Skocz do zawartości
Nerwica.com

Tomaszmc28

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Tomaszmc28

  1. Tomaszmc28

    Samotność

    Witam. Może mój post, nie wiele wniesie bo sam mam podobny problem - samotność. Ja także odczuwam samotność, ja mam na karku prawie 30 lat. Pomimo że mieszkam z rodzicami to jestem samotny, nigdy nie miałem dziewczyny a bardzo bym chciał mieć, założyć rodzinę tego naprawdę pragnę, jestem w przekonaniu że tak już ze mną będzie już tak zawsze. Czasami mam gorsze dni (ubiegły cały tydzień zamknięty w sobie, na niczym mi nie zależało), ale mam i takie troszku lepsze dni (chyba tak dzisiaj mam). I ja Ciebie doskonale rozumiem, co czujesz, bo kto nas zrozumie jak nie osoba , która ma podobne problemy. Pytasz się się co zrobić z przeszłością? - ja staram się z przeszłości pamiętać tylko te lepsze dni, wiem, że pewnych rzeczy nie da się zapomnieć, ale można nauczyć się ich nie wspominać i żyć, że jutro może będzie lepiej. Nie myśl w ten sposób, że szukanie pomocy to nic innego jak żałosne stękanie. W dzisiejszym świecie trzeba szukać pomocy, nawet taka malutka pomoc może odmienić troszeczkę życie swoje. Ja pierwszy kroczek w poszukiwaniu pomocy dla siebie zacząłem właśnie od tego forum, kolejnym krokiem chciałbym aby to była wizyta u psychologa jak radzi mi "( Dean )^2". Słuchaj uważnie co pisze "( Dean )^2" bo to mądra osoba, i bardzo cenię sobie jego słowa, tak jak my ma podobny problem i wie co nam jest potrzebne, pomimo że ciężko to nam zaakceptować, lecz w jego przypadku są zmiany na lepsze. Wiem, że cięzko Tobie jest, lecz ja Ciebie proszę tylko o jedno. przestań myśleć w stylu jak bezboleśnie odejść - to nie jest rozwiązanie. Wyobraś sobie jakie mogły by być konsekwencje takiej decyzji, pomyśl o mamie. Ja też nie mam wesoło, momentami sam nie wyrabiam na zakrętach, mam wszystko w d..., lecz takiej myśli do siebie nie dopuszczam, bo żyję nadzieją, że przyjdą te lepsze dni. To nie jest rozwiązanie...... Piszesz, że to jest trochę jak sytuacja bez wyjścia, życie w samotności. Jeszcze kiedy nie pisałem na tym forum, pewnie bym się zgodził z tobą. Lecz teraz po kilku wpisach różnych osób wiem, że jeśli sami nie zrobimy jakiegoś kroku aby nam samym sobie pomóc to tak będzie jak piszesz. Mnie też ciężko gdzieś wyjść i prosić o pomoc, że się wstydzę, co ludzie powiedzą, chrzanić to, to my mamy się dobrze poczuć, to my chcemy odmienić nas żałosny los i nie ważne jakim kosztem PRZECIEŻ TO DLA NASZEGO DOBRA!. Masz rację, że sami sobie wmawiamy jacy jesteśmy, że los nam przynosi chore rozwiązania. Ale przecież możemy odmienić nasz los zawsze, bo to od nas samych zależy którą ścieżką pójdziemy. Czasami banalna sytuacja może odmienić los. Czy do sklepu trzeba chodzić wiecznie tą samą drogą? Ja zawsze chodziłem, w ubiegłym tygodniu poszedłem do tego samego sklepu, lecz poszedłem inną drogą. I wiesz co się stało?, zobaczyłem szyld "ośrodek szkolenia kierowców" ja nie mam prawa jazdy, nigdy mi nie przychodziło do głowy aby sobie zrobić prawko, lecz wtedy poszedłem spytać się co i jak i prawdopodobnie się zapisze bo już pierwsze kroki poczyniłem. I pomyśl jak bym nie wybrał innej drogi do tego sklepu to pewnie by mi samemu nie przyszo do głowy aby robić prawko. Więc nasz los leży wyłącznie w naszych rękach, tylko czasami ktoś musi nas nakierować na ten inny los.Ale żeby ktoś nakierował to ten ktoś musi wiedzieć o naszym problemie, musimy pójść po pomoc. Pomimo mojego nocnego drastycznego wpisu co do mojego problemu, zaczynam cholernie doceniać słowa ( Dean )^2 i innych. Tylko ja próbuję puki co sam bez terapeuty. Może ty powinnaś pójść do psychologa, weź to pod uwagę. Pozdrawiam Ciebie.
