie, którym w głowie było tylko dokuczanie innym, palenie papierosów, agresja i przemoc. Ja byłem zawsze z boku, jednak od zawsze próbowałem nawiązać jakąkolwiek znajomość, ale to nic nie dawało. Mówiąc ogólnie - NIGDY nie miałem nikogo. Ani nawet kolegi zwykłego. Samotność na początku nie dawała mi w kość, ale z czasem zaczęło się robić coraz gorzej. W domu nie jest dobrze i nigdy nie było. Rodzice - mama i babcia, z ojcem nie mam kontaktu. Zawsze tylko dbali o swoją opinie. Gdy zajmowali się mną to zawsze tylko na "pokaz" innym. Gdy np. było mi smutno to od razu wybijali mi to z głowy. Zabraniano mi i zabrania się nadal mówienia komukolwiek o mnie. Rodzice zawsze mówili, że oprócz nich nikt nie ma prawa wiedzieć cokolwiek o mnie i o tym co się dzieje z domu. Gdy ktoś przychodził to byłą to zgodna rodzinka. Jednak gdy nikt obcy nie był w domu to były krzyki i awantury mojej babci. Nigdy nie było u nas dnia beż kłótni i awantur. Moja matka poznała zaborczego faceta, który znienawidził mnie i moją babcię. Ma z nim dziecko - mojego brata. Nie umiem nawet opisywać co się działo u mnie, gdy on przychodził. Kłócił sie z sąsiadami, wielokrotnie przyjeżdżała policja. W tym wsyztskim ja byłem spychany na bok, nie liczyło sie moje zdanie i moje uczucia. Ja musiałem siedzieć cicho. Moi rodizce wogóle nie okazywali mi uczucia a anwet jeśli to tylko "dla iluzji" i na pokaz. Moja matka myśli tylko o sobie, o tym jak ułożyć sobie życie i jak wydawać forse. Znów poznałą kolejnego faceta i zapomniała całkowicie o mnie. Jeśli chodzi o mnie to pierwsze objawy depresyjne pojawiły sie u mnie na przełomie podstawówki i gimnazjum. Chcąc jakoś zwrócić na siebie uwagę i moja nienawiść do siebie samego spowodowały, że popadłem w anoreksje. Wywoływałem wymioty, odchudzałęm sie, stosowałem rygorystyczne diety. W krytycznym momencie miałem przy 168 cm wzrostu 31 kg (czasem i poniżej 29). Rodzice, aby nie zniszczyć sobie opinii nie poszli ze mna do lekarza a z anoreksji "wyleczyli mnie" poprzez kłótnie, wyzwiska pod moim kątem, groźby wyrzucenia z domu (raz babcia mnie wywaliła). Jak tylko dowiedzieli się o tym, że sąsiedzi zauważyli zmianę mojego wyglądu to zrobili mi awanturę. Kilkakrotnie wyrzekali się mnie. Po anoreksji, zaczeły się u mnie pojawiać objawy wczesnodepresyjne. Początkowo umiałęm nad tym panować, jednak usilnie chciałęm zwrócić na siebie uwagę. Zacząłem być coraz bardziej smutny i przygnębiony. Płakałem. Miałem okresy dobrego i złęgo nastroju (który każdy z nich trwał po kilka miesięcy). W pewnym momencie dostałem padaczki na tle psychicznym. Gdy zawsze było nerwowo i przejmowałem się to dostawałem napadu padaczkowego. Od tego momentu mój stan psychiczny zaczął pomału ale intensywnie pogarszać. Coraz bardziej nienawidziłem siebie, nie umiałem juz sie uśmiechać. Praktycznie ok. 2 lata temu był mój ostatni szczery, prawdziwy uśmiech. Częściej płakałem. Napaday ustały, biorę do dnai dzisiejszego leki. Od ostatniego napadu mój stan psychiczny pogarszał sie i pogarszał. Moi rodzice myśleli że mam 10000 chorób. Bolały mnie nerki, głowa, brzuch (najbardziej i najmocniej). Myślałem, że mój organizm atakuje tysiące chorób. Moim rodzicom nie przyznawałem się do wewnętrznego bólu jaki czuję. Ten ból rósł i rósł z