Skocz do zawartości
Nerwica.com

bodoom

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia bodoom

  1. Duchy nie istnieją, zapewniam Was. Ale jeżeli ten temat jest dla kogoś trudny to nie wiem, czy wyrzucanie go do kosza jest dobrym pomysłem. Wypieranie to mechanizm pewnie znany nam wszystkim. Tylko, że taki wyparty materiał może pozostać aktywny na poziomie nieświadomym i dalej "działać". Tu proponowałabym zderzyć się z tematem oczywiście w czysto naukowej postaci i uświadomić sobie, że takim nadwrażliwcom, jak my może pomóc tylko racjonalne myślenie. Nie mogę oprzeć się, by nie napisać, że do furii doprowadza mnie to co czytam czy słyszę na temat opętań, magii, czarownic, itp. I to dzisiaj!!!! To bzdury w najczystszej postaci, a kto nakręca tę psychozę? A kler nasz kochany, bo w jego interesie jest, byśmy się bali. Przecież tylko wtedy będziemy ulegli i tylko wtedy zrobią z nami, co zechcą. Powiem tak: moim pierwszym krokiem na drodze do dobrego samopoczucia było wypisanie się z kościoła. Wszystkie religie są destrukcyjne, jedne mniej, inne bardziej. Jeszcze niezupełnie czuję się wolna, bo lata indoktrynacji zrobiły swoje, ale jest dobrze. Zachęcam do lektury "Faktów i Mitów", do poczytania sobie artykułów na stronie www. racjonalista.pl. W sytuacji, kiedy umysł płata nam figle z różnych powodów, pływanie na fali średniowiecznych bzdur dopełni dzieła. Nie spalcie mnie na stosie. Pozdrawiam
  2. Dziękuję za przywitanie. Nawet jeśli Was to nie dotyczy, to warto o tym pisać, mówić i w ogóle wiedzieć, bo kiedyś może podpowiecie komuś, kto się męczy, jak ja przez lat kilkanaście. Jest takie forum (w wyszukiwarkę można wpisać forum hashimoto), na którym pisze się o hashimoto i innych chorobach tarczycy. To, że je odnalazłam przywróciło mnie do życia. Szkoda tylko, że tak późno. Prawie wszystkie forumowiczki i forumowicze mają podobną do mojej historię i prawie wszyscy leczą się sami. Nie nasza to wina, że temat tarczycowy w Polsce jest jakby w powijakach, ale nasze szczęście, że są osoby nauczone na swoim przykładzie i chcące oraz potrafiące nam pomóc. Różo, nie wiem, czy chora tarczyca jest skutkiem nerwicy i czy w ogóle jedno wynika z drugiego. Pewne jest natomiast, że jedno towarzyszy drugiemu i to w większości przypadków. W momencie, kiedy dobierze się odpowiednie leki i ustali dawkę często następuje poprawa. tak jest u mnie. Jakie badania? Absolutnie podstawowe to: TSH (hormon tyreotropowy wpływający na zwiększenie wydzielania hormonów tarczycowych: T3 i T4) fT3 i fT4 (wolne frakcje biologicznie aktywnych hormonów) aTPO (obecność przeciwciał we krwi ogólnie) aTPG (przeciwciała skierowane tylko przeciw tarczycy) USG tarczycy Dopiero to wszystko daje prawdziwy obraz sytuacji. No nie tylko, bo jeszcze potrzebny jest mądry endokrynolog, a z tym jest w Polsce "źle bardzo". Bo tu trzeba jeszcze umieć to wszystko zinterpretować. Mój endo powiedział, że wszystko jest dobrze, no i z wyników tak wyglądało - wszystko w zakresach normy. Ale ponieważ źle się czułam poprosiłam o USG, wtedy wyszły guzki na tarczycy, zrobiono mi biopsję i wyszły przeciwciała wskazujące na hashimoto. Dostałam Euthyrox ale po początkowej poprawie, znowu było źle i jeszcze gorzej. Po odkryciu forum hashimoto i poczytaniu, dowiedziałam się, że wyniki w normie laboratoryjnej to nie wszystko. fT3 i fT4 muszą mieć określony % zakresu normy, najlepiej 50% lub zbliżony. Wtedy jest dobrze. I tylko na podstawie tego można ustalić dawkę leku. Trzeba też pamiętać, że hashimoto się dziedziczy i to przeważnie dziewczynki, wiec jak wiadomo, że mama, babcia miały coś z tarczycą nie tak to warto raz w życiu zrobić sobie komplet badań. Warto jeszcze z tego powodu, że ta choroba bardzo utrudnia zajście w ciąże i naraża na częste poronienia. Wtedy konieczna jest opieka mądrego endoginekologa. Pozdrawiam
  3. Noo, ładnie, ładnie... Masz się czym pochwalić. Z tej dłuższej lektury wnioskuję, że jesteś bardzo fajnym gościem. W dodatku inteligentnym. Nie wiem, jak się leczy nerwice, ale wydaje mi się, że wiele zależy od nas samych. Dostałeś od życia nielicho, ale jesteś na samym jego początku, musisz wygrać. Tylko nie z alkoholem. Akurat wiem, co piszę. Najważniejsze to odbudować w Tobie wiarę w siebie. Wiem, że choroba powoduje to, że możemy wkurzać się na siebie i wątpić, ale nie do tego stopnia. Poddałeś się, albo jesteś temu bliski. Musisz pokochać siebie. Wiem, że to głupio brzmi, ale to chyba konieczne i wiele może zmienić. Naprawdę jest tak, że jeśli zaczynamy o sobie myśleć pozytywnie, dostrzegać swoje mocne strony, inni też to dostrzegą . Znowu wiem, co piszę.Masz oparcie w rodzinie, a dodatkowo ogromną szansę żeby zaistnieć. Tamtych