  2. @zuzazuza Tak jak już wcześniej napisałem, że ten brat to taki u mnie autorytet, może to idiotycznie zabrzmi, ale jego osobę bardziej sobie cenię niż moich rodziców, których szanuje. Zawsze jak się z nim spotykam, a to jest bardzo rzadziutko, to wystarczy że go widzę nie muszę z nim rozmawiać, ale wtedy przy nim staję się jak bym był innym człowiekiem, pewnym siebie, tak jak bym znalazł się pośród ludzi "uważanych w środowisku" tych lepszych. To taka jak by inna rzeczywistość, do której powinienem się "przystosować" poniekąd mi to odpowiada, nie wiem może chwilowa zmiana otoczenia tak wpływa na mnie. Jesteśmy braćmi, ale każdy jest inny, brat pewny siebie, ja pewny siebie w sensie staczający się " w nicość" w takiego wyrzutka społeczeństwa, który nic nie znaczy w dzisiejszym chol... świecie. Jak bym chciał chociaż troszku mieć tej pewności co on ma........ Teraz to się nawet zirytowałem, jak się dowiedziałem że przyjeżdża na święta. Bo już i na tym coraz mniej mi zależy. (teraz to powstał paradox, nawet i tego już nie doceniam). No tak można się zmobilizować, jeśli wiadomo że przyniesie to dobre rezultaty. A wiem że to i tak nic taki pieprzo... wysiłek nic nie da, więc po co mam się mobilizować? Że znowu rozczarowanie? Że jeszcze bardziej będę w przekonaniu że nic nie jestem wart na tym świecie, a tym bardziej dla jakiejś dziewczyny? Ja już nawet nie wiem czy umiałbym bym jakąś pokochać. Nie dziękuję ja już mam w du... to wszystko, na niczym mi już nie zależy. Ja chciałbym oczywiście spróbować aby wyjść z tego bagna, ale ja już chyba na to nie mam siły. Czuję się jak bym tonął mając wyciągniętą rękę, w nadziei, że ktoś chwyci i uratuje mnie, no bo jak mógłbym siebie uratować skoro ja tonę, przecież sam siebie nie chwycę za rękę aby siebie wyciągnąć. Tak właśnie się czuję...... Wiem, że nikt nie przyjdzie i mnie nie zaprowadzi, że powinienem sam, ale ja nawet nie mam żadnych argumentów abym poszedł do jakiegoś specjalisty. Czasami chciałbym z kimś o tym pogadać, wyżalić się, wyrzucić z siebie to wszystko co mnie boli, a tylko duszę to w sobie a jak przyjdzie kres poważnych zwątpień, to płaczę jak jakiś smarkacz w poduszkę. @( Dean )^2 Twoje słowa przemawiają do mnie, nie tylko kobiety a faceta też. Pewnie tak to zabrzmiało jak pisałem a ty to tak odebrałeś. Przez kilka dni się nie logowałem, właściwie to nawet w zasadzie i kompa nie uruchamiałem, bo miałem cholernego doła. Jak sobie pomyślę, że teraz będą święta i parę osób się zwali nawet nie wiem po co, to mam ochotę teraz wstać wyjść i wróć po tym wszystkim. @zuzazuza napisałaś, że szkoda że się marnuję. Ależ skąd, pewnie tam u góry sobie wybrali dla mnie taki los, nieudacznika. Tylko nie wiem czy mam im za to dziękować? Podobno można z tym żyć i bardziej się dołować.... Ale ze mnie skończony kretyn..... @( Dean )^2 napisałeś: "No chyba wszystko zostało powiedziane teraz musisz to zrobić jak Ci się uda" Mnie zawsze udaje się, ja calutki czas jestem wkur... mam złą minę, płaczę jak baba, jestem w przekonaniu coraz bardziej że jestem nikim i nikomu potrzebny. Więc sam widzisz, że potrafię i zawsze mi się udaje.. Kur...ja już mam wszystkiego dość!!!!!!!!!! -- 18 kwi 2011, 13:07 -- Chyba troszku przesadziłem z tym wpisem nocnym, lecz prawie cały tydzień chodziłem jak jakiś lunatyk, żyjący w swoim innym świecie...... -- 11 wrz 2011, 21:43 -- Witam po dość długiej przerwie. Czy coś u mnie się zmieniło od ostatniego logowania? Tak i to dużo! Jest już w zasadzie jesień, nikt ale to nikt nie przekona mnie że moje popier... życie zmieni się na lepsze. Psychicznie czuję się gorzej, nawet do bycia na tym popieprzo... świecie zaczynam myśleć jak te męki zakończyń. Jestem nieudacznikiem, kretynem mający problemy jak jakiś z psychiatryka - a do tego mi już nie dużo brakuje. Wcześniej to lubiałem sobie poczytać teraz już od kilkunastu tygodni ani kartki nie przeczytałem. Ciągle sam wiecznie kur... sam teraz zaczyna się maraton imienin urodziny znajomych już na samą myśl że będę zmuszony iść to mam ochotę już teraz ze sobą skończyń!!! Nie wiem po co tu piszę ale jestem głupi................ -- 11 wrz 2011, 21:47 -- Witam po dość długiej przerwie. Czy coś u mnie się zmieniło od ostatniego logowania? Tak i to dużo! Jest już w zasadzie jesień, nikt ale to nikt nie przekona mnie że moje popier... życie zmieni się na lepsze. Psychicznie czuję się gorzej, nawet do bycia na tym popieprzo... świecie zaczynam myśleć jak te męki zakończyń. Jestem nieudacznikiem, kretynem mający problemy jak jakiś z psychiatryka - a do tego mi już nie dużo brakuje. Wcześniej to lubiałem sobie poczytać teraz już od kilkunastu tygodni ani kartki nie przeczytałem. Ciągle sam wiecznie kur... sam teraz zaczyna się maraton imienin urodziny znajomych już na samą myśl że będę zmuszony iść to mam ochotę już teraz ze sobą skończyń!!! Nie wiem po co tu piszę ale jestem głupi................
