Skocz do zawartości
Nerwica.com

goby90

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez goby90

  1. chyba nigdy tego nie zaakceptuje... co do tęsknoty - czuję bliskość Mamy cały czas, tak gdyby stała cały czas obok mnie, z drugiej strony jest niewyobrażalna tęsknota... Jednak mam wrażenie, że to tylko chwilowe i szybko się spotkamy ponownie, nie wiem w zasadzie dlaczego takie mam wrażenie, bo w Boga i to wszystko już nie potrafię wierzyć...
  2. dzisiaj byłam pierwszy raz u psychologa... to chyba będzie cięższe niż myślałam... bo opowiadanie bliskim o swoim cierpieniu, to jedno a rozmowa w cztery oczy o tym z zupełnie obcą osobą, to już wyzwanie. Nie sądziłam, że nie będę zupełnie w stanie opowiedzieć o swoich problemach, podczas gdy bliskim mówię o tym bez najmniejszego wzruszenia, tak gdybym opowiadała o innej osobie...
  3. Witam, mam 21 lat, pół roku temu zmarła moja mama na raka płuc, nagle, szybko, w ciągu miesiąca od wykrycia, przez ostatnie 2 tygodnie nawet mnie już nie poznawała... Na co dzień studiuję w innym mieście, do domu wracałam rzadko, po zdanym pierwszym roku przyjechałam szczęśliwa do domu i nagle zawalił się cały mój świat. Był tylko szpital, łzy, szukanie gdziekolwiek ratunku, mimo że nie było żadnych szans... Nagle wszystko było na mojej głowie, bo mój tata nie był w stanie nic załatwiać. Zajmowałam się wszystkim sama, sama znajdowałam lekarzy, sama błagałam ich o przyjęcie do szpitala, o jakąkolwiek pomoc i leczenie, sama przeprowadzałam rozmowy z lekarzami, to mi prosto w oczy mówili, że nie mogą nic zrobić, że zostały już tylko dni... Nie spałam, nie jadłam, 24h na dobę byłam z mamą. Przez ostatnie 3 tygodnie nie chciała pić ani jeść, przez każdą minutę musiałam walczyć, żeby zjadła choć jedną łyżeczkę, wypiła choć 10 ml wody przez strzykawkę... Nikt nie chciał nam pomoc... Jutro mija dokładnie 7 miesięcy... Myślałam, że dam sobie z tym radę, że przygnębienie jest przecież normalne... Przestałam jeść, schudłam 10 kg, całkowita nienawiść do siebie, że nie zauważyłam niczego wcześniej, że mogłam zrobić coś więcej, nienawiść do świata, że to wszystko spotkało właśnie mnie i moją rodzinę, nienawiść do osób, które mają jeszcze mamę... Pierwsze miesiące przeleżałam na łóżku płacząc, przestałam wychodzić z domu, bałam się włączyć radio, telewizję czy komputer. Leżałam i spałam, traciłam przytomność, z tego okresu niewiele pamiętam. Chciałam zrezygnować ze studiów, ale zostałam zawieziona i zostawiona, niby tak miało być lepiej, łatwiej miało być mi wrócić do "normalności", tym bardziej, że studiuję w innym mieście. Nie radziłam sobie, nie umiałam się uczyć, problemy ze snem, ciągłe koszmary, budziłam się zalana łzami. W tym samym czasie zostawił mnie chłopak po 4 latach związku. Na studiach przestało mi zupełnie zależeć, mimo że wcześniej włożyłam w to wszystko tyle pracy, żeby się na nie dostać. Nie byłam w stanie się uczyć, wstawać z łóżka i chodzić na zajęcia. Chwilami było lepiej. Zaczęłam żyć w miarę normalnie, ale wszystko to musiałam odreagowywać w inny sposób. Znowu przestawałam jeść, później objadałam się, wymiotowałam, przytyłam 10 kg, co jeszcze bardziej pogorszyło mój stan psychiczny. Zaczęłam obsesyjnie myśleć o jedzeniu, boję się stanu głodu i stanu sytości. Miałam myśli samobójcze. Chciałam wiele razy iść do lekarza, psychologa czy coś w tym stylu, ale nie wiem gdzie, nie wiem jak, nie jestem w stanie tego zorganizować... Nie mam kogo się poradzić co robić, bo moja rodzina sama jest umęczona tym wszystkim co się stało, nie mogę dokładać im problemów, nie ma nawet mowy, żebym im o tym dodatkowo mówiła, lepiej jak myślą, że sobie z tym wszystkim radzę, bo nie jest trudno udawać tego przed nimi przez jeden weekend w miesiącu, gdy wracam do domu, bo normalnie studiuję w Poznaniu. Mam przyjaciół, znają sytuację, pomagają mi bardzo, jednak to są zbyt ciężkie sprawy, by obciążać tym innych. Zresztą oni nie są w stanie bardziej mi pomóc, niż to już zrobili. Też do końca nie wiedzą co czuję, bo żeby to zrozumieć, trzeba to przeżyć... Nie wiem co mam dalej z tym zrobić, nie wiem nawet czy psycholog będzie mi w stanie pomóc, nie wiem zresztą gdzie szukać tej pomocy, co dalej robić... Teraz już wiem, że sama nie dam sobie rady, a chyba i tak za długo zwlekałam z tym wszystkim... Łudziłam się, że czas uleczy rany... Proszę o pomoc
×