Skocz do zawartości
Nerwica.com

adelka

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia adelka

  1. Witam:) Mam problem z wysłowieniem się- podczas mówienia przestaję czuć emocje które towarzyszą tematowi/rzeczy o której mówię. Podczas mówienia uwalniamy swoje emocje, generalnie chyba po to mówimy żeby uwolnić swój jakiśtam ładunek emocjonalny, odreagować. Ja podczas mówienia mam wrażenie że tracę kontakt ze swoimi emocjami, wręcz że nie mówię tego co chciałabym powiedzieć. To ma bardzo dużo wspólnego z kreatywnością- kiedyś byłam wielką gadułą, pisałam piękne wypracowania, w ogóle pisanie było dla mnie wielką przyjemnością. Teraz najczęściej po tym jak się odezwę towarzyszy mi ogromna frustracja bo mam wrażenie jakby emocje które chciałam z siebie wyrzucić zatrzymywały się we mnie, to na prawdę straszne uczucie, ma się w sobie ogromną ilość stłamszonych emocji i mam wrażenie że im więcej ich jest tym jest mi ciężej, tym bardziej emocjonalnie oddalam się od innych i tym bardziej "osiadam" w zaburzeniu. Problem z wysłowieniem się pojawia się najczęściej w sytuacjach kiedy jestem bardzo zła na kogoś- to potworne uczucie nie móc odreagować tej złości- po prostu nie wiem co powiedzieć, jak ugryźć temat, blokuję się i w rezultacie ta złość zostaje we mnie. Ten sam problem pojawia się też w sytuacjach kiedy muszę mówić a jest dużo ludzi albo próbuję przedstawić swój punkt widzenia osobie która myśli inaczej w ważnej dla mnie sprawie, czyli generalnie w sytuacjach które są dla mnie stresujące albo które odczuwam jako presję. To co mnie też strasznie boli to brak zrozumienia dla tego problemu, wiem że nikt z moich znajomych nie zrozumiałby tego więc nawet nie próbuję o tym mówić co jeszcze bardziej mnie od nich izoluje. Czuję teraz że jest we mnie kłębowisko niewyrażonych emocji które mnie od środka zżera a o którym ciężko jest mi porozmawiać i którego nawet nie mogę wypłakać, mam wrażenie że już nie umiem płakać. Mam to zaburzenie mniej więcej od 10 lat. Mniej więcej wiem skąd się bierze- mam zdiagnozowane zaburzenie obsesyjno-kompulsywne- dlatego tutaj założyłam ten wątek- a u podstawy tego zaburzenia zawsze leży lęk. Lęk powoduje stale utrzymujące się we mnie napięcie, już jak zaczynam mówić to spodziewam się/boję się że nie będę mogła się wysłowić, że mi nie wyjdzie to co chcę powiedzieć. Lęk poza tym sprawia że trudniej jest mi się kontaktować z innymi moimi emocjami. A poza tym generalnie musiałam i muszę odcinać się od moich emocji, od tego lęku również w takich codziennych sytuacjach bo ludzie mnie by nie zrozumieli. Więc jak odcinam się od tego lęku to on rośnie bo po to z resztą lęk się pojawia- żeby zostać zauważony i przeżyty, wtedy znika. Tylko jak go przeżyć? Czy to w ogóle możliwe? Czy ktoś z Was ma podobne przeżycia? Czy ktoś kiedyś tak miał a teraz jest już ok? Jakie przechodzicie w związku z tym terapie/ jakie terapie proponujecie? Piszcie, dzielcie się przeżyciami, powspierajmy się trochę:) Szukałam informacji o tym problemie na innych forach- postów jest niestety mało, różnie są przez ludzi opisywane ale straszne jest to że ludzie z tym problemem są samotni, nierozumiani i często sami nie rozumieją swojego problemu. Myślę że dobrze jest stworzyć osobny wątek w którym moglibyśmy dzielić się swoimi przemyśleniami, uwagami, emocjami i czym tam jeszcze potrzebne. Zapraszam:)
  2. jestem nową osobą na forum, witam wszystkich forumowiczów:) bardzo się ucieszyłam kiedy natrafiłam na ten wątek, to co mówi eckhart tolle, ale nie tylko on bo jest jeszcze wielu innych nauczycieli którzy uczą tego samego, pasjonuje mnie i jest mi strasznie bliskie od jakiegoś roku, odpowiedziało mi na wiele nurtujących mnie pytań na które w żaden sposób nie potrafiłam sobie odpowiedzieć i poukładało mi wiele rzeczy w głowie, chociaż wiem że to duże ogólniki, ale nie chcę się rozpisywać; jest takie zgrabne rozróżnienie które bardzo mi się podoba: religia i duchowość- dla mnie religia zbudowana jest na poczuciu oddzielenia- jesteśmy my-wierzący i są inni- którzy nie są wyznawcami naszej wiary, skrzywdzeni- krzywdziciele, grzech- dobro; tutaj zawsze trzeba się ulepszać, spowiadać, pokutować, czyli ogólnie się zmieniać; to czego uczy tolle czy ramana maharashi to dla mnie duchowość, chociaż to brzmi okropnie pompatycznie- w każdym razie tak rozumiem rozróznienie między tymi dwoma pojęciami- u tolla nic nie trzeba, wszystko co się dzieje jest dobre chociażby z tego powodu że się dzieje, że istnieje, że się zdarzyło, nigdzie nie muszę dążyć, nic ulepszać, bo wszystko jest w chwili obecnej, wszystko to daje mi poczucie spokoju i sensu i też mam tak jak Wy takie wrażenie że moje myślenie w 80% pochłaniają takie myśli ale myślę że to normalne w osób z zaburzeniami nerwicowymi i depresyjnymi bo często bywa tak i z resztą dzisiejszy świat tak jest skonstruowany że ze swoimi problemami czujemy się nie na miejscu i zaczynamy interesować się takimi rzeczami, u mnie to też tak jest że to wynika z moich natrętnych myśli, które współistnieją w moim zaburzeniu obsesyjno-kompulsywnym; ale fajnie że ten temat się pojawił, wiem że może zboczyłam z tematu bo to nie jest forum od dyskutowania o swoich przekonaniach religijnych, ale sama nauka eckharta myślę jak najbardziej pasuje do zagadnienia leczenia nerwic i depresji, pozdrawiam:)
×