Dziwnie przy Tobie wyglądam. 7 dni w tygodniu średnio po 8 godzin (plus przygotowanie w domu - nauczyciel gimnazjum, liceum i wykładowca na kursach dla nauczycieli) i to wszystko na własne żądanie. Piszę to jednak z ironią, bo nawet nie mam czasu wydać pieniędzy, które zarobię i to nie jest fajne. Ale odkryłam też rzecz jeszcze gorszą. W wolne dni (święta, ferie - częściowo, wakacje - częściowo, bo też pracuję) mam takiego doła, że pogrzebałabym samą siebie w tempie błyskawicy. Plus rozłąka z ukochanym, dają efekt piorunujący. I nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać, czy iść do przodu, już nic nie wiem!!! CO w życiu ważne, co ważniejsze, chyba wszystko mi się pomieszało.