miesiaca na miesiac. A moi rodzice....tylko śmiali się ze mnie, wyszydzali i mówili, ze mam wziąść się w garść. W 2010 roku nastał jeden z najgorszych chwil jakie miałem. Mój stan psychiczny już był na umieraniu. Pierwszy raz w życiu zaczeły pojawiać sie myśli samobójcze. Zacząłem zadawać sobie samemu ból, popadłem w onanizm. Tak bardzo nienawidziłem siebie, że zawsze nazywałem siebie szmatą, przedmiotem, pustakiem, idiotą - praktycznie to samo co rodzice mówili na mnie. Okaleczałem sie, zadawłem sobie okropny fizyczny ból, aby stłumić tamten wewnętrzny. Aż wkońcu w październiku miałem próbę samobójczą. Rodzice wyratowlai mnie, czytali mój list pozegnalny. Płakali jeden dzień. Ale po tym miałęm gorsze piekło niz przed próbą - wyzywali mnie od samobójców, mówili czasem, ze mam się zabić. Nie umiem nawet wyliczyć tego wszystkiego co mi mówili. Ciągle gadali mi "weź się w garść" "jesteś facet a nie baba" - te słowa tylko mnie dobijały. Po próbie miałem długi bo 4 miesięczny okres spokoju i dobrego nastroju. Nawet troche nawiało mi optymizmu, ale niestety....znów doszło do załąmania i na chwile obecna to juz jest katastrofa. Mam cały czas myśli samobójcze, nie umiem już kontrolować swojego umysłu. Mam tzw. "depresyjne psychozy", podczas których nawet nie wiem, że chce sie zabic i nim sie "ockne" to mam nóż w ręku skierowany do siebie samego. Moi rodizce tylko śmieją sie, olewają mnie, mówia że nie chcą abym leczył się. Poszedłem jednak z nimi do psychiatry, ponieważ poinformowałem swojego pedagoga szkolnego o moich myślach autodestrukcyjnych. Moi rodzice od tego momentu mają pretensje do mnie, że zgłaszałęm to. Mają do mnei wstyd i żal. Mówia mi, że pomóc pomogę tylko SAM. Że wizyty u psychiatry i psychologa to tylko robienei cyrku i niepotrzebnego wstydu. Psychiatra ewidentnie stwierdził depresję. Przepisał 2 leki, oddział dzienny w wtorki i piatki, psychologa. Moi rodizcej ednak nie chcą, abym się leczył, ponieważ mówia, że to ja niepotrzebie cyrk robie i ze sam sobie musze pomóc. Jeśli chodzi o mnie to jestem bardzo wrażliwy emocjonalnie, Gdy komus dzieje sie krzywda i jest ktos chory to jestem taki smutny i bardzo przejmuje się tą osobą - nawet jeśli ja mało znam. Jestem płaczliwy jak na chłopaka. Łatwo mnei doprowadzic do płaczu niż wścieku. Nie wiem co mam robić. Nie mam ochoty już na nic. Nie chce jeść i pić. Znó nie spożywam regularnie posiłków. Mam yśli samobójcze. Chce sie samookaleczać i zadawać ból. Nienawidze siebie. Tak bardzo nienawidze siebie, że zaczynam mieć pokusy do spożywania leków uspokajajacych, interesuje mnie śmierć i narkotyki ale póki co nigdy żadengo nie spożyłem. Tak bardzo nienawidze siebie, że chce aby ludzie mnie wykorzystywali. Ostatnio nawet atakowały mnie myśli, aby żebrać - nie z tego powodu, że nie mamy pieniędzy w domu (tak naprawde to nie przelewa sie u nas), ale zeby sie upodlić. Nie napisze jeszcze jak bardzo chcialem sie upodlić jeszcze.... Błagam was o to, abyście mi doradzili co mam robić. Rodizce nie chcą, abym sie leczył. Mam 17 lat. Proszę was, abyście mi nie pisali tekstów typu: "weź się w garść" "jesteś facet a nie baba" "bądź meżczyzną" "inni ludzie mają gorzej niż ty" bo to tylko dobija mnie. Błagam kogokolwiek o pomoc .... Tak mi smutno jest.
×