  3. Witam. Nie, nie, na razie nie potrafiłbym prawdopodobnie wyjść do jakiegoś pubu, bo to by było na siłę, ale wiem że nie tędy droga. Nie tak dawno pojechałem do Wa-wy na tydzień do rodziny: brata, bratowej i do ich oczka w głowie córeczki. Wtedy, szczerze mówiąc to od dobrych kilkunastu miesięcy byłem wypoczęty psychicznie, nie miałem tych idiotycznych "prześladowań myślowych", naprawdę czułem się po prostu dobrze, pewniejszy siebie. Codziennie sam wychodziłem i łaziłem zwiedzając Warszawę i nie było mnie po kilka godzin i czułem ogólny spokój wewnętrzny. Szczerze mówiąc, to tam bardziej bym się teraz skusił na wyjście do jakiegoś pubu, niż tu gdzie mieszkam. Bo gdzie mieszkam to znów nie jest aż takie duże miasto (60 tyś) miasto, i tutaj już mam opory, wiedząc że ktoś może być, kogoś kogo znam i później wytykanie palcami. A tam? Jest malutkie prawdopodobieństwo, że spotkam znajomą twarz. Raz z bratem tylko sami poszliśmy na piwo, i tak sobie gadaliśmy i w pewnym momencie dawał mi do zrozumienia, nie mówił w prost, ale zaczął chyba dostrzegać, że mam jakiś wewnętrzny problem, i stosował takie ogólniki na przykładach innych (np. aby się nie poddawać, że trzeba sobie pomóc, wychodzić do ludzi, do pubów, na dyskoteki, że może tam kogoś się spotka, bo dziewczyny z tego samego powodu chodzą), lecz wiedziałem że tak naprawdę mówił abym ja tak postępował. Ten brat zawsze mi pomoże, jeśli potrzeba wiem że mogę na niego liczyć. Ja go osobiście traktuję jak kogoś z autorytetem. Chociaż biorąc jego mega wykształcenie a moje skromniutkie, też mam kompleksy z tego powodu. Szkoda tylko, że tylko 1 czy 2 razy do roku się widzimy...... Po tej rozmowie, poczułem się nawet w jakimś stopniu dowartościowany i na pewne rzeczy sobie pozwoliłem po przyjeździe do domu, gdzie wcześniej na pewno bym się nie odważył. Przykładowo głupia jazda na rowerze ze słuchawkami w uszach, siedzenie w parku, chodzenie po sklepach bez żadnych oporów, czy nawet patrzenie prosto w oczy dziewczynie, która przechodzi obok mnie widząc, że bardziej ona jest skrępowana niż ja. Ale po jakimś czasie, wszystkie te moje problemy zaczęły powracać, ze zdwojoną siłą. Dodatkowo doszły jakieś idiotyczne urojenia, że ktoś przyjdzie do mnie do domu i będzie chciał cokolwiek. Pytasz się, skąd mam takie wyobrażenie o pomocy psychologicznej? Widzisz, moja mama pracowała w szpitalu aż do emerytury (do końca ubiegłego roku) i w zasadzie większość lekarzy to zna bardzo dobrze i mnie znają przy okazji że jestem jej synem. Ile razy to ja w domu słyszałem, że lekarz opowiadał o swoich pacjentach o jego problemach i śmiał przy okazji, kiedy opowiadał na dyżurce. Raz opowiadał chirurg, że miał pacjenta co przyszedł z problemem "ze swoją męskością" i ponoć był jeden wielki chichot. To nie jest normalne! Więc jak ja mógłbym iść do jakiegoś specjalisty gdzie już na samym początku już nie mam zaufania, wiedząc, że prawdopodobnie będzie mnie kojarzył i nie ważne czy to dentysta, czy psychiatra. I, że później będzie mnie obgadywał do kogoś. Wiem, że nie wszyscy lekarze tacy są, ale mama nigdy nie mówiła który co mówił o kimś. Teraz chyba rozumiesz moje obawy..... Tak, wiem doskonale o tym co piszesz o 40 latce. Jak już w którymś poście pisałem: że zegar biologiczny jeszcze tyka i wiem o tym doskonale. Piszesz: "Nie jesteś chorym psychicznie dziwolągiem, nieudacznikiem, ofiarą losu" Lecz tak właśnie się czuję i pewnie masz rację, że tylko ja sam sobie to wmawiam. Pozdrawiam.
  4. @zuzazuza Dziękuję że napisałaś, bo nie wiem czemu, ale Twoja wypowiedź tak bardzo mi utkwiła w pamięci. Czy mógłbym być ideałem? Patrząc na inne rodziny co faceci wyczyniają w ich w związkach, to z pewnością był bym dobry - bo taki z natury jestem. Ja zdaję sobie z tego sprawę, że nic samo do mnie nie przyjdzie i poniekąd nastawiłem się na internet, ale też uważam, że ta metoda poznania przez neta to nie wypał, bo sceptycznie podchodzę ogólnie do zapoznania przez neta. I także bym chciał, aby znaleźć partnerkę tę jedyną z nastawieniem się na poważny związek. Pewnie masz rację, że to złe jest moje podejście, że powinienem utrzymywać wiele znajomości - tak jak radzisz. Widzisz, tylko jak już wcześniej napisałem, że ja mam bardzo niską samoocenę, czuję się mniej dowartościowany, nie jestem pewny siebie. Wszystko to co robię, to już w myślach krążą moje myśli, że źle robię, że ktoś ciebie wyśmieje, powie że jesteś ten głupi, ten gorszy. I jak ja mam gdzieś wyjść, do jakiegoś np. pubu, gdzie jest masa ludzi, a ja tam ze swoimi wewnętrznymi problemami? Znając siebie, był bym nawet skłonny zapłacić (przeważnie się płaci za wstęp) za wstęp wiedząc, że będzie nawet fajnie, tylko tyle, że ja wiem że po paru minutach ogarnie mnie strach i od razu zacznę wychodzić jak bym był jakimś tchórzem. Tak masz rację, że w głębi duszy tak naprawdę o tym marzę co napisałaś. Ale też zdaję sobie sprawę, że być może jest mi pisane, że będę sam - nawet to w jakimś stopniu zaakceptowałem. Ja w zasadzie jestem sobą, staram się nie przeobrażać w kogoś kim nie jestem. No chyba że mnie strach obleci, zacznę się denerwować, stresować to wtedy zamykam się w sobie i duszę wszystko w sobie, nawet nie mam z kim porozmawiać i chyba dla tego tutaj piszę. Bo ja już mam serdecznie wszystkiego dość. Przecież to nie jest normalne, że mam jakieś walnięte myśli, że jestem gorszy od innych, ale tak się czuję, że boję się spojrzeń obcych mijających się ludzi - przecież to jest chore. Masz rację, że 20 latka myśli inaczej niż 30 latka, lecz za 10 lat pewnie powiem, że: 30 latka inaczej myśli od 40 latki - bo jestem przekonany że właśnie tak będzie. Ja wiem, że sam sobie nie daję puki co pomóc, że powinienem pójść do lekarza i pobawić się w grę słów i zażywać leki, które pewnie bardziej otumaniają niż ich nie branie ( wiem to chore myślenie ale tak myślę). Ale nawet boję się tego kontaktu z lekarzem, zacznę się denerwować, stresować, zaczną mi się ręce trząść, po prostu wpadnę w jakąś panikę. A dodatkowo wstydzę się, ja wiem że tacy lekarze są aby pomagać, ale też wiem, że o mnie pomyśli o kimś tym gorszym "następny co zwariował". Pozdrawiam.