gnojów już nie ma a dorośli trochę inaczej oceniają siebie. I nie będą się znęcać nad Tobą. Wiem, że możesz nauczyć się dystansu do siebie i innych, czasem może warto wspomnieć żartami czy może tak mimochodem skąd się biorą Twoje problemy. Ale to już sam musisz zdecydować, bo ja nie wiem, jak zareaguje Twoje otoczenie na wiadomość, że masz problemy psychologiczne. Pomyśl, co chciałbyś w sobie zmienić najpierw. Coś, co ułatwiłoby Ci życie. I maluśkimi kroczkami bez pośpiechu dąż do celu. Ode mnie masz kawał: Msza w kościele. Cisza i skupienie. Wchodzi pijak i ryczy na całą mordę: "Zapraszam wszystkich na piwo"!!! Ludzie patrzą oburzeni. Z konfesjonału wychyla się zdziwiony ksiądz. Na to pijak: "A ty jak się wysrasz, to też przyjdź"!!! Mam nadzieję, że nie obraziłam Twoich uczuć religijnych i choć trochę Cię rozweseliłam. [ Dodano: Czw Gru 28, 2006 11:50 pm ] Noo, ładnie, ładnie... Masz się czym pochwalić. Z tej dłuższej lektury wnioskuję, że jesteś bardzo fajnym gościem. W dodatku inteligentnym. Nie wiem, jak się leczy nerwice, ale wydaje mi się, że wiele zależy od nas samych. Dostałeś od życia nielicho, ale jesteś na samym jego początku, musisz wygrać. Tylko nie z alkoholem. Akurat wiem, co piszę. Najważniejsze to odbudować w Tobie wiarę w siebie. Wiem, że choroba powoduje to, że możemy wkurzać się na siebie i wątpić, ale nie do tego stopnia. Poddałeś się, albo jesteś temu bliski. Musisz pokochać siebie. Wiem, że to głupio brzmi, ale to chyba konieczne i wiele może zmienić. Naprawdę jest tak, że jeśli zaczynamy o sobie myśleć pozytywnie, dostrzegać swoje mocne strony, inni też to dostrzegą . Znowu wiem, co piszę.Masz oparcie w rodzinie, a dodatkowo ogromną szansę żeby zaistnieć. Tamtych gnojów już nie ma a dorośli trochę inaczej oceniają siebie. I nie będą się znęcać nad Tobą. Wiem, że możesz nauczyć się dystansu do siebie i innych, czasem może warto wspomnieć żartami czy może tak mimochodem skąd się biorą Twoje problemy. Ale to już sam musisz zdecydować, bo ja nie wiem, jak zareaguje Twoje otoczenie na wiadomość, że masz problemy psychologiczne. Pomyśl, co chciałbyś w sobie zmienić najpierw. Coś, co ułatwiłoby Ci życie. I maluśkimi kroczkami bez pośpiechu dąż do celu. Ode mnie masz kawał: Msza w kościele. Cisza i skupienie. Wchodzi pijak i ryczy na całą mordę: "Zapraszam wszystkich na piwo"!!! Ludzie patrzą oburzeni. Z konfesjonału wychyla się zdziwiony ksiądz. Na to pijak: "A ty jak się wysrasz, to też przyjdź"!!! Mam nadzieję, że nie obraziłam Twoich uczuć religijnych i choć trochę Cię rozweseliłam. [ Dodano: Czw Gru 28, 2006 11:51 pm ] Noo, ładnie, ładnie... Masz się czym pochwalić. Z tej dłuższej lektury wnioskuję, że jesteś bardzo fajnym gościem. W dodatku inteligentnym. Nie wiem, jak się leczy nerwice, ale wydaje mi się, że wiele zależy od nas samych. Dostałeś od życia nielicho, ale jesteś na samym jego początku, musisz wygrać. Tylko nie z alkoholem. Akurat wiem, co piszę. Najważniejsze to odbudować w Tobie wiarę w siebie. Wiem, że choroba powoduje to, że możemy wkurzać się na siebie i wątpić, ale nie do tego stopnia. Poddałeś się, albo jesteś temu bliski. Musisz pokochać siebie. Wiem, że to głupio brzmi, ale to chyba konieczne i wiele może zmienić. Naprawdę jest tak, że jeśli zaczynamy o sobie myśleć pozytywnie, dostrzegać swoje mocne strony, inni też to dostrzegą . Znowu wiem, co piszę.Masz oparcie w rodzinie, a dodatkowo ogromną szansę żeby zaistnieć. Tamtych gnojów już nie ma a dorośli trochę inaczej oceniają siebie. I nie będą się znęcać nad Tobą. Wiem, że możesz nauczyć się dystansu do siebie i innych, czasem może warto wspomnieć żartami czy może tak mimochodem skąd się biorą Twoje problemy. Ale to już sam musisz zdecydować, bo ja nie wiem, jak zareaguje Twoje otoczenie na wiadomość, że masz problemy psychologiczne. Pomyśl, co chciałbyś w sobie zmienić najpierw. Coś, co ułatwiłoby Ci życie. I maluśkimi kroczkami bez pośpiechu dąż do celu. Ode mnie masz kawał: Msza w kościele. Cisza i skupienie. Wchodzi pijak i ryczy na całą mordę: "Zapraszam wszystkich na piwo"!!! Ludzie patrzą oburzeni. Z konfesjonału wychyla się zdziwiony ksiądz. Na to pijak: "A ty jak się wysrasz, to też przyjdź"!!! Mam nadzieję, że nie obraziłam Twoich uczuć religijnych i choć trochę Cię rozweseliłam.
  4. Nie do wiary. Masz 21 lat - wszystko przed Tobą. Czasami brakuje nam wiary we własne siły, ale gdy mamy kogoś przy sobie, kto nas podbuduje w trudnym momencie, jakoś to dalej idzie. A gdy nie mamy..... Nie piszesz nic o bliskich, czy masz w kimś oparcie. Myślałeś kiedyś, że jesteś gościem. Na pewno są sposoby, żebyś znów mógł tak myśleć. Napisz trochę więcej, tu nikt się nie śmieje
  5. bodoom

