Skocz do zawartości
Nerwica.com

onie

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia onie

  1. No tak zgadzam się nie wszystkie bucowate zachowania powinno się tłumaczyć trudnym dzieciństwem, ale te jego zachowania nie były dla mnie bucowate, były po prostu z pogranicza psychozy, tym bardziej że znałam go wcześniej 3 lata i wydawał mi się być bardzo fajnym człowiekiem. Z resztą to nie tylko ja tak myślałam,ale nasi wspólni znajomi również. Ja wierzę w dobroć ludzi i wierzę w to że ludzie z natury są dobrzy. Że rodzą się dobrzy tylko pewne czynniki kształtują ich osobowość w taki czy inny sposób. Może jestem naiwna, ale tak czuje. Mogę zostać na forum jasne. A ty amy lee byłaś z borderem czy może sama nim jesteś? Sory ale nie kojarzę jeszcze tego co kto tu napisał na tym forum.
  2. Hej Jestem tutaj nowa Nie mam zaburzeń osobowości typu borderline. Nie mam też większych problemów ze sobą ( przynajmniej tak mi się wydaje ; )) Natomiast miałam chłopaka który najprawdopodobniej miał to zaburzenie. Chciałam wam napisać jak to wygląda od strony tej drugiej osoby a ściślej od mojej strony, bo wiadomo każdy przypadek jest inny. Na początku wydawało mi się, że wszystko jest w porządku, że mój wybranek, owszem ma czasami stany przygnębienia, ale łudziłam się tym ( i nasi wspólni znajomi) że jest to spowodowane może samotnością, może brakiem konkretnego zajęcia, chwilową stagnacją życiową. Zaczęliśmy się spotykać. Nasza relacja ( tak jak się umawialiśmy na początku) miała powoli się rozwijać, mieliśmy się poznawać i dopiero po jakimś czasie stwierdzić czy chcemy być ze sobą tak na poważnie czy nie.. On przyspieszył wszystko. Myślałam, że jest bardziej zakochany ode mnie. Było mi dobrze z nim, dogadywałam się świetnie, te same zainteresowania, poczucie humoru nić porozumienia itd., no więc w to poleciałam. Po miesiącu nagle stwierdził, że się wycofuje. Bolało bardzo, szukałam winy w sobie, w nim też, ale bardziej w sobie, zastanawiałam się co ze mną jest nie tak, skoro on nie chce ze mną być. Zaniżyło mi się poczucie wartości. Oj zależało mi na nim BAARDZO i chciałam z nim zbudować przyszłość, nie myślałam o tym by go zostawiać nigdy, nie myślałam też o nim że jest nic nie wart, myślałam o nim jako o bardzo wartościowym człowieku pełnym ciepła czułości itd. Po chyba 4 miesiącach on próbował mnie "uwieść", był pijany, mówił do mnie sprzeczne rzeczy czyli to że jestem dla niego jedną z najbardziej wartościowych osób jakie zna i że np. nic do mnie nie czuje i że chodziło mu tylko seks. Myślałam że zwariuje, odtrąciłam go, czułam się wciągana w jakąś "psychozę". Po 8 miesiącach mieliśmy rozmowę ze sobą, on stwierdził, że chce znowu spróbować i że wszystko zależy ode mnie czy będę tego chciała. Powiedział mi że żałował swojej decyzji o rozstaniu. Ale również powiedział mi że całe jego życie to jedna wielka huśtawka uczuć i że chce nad tym pracować. Ja powiedziałam ok. ale najpierw musisz iść na terapię, zrobić coś ze sobą, znaleźć pracę itd. Oczywiście on wszystko przyspieszył, znowu mu jakoś tam zaufałam, tym bardziej, że znalazł tą pracę, poszedł na terapię itd. Wydawało mi się że był we mnie zakochany bardziej niż 8 miesięcy temu. Byłam bardzo szczęśliwa. Znowu ani trochę nie myślałam o tym by go zostawić. Chciałam z nim być po prostu, tym bardziej, że on mówił mi że potrzebuje stabilnego związku, że chce sobie ułożyć przy mnie życie itd., były oczywiście też plany na wakacje. Było mi bardzo dobrze z nim. ech. Aż tu nagle zaczęły się jakieś zaczepki, bez żadnego powodu, docinki, oczywiście prowokował mnie a ja się dawałam sprowokować, doszło do kłutni. Potem się pogodziliśmy, przeprosił mnie za swoje zachowanie. I nagle za dwa dni znowu powiedział mi że nie chce ze mną być, że nic do mnie nie czuje, że jest w nim tylko ból. Już wtedy wiedziałam że coś z nim jest poważnie nie tak, chociaż parę dni wcześniej powiedział mi że jego pani psycholog podejrzewa u niego borderline. Jakoś nie wiem dlaczego ale jednym uchem mi to wleciało a drugim wyleciało. ( może to był mój mechanizm obronny). Dopiero pare dni temu poczytałam sobie o tej chorobie/zaburzeniu no i wszystko jakoś jest dla mnie bardziej jasne. Nie wiem czy on dalej chodzi na terapię, czy dostał skierowanie do psychiatry. Nie mam z nim teraz kontaktu. Chociaż on już się próbował raz ze mną skontaktować. Jest mi bardzo smutno, że tak się to wszystko skończyło. Jestem wkurzona też na osoby, które w dzieciństwie zrobiły mu straszną krzywdę, jestem wkurzona, że spotkałam mężczyznę, z którym naprawdę chciałam sobie ułożyć życie a tu dupa zbita z tego wyszła. Jestem wkurzona, że on rzeczywiście gdy mówiłam mu miłe rzeczy, komplementy, nie chciał w to wierzyć. Jestem wkurzona na niego że znowu dał mi jakąś nadzieje i znowu mnie zostawił. Już więcej w to wchodzić nie chce, no chyba że ta terapia przyniesie jakieś pozytywne skutki, ale to pewnie za parę lat ... Cały czas o nim myślę. Wiadomo potrzebuję czasu. Chcę wam napisać że życzę wam wytrwałości w pokonywaniu swojej choroby, że to w cale tak nie jest że jak się z kimś wiążecie to ta osoba o was myśli, że jesteście nic nie warci... Bo jeżeli ktoś już się decyduje z kimś wchodzić w relacje to znaczy, że w tym kimś musi dostrzegać jakieś wartości, coś interesującego, obojętnie czy to jest inteligencja, poczucie humoru, ciepło, wspólny język. No inaczej się nie da. (Teraz niektórzy z was pewnie sobie pomyślą, że jeżeli dana osoba dostrzega te wartości tzn. że z nią jest coś nie tak....ech. ) Swojego byłego chłopaka nie uważam za dupka itp. ( wiem że niektórzy tak o sobie tutaj czasami myślą, bo czytałam wasze posty niektóre) tylko za człowieka skrzywdzonego przez życie. Jemu również życzę wszystkiego najlepszego. Pozdrawiam
×