  5. @agorek W żadnym wypadku, nie miałem na celu, aby Ciebie urazić, jeśli tak się poczułeś to wielkie Sorry. Ale takie właśnie odniosłem wrażeniem jak napisałem we wcześniejszym poście. No tak, według mnie to stereotyp, który zanika pomału, no chyba że użyłeś metafory. Dawniej dla ludzi, np. naszych dziadków i długo, długo wstecz to dla większość facetów było to jak konieczność, cel, że każdy "prawdziwy mężczyzna" powinien tak zrobić. Tylko, że jak zasadził drzewo, spłodził syna, to tak naprawdę brakowało miłości po między rodzicami. A dla mnie miłość w związku jest na pierwszym miejscu, nie musi się budować domu, sadzić drzewa tylko dla tego, że tak dawniej było. No tak, można troszku podciągnąć do nie jako metafory i sens jest już inny. Jak już wspomniałem, wcześniej dużo więcej czytałem, o różnej tematyce i też mi się przewinął rozdział o tym i podzielam te poglądy tamtych autorów. Oczywiście nie wiem, czy z tego stereotypu korzystasz czy też nie, bo to nie moja sprawa, każdy ma swoje inne cele w życiu. Widzisz, to troszku mamy inny pogląd: Mój brat mieszka z rodziną w Warszawie, chodzi do pracy na 8 a kończy pracę o 17, lecz w domu dopiero jest grubo po 18. Ale pomimo tego, często wychodzą wieczorami, do pubu, kina, 3 razy na tygodniu chodzi na squasha czy wpadanie do znajomych. Pomimo, że są zmęczeni to i tak z tego nie rezygnują i im to odpowiada i są szczęśliwi. Bratowa w podobnych godzinach pracuje i razem to wszystko robią. Pracują często także w soboty. Więc nie każdy, jak to napisałeś: "co maja zrobic? umyc sie zjesc i spac i tak w kolko jak rozwinac zainteresowania i pasje jak po powrocie z pracy padasz na ryj?" w tym przypadku to twoje stwierdzenie się nie sprawdza. Rany jak im zazdroszczę, a ja się psychicznie wykańczam, a oni po całym dniu gdzieś wychodzą i się dobrze bawią, ja mam tyle wolnego czasu, który marnuje. Może i masz racje, że jak by się jakaś niewiasta w moim życiu pojawiła, to bym się zmienił bardzo bym chciał i jednego i drugiego...... To tak jak w piosence, Ryśka Riedla: "Samotność to taka straszna trwoga, ogarnia mnie, przenika mnie Wiesz mamo, wyobraziłem sobie, że, że nie ma Boga, nie ma nie!" Tak, w dużej mierze jestem samotnym, pomimo tego, że mieszkam z rodzicami, mam nie daleko rodzeństwo (pomijając tego z Wa-wy), znajomych lecz dalej czuję się samotny, który momentami psychicznie już nie daje rady. @( Dean )^2 Wiem, że prawdopodobnie mogę mieć depresję zdaję sobie z tego sprawę lecz tej myśli nie dopuszczam, że musiałbym iść do lekarza. Wiem że to idiotycznie zabrzmi, ale jak sobie pomyślę, że musiał bym już iść do jakiegoś lekarza to poczuł bym się tak jak jakoś upokorzony, ze swoją ułomnością. Ale masz racje, potrzebuję pomocy tylko tego wszystkiego się boję, że pomyślą, że jakiś ten gorszy (i tak się czuję), że jakiś psychiczny. Wiem, że nie powinienem patrzeć na reakcję innych, że to dla mojego dobra ale wszyscy dobrze wiemy, że ludzi to świnie. Jedna osoba będzie się starać pomóc, a kolejne 10 osób będzie ciebie poniewierać. Nie nie zamierzam uciekać, bo widzę że tu są osoby, które radzą co robić. I za to dziękuję. Nie wiem, zbliżają się te cieplejsze dni, może spróbuję jakoś gdzieś wyjść, po zmieniać u mnie to i owo, jak to nie pomorze, to może się przełamię i pójdę do jakiegoś znachora.....Czas pokarze. Pozdrawiam.
  6. @agorek Dziękuję za twoją opinię, każdy powinien mieć swoje zdanie, ale całkowicie się z tobą nie zgadzam. Tak, napisałem, że straciłem sens życia, bo to co mnie jeszcze kiedyś cieszyło teraz już mnie to nie interesuje. A według mnie sensem, życia jest to, np: być szczęśliwym, cieszyć się naprawdę z malutkich rzeczy, robić coś co się lubi (jakaś pasja, hobby) i z tego czerpać radość, nie wiem czemu ale u mnie to zanikło i nie wiem czemu a naprawdę byłem kiedyś szczęśliwy. Co to znaczy "poznanie laski, zrobienia jej dziecka"? Nie, nie, oczywiście teoretycznie wiem o co chodzi, ale czy nie uważasz, że to zabrzmiało tak prostacko (z całym szacunkiem do ciebie), jak byś w ogóle nie szanował kobiet, a jedynie widział w nich tylko to aby zaspokoić swoje potrzeby naturalnej, a gdzie tu szacunek, miłość do Kobiety? Bo ja tu tego nie widzę w twej wypowiedzi. Zasadzenia drzewa, wybudowanie domu. Sorry ale to stereotyp, z którego zapewne korzystasz. Każdy jest inny, każdy cieszy się z czegoś innego. Ale nie każdy popada w depresję bo jak to napisałeś, że oczekuje więcej niż praca, powrót, jedzenie, spanie, praca. Lecz to są rzeczy typu rzeczy normalnej, bez tych rzeczy nie da się funkcjonować w tym świecie. Przecież musisz się ubierać, żywić się, kupowanie cokolwiek - a bez pracy tego nie masz, powrót? przecież chyba każdy powinien odpocząć po pracy aby funkcjonować normalnie, spanie? bez komentarza? Lecz poza tymi rzeczami ludzie mają pasje, rodziny i są szczęśliwi. Nie muszą mieć dużo pieniędzy, wystarcza im od 1 do 1, ale pomimo tego są szczęśliwi. Nie każdemu jest pisane aby dzielić życie z kimś, a ciągle są szczęśliwi. Ja jak już napisałem, dopuszczam myśli, że będę sam, ale pomimo tego nie cieszą mnie rzeczy, które cieszyły mnie jeszcze jakiś czas temu, a bardzo bym chciał. Pewnie, są takie osoby, które właśnie są przekonani, że na tym życie polega co napisałeś, według schematu i szczerze mówiąc to szkoda mi takich osób, które właśnie tak brną przez życie, zresztą w pewnym sensie i ja taki jestem, prawie. -- 06 kwi 2011, 13:42 -- Jak sami widzicie, chyba w miarę normalny jestem, jeśli tu można mówić o normalności, bo trzeźwo patrzę na nie które sprawy. Ale nie wiem czemu, ale coś we mnie pękło i już nie daję rady, nie wyrabiam, nie potrafię dać sobie rady z tymi moimi problemami. I to mnie każdego dnia dobija coraz bardziej. Nie wiem czemu, ale czy moje problemy mogą być spowodowane z braku dziewczyny? Bo większość postów daje do zrozumienia że właśnie tak jest, lecz ja nie jestem tego aż taki pewny, czy to główny problem. Jak już wspomniałem. Nie miałem dziewczyny, a byłem szczęśliwy tylko któregoś dnia coś we mnie pękło, że straciłem sens ażycia.....