    znerwicowany świr

    Mając opis sytuacji tylko jednej ze stron trudno opowiedzieć się po którejś. To straszne, ale rozumiem dajankę i Znerwicowaną.l I z doświadczenia wiem, że istnieją toksyczne matki. Kilkanaście lat temu podpisałabym się pod jednym i drugim postem. Dziś napiszę tak: róbcie, co możecie, aby jak najszybciej wyprowadzić się z domu. Jeśli nie jest to możliwe, trzeba nabrać dystansu do wszystkiego (tu akurat się wymądrzam, bo sama nie umiałam tego). Wiecie, co będzie za kilka lat? Gdy opadną emocje, spędzicie kilka świąt oddzielnie, urodzicie dzieci? Wasi rodzice pokochają wnuki niewyobrażalną dla Was miłością i Wasze stosunki unormują się dzięki maluchom. Nie wiem tylko co z bliskością fizyczną, pewnie już nigdy nie sprawi Wam przyjemności pocałunek czy dotyk matki. A może potraficie wybaczać, tak na maksa?
  6. Cześć wszystkim! Trochę poczytałam, o czym tu piszecie i postanowiłam podzielić się swoimi refleksjami. Tak się składa, że bardzo dobrze rozumiem osoby piszące o swoich dolegliwościach wiązanych tu z nerwicami, lękami. Kilkanaście lat temu miałam podobnie. Bałam się wyjść z domu, bo nie wiedziałam, jak dotrę tam, dokąd zamierzałam dojść. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, stawały się jak z waty, słabłam, jakbym miała zemdleć, kołatanie serca, duszności i inne tu na forum opisywane. Na pogotowie trafiłam w przekonaniu, że to zawał. Po wstępnych badaniach pielęgniarka stwierdziła, że nie mam prawa czuć się źle, lekarz zaproponował wizytę u neurologa. Poszłam, a jakże i byłam na tyle dokładna, że do psychiatry też poszłam. Nic mi nie powiedzieli. Psychiatra przypisał mi Anafranil. Trochę pomogło. I tak przez kilka lat. Ale było coraz gorzej. Zaczęły się wizyty po lekarzach, badania i........nic. Postanowiłam zbadać swoją tarczycę. Wyniki znowu wyszły w normie, ale uparłam się i zrobiłam szczegółowe już nie będę opisywać, jakie (zainteresowanym wyjaśnię). Okazało się, że mam hashimoto. Rok temu to wyszło, też nie było lekko, ale nareszcie mogę napisać, że czuję się lepiej i w ogóle - dobrze. Nie twierdzę, że wszyscy tu się mylicie, nic Wam nie jest i idźcie zbadać swoją tarczycę. Nie. Piszę, bo możliwe, że jest tu taki ktoś, a szkoda, żeby się męczył tak jak ja przez kilkanaście lat. Strasznie mi szkoda tych , można napisać straconych, lat. Chciałabym też zwrócić Waszą uwagę na to, że chorobom tarczycy towarzyszą depresje, lęki, obniżone nastroje, itp. i w przypadku takich objawów naprawdę radziłabym najpierw to wyeliminować. Gorąco pozdrawiam
×