  7. @mmonikaa Tak, masz całkowitą rację, w pewnym sensie strasznie mnie ta moja grzeczność irytuje i nie jako jest mym problemem. Ale przecież nie mogę być dla kogoś chamem, jak trzeba to komuś powiem trochę mocniejszych słów, chodziarz i tego unikam. Bo w ten sposób straciłem koleżankę, z którą się znaliśmy od dobrych kilkunastu lat. Kiedyś wysłała mi sms i w nim pisze tak (mniej więcej): co ty kur.. sobie wyobrażasz hu.u, wiedziałam że z ciebie taki skur.... jest, że obgadujesz mnie (w tym momencie myślałem, że zemdleję, cały czerwony się stałem), a dalsza cześć smsa to taka, abym wysłał tego smsa do innych znajomych i porobił sobie żarty w ten sposób. Ja odpisałem krótko, do niej, że nie życzę sobie tego typu smesów, tak wiem dziwny jestem ale dla mnie to było nie smaczne. Odpisała, że to tylko żarty. I koniec znajomości, i to akurat z jej strony, bo później pisałem do niej ale już bez odpowiedzi. No tak, często mam tak jak piszesz. Że usuwam się w cień, mówienie: mnie to jest obojętne zróbmy tak jak ty/wy chcecie, i w podobny sposób zostaliśmy wychowani "w duchu grzeczności". Ostatnio w pracy miałem sytuację, która w zasadzie po raz pierwszy mi się tak stało, otóż: kiedyś opierniczyłem kolegę zaraz po przyjściu do pracy, że źle wykonał swoje obowiązki, że sobie olał całą sprawę, a mnie się dostało od kierownictwa bo ja za to byłem odpowiedzialny. Po chwili przyszła koleżanka i wali prosto z mostu do mnie i mówi, Tomku proszę nie zmieniaj się, bądź tą osobą, jaką byłeś do wczoraj. I teraz nie wiem, czy dobrze zrobiłem, bo i tak poważniejszych konsekwencji nie było, jedynie troszku między nami relacje się zmieniły. Grzecznym źle, stanowczym źle, chamem źle. To jakim mam być? Ale Moniko, masz rację, to co napisałaś o tej grzeczności, kulturalności, lecz momentami się już gubię w tym wszystkim. Jak już wcześniej napisałem, jak już jestem w domu to czuję się ten gorszy, denerwuję się bez powodu, stresuję, mam dziwne lęki, jestem smutny, na nic nie mam ochoty. @( Dean )^2 Jak przytoczyłeś moje słowa, to poczułem się jak bym bawił się z samym sobą: pacjent i specjalista w jednej osobie. Ja napisałem, że czytanie książek traktuje, jako ucieczkę od tego świata, ale chyba nie tak do końca jest, bo ja zawsze lubiłem czytać. I to czytanie w stosunku do lat ubiegłych, to to jest czytaniem ubogim. Dawniej zdecydowanie, więcej czytałem 2-3 książki miesięcznie, a teraz ledwie 1 czytam. A z czytania nie chcę zrezygnować, bo bym chyba już kompletnie zwariował. Zresztą lepsze czytanie, niż to co napisałeś: uciekanie do seksu czy alkoholu. Więc czytanie jest lepszym rozwiązaniem od tych trzech rzeczy. Chociaż w zasadzie nie wiem jak smakuje seks i po mimo mego już i tak dużego wieku, to jestem z siebie dumny, że nie jestem z tych co chadzają do łóżek pierwszej lepszej. Zresztą brać moją aktywność co do dziewczyn, to jak by mogło by być inaczej. Pozdrawiam.
  8. Jak już na samym początku, napisałem czy w ogóle jest sens pisać na tego typu forum, i masz rację, że możemy sobie tak pisać i pisać i pisać. Nie wiem czy mam depresję, czy nie. Ale właśnie nie wiem, czy główną przyczyną jest brak dziewczyny. Oczywiście, że marzę aby mieć dziewczynę, ale przecież każdy marzy o swojej drugiej połówce - przecież to normalne, a pomimo tego są szczęśliwi, a ja nie. W pracy to tak naprawdę to tylko momentami myślę o tym że nie mam dziewczyny, muszę być skupiony to co robię, bo mam odpowiedzialną pracę i nie mogę sobie pozwolić na popełnianie błędów. Więc w pracy jako tako psychicznie jestem spokojny i w jakimś stopniu weselszy, możliwe dla tego że jestem po między ludźmi. Jak przychodzę do domu to wtedy czuję się ten gorszy ten co nie ma nic. Tak, większość osób w moim wieku, którzy po prostu nie chcą zakładać rodziny to tylko dla tego, aby robić karierę. Wiadomo, że pieniądze są potrzebne, ale czy rodzina nie powinna być na pierwszym miejscu? I robić to co lubią, to co jest ich pasją, hobby. I ja takich ludzi nie rozumiem, i nawet nie będę się starał ich zrozumieć. A zwłaszcza kobiet, które wiedzą bardzo dobrze, że zegar biologiczny "jeszcze tylko" tyka. Więc naprawdę nie sądzę, że główna przyczyną u mnie jest brak dziewczyny? W pewnym stopniu to nawet już dałem sobie święty spokój i że zaakceptowałem, że prawdopodobnie będę starym kawalerem aż do.... Szczerze mówiąc, to nawet ostatnio to i o dziewczynach aż tak dużo nie myślę, jak dawniej po prostu ten rozdział tak jak bym zamkną, po prostu nic na siłę, co nie oznacza, że definitywnie dałem za wygraną. Przecież nigdy dziewczyny nie miałem, ale pomimo tego, byłem szczęśliwy, cieszyły mnie naprawdę bardzo malutkie rzeczy, byłem pogodny, uśmiechnięty, większość dnia byłem żartobliwy, nie przejmowałem się kompletnie niczym, cieszyłem się każdym nowym dniem, że spotkam się ze znajomymi. A teraz? Ciągle jestem smutny, momentami drażni mnie wszystko, irytuję się się jak tylko mam iść do znajomych ( wiem, że nie mogę się od znajomych odwrócić, bo mogą zrobić to samo co do mnie i wtedy będę już kompletnie sam), zaczynam często bez powodu się denerwować, stresować, czasami mam lęki typu, że ktoś przyjdzie do mnie do domu i coś będzie chciał cokolwiek ( wiem że to idiotycznie brzmi, ale tak mam), dawniej cieszyło mnie robienie komuś lub dla zabicia czasu jakieś prace w Corelu, AutoCadzie, Photoshopie czy nawet 3ds studio max, czy nawet jakaś pomoc na podwórzu - naprawdę lubiłem to robić. Teraz mnie "wali" kompletnie wszystko, nic mnie nie cieszy, ciągle chodzę nadąsany, ręce mi się trzęsą bez powodu, nawet przestałem chodzić do kościoła bo nie widzę w tym sensu. Rano jak wstaję, to już mnie cholera bierze, że kolejny w zasranym życiu dzień zmarnowany. Jedyna jakakolwiek zmiana na plus u mnie od kilku miesięcy to taka, że dużo czytam, książki nawet nowe dostałem od brata (około 100 więc parę lat mam z głowy), chyba, że i ta chęć czytania minie, na razie tej myśli nie dopuszczam. Czytanie książki traktuję jako, jak jakąś ucieczkę od rzeczywistości, od zmartwień, bo tylko wtedy czuję spokojny, rozluźniony. Kiedy odłożę książkę, wszystko wraca jak jakiś bumerang. I tak naprawdę, nie wiem co mi jest, tak momentami chciał bym się wrócić o parę lat, ale tak psychicznie wrócić, kiedy byłem bardziej normalny niż teraz........ Pozdrawiam.
  9. @@( Dean )^2 Ja wiem, że żartowałeś, nawet napisałem ostatnie słowa żartobliwie do tego, tylko nie wiem jak to się stało, ale chyba wszystkiego nie skopiowałem jak pisałem w notatniku, no cóż...A po za tym, jak napisałem już, jestem grzeczny a nawet za bardzo, taką mam naturę..... Co do bycia optymistą, powiem Ci tak: Czami miewam lepsze samopoczucie i wyjdę w ładny dzień tak połazić po mieście (rzadko tak wychodzę) i wtedy troszku barwniej na wszystko patrzę, ale kiedy zobaczę jakąś parę to już mnie cholera bierze i wracają te czarne moje myśli i po chwili wracam do domu będąc z myślą że jestem nikim, kompletnie nikim i przez najbliższe kolejne dni nigdzie nie wychodzę, chyba że muszę coś załatwić. Tylko raz się uśmiechnąłem widząc parę trzymających się za ręce, to był piękny widok - a była to "para" starszych osób, obydwoje po 70 na pewno. Wtedy to się do nich szczerze uśmiechnąłem, odwzajemnili mi także uśmiechem i wtedy sobie tak zamarzyłem, że to piękny widok widząc siebie i ewentualną partnerkę kiedy mamy po tyle samo lat. Lecz wiem, że tak nie będzie nigdy. Oczywiście, że masz rację, że nie znam się na psychologii. Ale przecież wiadomo, że psycholog doradza słowem, a dodatkowo psychiatra może przepisać jakieś leki. Jeśli chodzi o leki, to ja jestem z tych anty co do leków. Leki biorę w ostateczności, nie chcę się truć nie potrzebnie. Ja nie potrafię być pewniejszy siebie, zawsze zaczynam się stresować, denerwować jak mam wyjść i coś załatwić i nie ważne czy idę na zakupy, czy do urzędu, czy nawet na spacer. Bo wiem że wszyscy będą się na mnie patrzeć, a to mnie czasami stresuje jak cholera. Czasami jak mijam się z jakąś grupką dziewczyn i zaczynają się śmiać, to się zastanawiam, /cenzura/ brudny jestem czy co? O co im chodzi? i mnie od razu skręca i mam ochotę uciekać, nie uważam się za przystojnego, ale wiem, że są faceci wyglądający makabrycznie z twarzy i mają żony i dzieci, a ja /cenzura/ to jakiś Marsjanin czy co?. Czasami będąc na mieście, widząc jakąś dziewczynę, zaczyna mnie dopadać lęk, nie to że się boję (może i się boję, nie wiem tylko czego). Ja jestem komunikatywny z nową poznaną mi osobą, będę rozmawiał może i pożartuję, zależy co to za osoba, ale po prostu zaczynam się zwyczajnie stresować, denerwować, chociaż wiem że tylko się mijamy, że nie będziemy rozmawiać. I to nie musi być jakaś piękna dziewczyna, tylko zwyczajna nie wyróżniająca się niczym. No tak, piękna, cóż taka osoba mogła by we mnie widzieć.... Tak wiem, że nie potrzebnie dzielę dziewczyny piękne i te mniej ładne, pewnie w tych drugich powinienem szukać, no tak tylko jak już wspominałem, że ja jako nieśmiały chodzę na dyskoteki, do klubów, zagaduję - tak mam tylko w snach..... Oczywiście, że potrafię się zachować wśród ludzi, na pewno troszku dziwny jestem, ale kto nie jest? Teraz przyszła pora wiosny, ładne dnie a ja /cenzura/ znowu będę sam się kisił w 4 ścianach o niczym....... Pozdrawiam, idę się szykować do pracy na drugą zmianę i kolejny zmarnowany tydzień.....
  10. Szczerze, to nawet nie sądziłem, że ktoś będzie skłonny odpisać, wiedząc że takich jak ja, jest sporo. Bardzo dziękuję @wypalony2 Nie masz mnie za co przepraszać, że pisałeś o sobie w moim temacie. Chociaż to co napisałeś o sobie, w zasadzie mógłbym podczepić do siebie. Nie wspominałem, że przez jakiś czas pisałem na gg z pewną dziewczyną, obydwoje wiemy jak wyglądamy (ze zdjęć) także i po kilka godzin dziennie rozmawialiśmy, naprawdę bardzo fajnie mi się z nią rozmawiało to było coś jak jakaś "nieopisana bajka". Po pierwszej zmianie, wieczorki były przeznaczone na rozmowy z nią, jak miałem drugą zmianę niestety brak był tych rozmów. Od jakiegoś czasu coraz rzadziej rozmawiamy, ja coś tam do niej piszę a z jej strony brak odp. Od czasu do czasu wymienimy jakieś parę zdań. Jak jesteśmy oboje dostępni na gg to żadne z nas nie rozpocznie rozmowy - czar prysł. Dałem za wygraną, między innymi dla tego też, że ma teraz tylko 22 lata studiuje i pisze prace to co ja tam będę jej głowę zawracał, paradoksalnie mieszkamy jakieś 500-600 metrów od siebie. Więc historie mamy podobne, lecz nie takie same....... -p.s. ile miałeś lat jak "już dawno temu straciłem sen życia."? Od jakichś 5 lat, wtedy ostatni wolny kolega się ożenił i zaczynałem odczuwać samotność, co nie oznacza że się nie interesowałem wtedy dziewczynami. Jak już wspomniałem miałem parę epizodów z dziewczynami - jedno spotkanie. A mój kolega, co prawda w wieku 28 lub 29 się ożenił to wcześniej w zasadzie nie miał nigdy epizodów z dziewczynami, wysłał esmsa do niej po wypiciu alkoholu do naszej koleżanki, tak dla żartów dziś są małżeństwem. Kiedyś ( według mnie bardzo nie ładnie się zachował co do swojej dziewczyny) po odprowadzeniu tej, że koleżanki przez niego, wrócił do nas na imprezę i głośno zakomunikował wszystkim: czy może być taka? i po chwili dodał: lepsza taka niż żadna! Tak czasami się zastanawiam, jak by się zachowała wówczas jak by o tym wiedziała, lecz ja się nie mieszam do nie swoich spraw, ale cholernie mi to tkwi w pamięci i ja bym nie mógł tak mówić o własnej dziewczynie swoim znajomym, bo co mogli by o mnie pomyśleć..... @( Dean )^2 Sorki, że wciągnąłem Ciebie, że pojawiłeś się znowu na tym forum, całą winę biorę na siebie. Wiem, że masz rację pisząc, że mam dopiero 29 lat. Ale też zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli przez ostatnie lata nic znaczącego nie wydarzyło się w moim życiu, to skąd mam mieć tę pewność, że jakiegoś dnia moje życie zmieni się na lepsze? Wiem, że lepiej jest komuś kto jest optymistą, ja tak nie potrafię i coraz bardziej brnę co do bycia pesymistą. Tak trafiłeś w 10, mam bardzo niską samoocenę co do swojej osoby. Co do pójścia do psychiatry. Raczej będę tego unikał, bo wiem że to będzie tylko gra w słowa i argumentacja, którą ja bardzo dobrze rozumiem. Piszesz, że koniecznie trzeba wychodzić, wiem że masz rację, że nic do mnie nie przyjdzie samo. Ale pewnie też wiesz jakie to uczucie wychodzenie samemu gdzie kolwiek. Pójdę do klubu i stanę w jakimś miejscu pijąc co kolwiek i będę się czuł jak jakiś kretyn, który obserwuje innych dobrze bawiących się osób i te gapiące się oczy w moim kierunku, które mówią po co on tu przyszedł? Jak już wspomniałem, jestem nie śmiały jest bardzo malutkie prawdopodobieństwo, abym kogoś zagadał...... Piszesz także, abym nie rezygnował z randek przez neta, pewnie nie zrezygnuję, lecz zdjęcia nie podam jak już wspomniałem a właściwie to ty wpadłeś na to: że mam niską samoocenę i czuję się dużo gorszy od innych. No tak po raz kolejny wyczaiłeś moje zachowanie. piszesz abym nie był cipą, która wspiera dziewczyny, tak masz rację, że liczyłem że jak pocieszę że się zbliżymy do siebie - tak to nie działa, jak już wspomniałem, jedna już planuje w tym roku wesele. Cholernie mi było ciężko doradzać, ale ok już o tym zapomniałem i jesteśmy dobrymi znajomymi. Bardzo dziękuję Wam, że odpisaliście nawet nie wiecie ile to dla człowieka tak szarego jak ja to się liczy (a może wiecie). Napiszę jeszcze, że tym "smutasem" staję się dopiero jak jestem w domu. W pracy raczej mnie lubią, z tymi co pracuję to się śmiejemy i żartujemy. Ze wszystkimi rozmawiam na luzie z dziewczynami także (wszystkie zajęte - rozeznanie już przeprowadziłem). Bo w domu tak naprawdę czuję się nikim, tym gorszym, ten co nie ma nic. Jak już wspomniałem idiotą nie jestem i dbam o siebie, o wygląd zewnętrzny aby inni nie widzieli we mnie jakiegoś ponuraka. Ale wnętrze mam cholernie zepsute. Pozdrawiam.
  11. Witam wszystkich. Czasami się zastanawiałem, czy jest sens pisania (o własnym nic znaczącym dla innych) problemach na tego typu forum? Nie jestem do końca przekonany, lecz chyba nic nie stracę jak sobie "coś" popisze...... Nawet nie wiem od czego zacząć. Nazywam się Tomasz mam 29 lat, już dawno temu straciłem sen życia. Wiecznie chodzę ze smutną miną, kompletnie nic mnie nie cieszy, jestem wieczny zmęczony, może to głupio zabrzmi, ale i czasami mi się zdarza, że płaczę w poduchę i pewnie nie jeden z was sobie pomyśli o mnie "źle". Pomimo mojego już "starczego wieku" (wiem, że to głupio zabrzmiało, ale tak się czuję), to czuję się już wypalony, że już wszystko za mną, że nie ułożę sobie życia z dziewczyną. Dobrze się domyślacie, jestem sam nie mam dziewczyny i nigdy nie miałem i biorąc pod uwagę moją aktywność co do relacji z dziewczynami to nigdy jej nie będę miał. Znowu pewnie sobie pomyślicie, "następny, który się żali że nie ma dziewczyny". Zawsze dawniej sobie mówiłem, że i na ciebie przyjdzie czas, a teraz? Wszyscy znajomi mają rodziny, dzieci, jak sobie pomyślę że jak to fajnie by było jak bym był tatą, tak marzę o dziecku. Teraz to tak mi brakuje drugiej osoby, brakuje mi bliskości, rozmowy o wszystkim, przytulania (i wcale nie chodzi mi o sex nawet i tego nie zasmakowałem). Od czasu do czasu, mam jakiś epizod z dziewczyną, ale to tylko za każdym razem kończy się na jednym spotkaniu . Czy coś jest ze mną nie tak? Jestem nie śmiały, spokojnym bez nałogów, grzeczny nawet za bardzo, kulturalny, jestem z tych osób co wysłucha, doradzi w rozwiązaniu problemu. Kiedyś pomogłem, koleżance bo zwróciła się do mnie abym jej pomógł, bo nie wiedziała co ma zrobić ze swoim chłopakiem, rok temu była w desperacji i miała już go rzucić, ja wysłuchałem i doradziłem, a dzięki mnie dziś planują razem w tym roku wesele. Innej znowu koleżance, przekonałem ją, aby nie rzucała studiów, ostatnio mi podziękowała, że ją przekonałem bo studia skończyła i jest szczęśliwa z tego powodu. Paradoksalnie czasami zmieniam się w psychologa i komuś pomogę, nawet o rzeczach których sam marzę, a sam sobie nie potrafię pomóc..... Po pracy przyjdę i nie mam ochoty kompletnie na nic, nawet nie mam ochoty posprzątać koło domu, w końcu i tak jak przyjdzie sobota to zacznę sprzątać, tylko zastanawiam się po co i tak sobie myślę, że w razie w, jak znajdę jakąś dziewczynę przynajmniej nie będę się wstydził, lecz dokładnie wiem o tym, że tak nigdy się nie stanie jestem sceptycznie nastawiony do tego, że kiedyś kogoś znajdę. Jedynie co systematycznie robię po pracy i w wolne dni to to, że codziennie (prawie) to czytam książki nawet sporo, siedzę przed kompem i czasami pojadę sobie pojeździć na rowerze. Czasami pójdę do znajomych i poudaję, że "jestem szczęśliwy", przynajmniej się pobawię z ich dziećmi wtedy nawet i się uśmiecham. Jak tylko się pytają czy mam kogoś, to mam ochotę wstać i wyjść, ale żartobliwie coś zawsze odpowiem. Jestem z tych wstydliwych i raczej wyjście gdzieś do jakiegoś klubu nie wchodzi w rachubę, zresztą mój wiek jest znaczący do pozostałych osób w klubach, przecież nie szukam dziecka, która by się zakochała we mnie, jeśli rozumiecie o co mi chodzi. Portale randkowe - to też nie wypał ( tak wiem, jak poznać kogoś, to nie przez neta), lecz cóż ja mogę? Jestem na straconej pozycji. W domu mieszkam z rodzicami, jak ja nie na widzę krzyków. Nie nie, nie to że się kłócą, tylko czasami wymieniają się własnymi poglądami w bardziej w nienormalny sposób czyli nie wielkie krzyki, które mnie stresują jak diabli, a tak po za tym jest ok w domu. Ja już mam serdecznie wszystkiego dosyć, wszystko robię od niechcenia, nie wiem czy to depresja czy nie. Ostatnio to nawet zaczynam być nerwowy. Oczywiście do końca moich dni mogę i w ten sposób egzystować w tym świecie, tylko pytanie po co? Nie nie nie myślcie sobie, że jestem już kompletnie załamany i abym był zdolny abym targnął się na własne życie, za bardzo chcę żyć abym mógł w taki idiotyczny sposób rozwiązać własne problemy, bo wiem że wtedy to przysporzę innym problemy. Nie jestem idiotą aby odebrać sobie życie. Ale mam już dość w taki sposób żyć Pewnie nie jedna osoba napisze (o ile w ogóle ktoś te moje bzdety przeczyta), że na pewno znajdziesz dziewczynę, że trzeba wyjść, abym poszedł do psychologa (po co sam czasami się bawię w psychologa i wiem jakich słów może użyć, więc tę grę w słowa znam). Jeśli ktoś z Was, te moje bzdety jednak przeczytał, przepraszam, że tyle tego jest. Wiem, że to są puste słowa. Lecz za przeczytanie dziękuję. Jeśli ktoś z Was odpisał to już naprawdę serdecznie bardzo dziękuję. Pozdrawiam wszystkich.
×