Skocz do zawartości
Nerwica.com

aTi98

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez aTi98

  1. Z tym przymusowym leczeniem to jest tak ze już o tym myśleliśmy, jednak obawiamy się tego że ona wróci z stamtąd jeszcze gorsza- jak jakieś warzywo.... Czy ktoś wie coś więcej na ten temat. A mianowicie jak takie przymusowe leczenie wygląda. Jak leczą - jakimi metodami. Czy nie krzywdzą człowieka? A jeżeli chodzi o leki to o ile dobrze pamiętam psychiatra wystawiał leki psychotropowe na receptę i w aptece normalnie kupowaliśmy i płaciliśmy coś koło 200 złoty ale nie pamiętam na jaki okres czasu to było. Tak brała leki psychotropowe po pierwszym "zdarzeniu" i w sumie z tego co teraz rozumiem przynajmniej podejrzewam to że drugie zdarzenie (wtedy gdy mialem 19 lat) spowodowane było przedawkowaniem. Ale nie jestem pewny. Krzyczenie i kłotnie. Nie dokładnie opisałem to wszystko. Kłótnie dotyczą np tego że ojciec ją obgaduje za jej plecami. Wymyśla ze rodzina od strony ojca jej nienawidzi. Że matka ojca bez przerwy pije alkohol. Że wszyscy od jego rodziny stale chodzą pijani. Oskarża ich nawet o kazirodztwo. Tymczasem ostatni raz kiedy widziała się z kimś z rodziny od strony Ojca był bardzo dawno. Myśle ze to powinno wystarczyć bo pisać więcej na temat tego co ona robi nie mam ochoty. Co do lekarza. Wiem jak to będzie wyglądać pójdę do lekarza a on mi powie to samo co tutaj przeczytałem. Czyli o przymusowym leczeniu. A ja do tego mam pewne uprzedzenia o których piszę wyżej. Dziękuję za ten poradnik w pdfie i z tego co przeczytałem. Wszystko się zgadza co do mojej matki ale jest też prawda na mój temat. A mianowicie pkt. o Apatii wszystkie jej popunkty występują u mnie. Ja poprostu wczesniej myślałem ze juz taki proprostu jestem. Dopiero teraz uświadomiłem sobie ze to choroba i troche się zdołowałem... Ale z tego co potrafię ocenić to to się cofa. Tzn z czasem potrafię więcej. Głownie pomaga mi chyba w tym komputer. To on tworzy mój "drugi świat" dzieki któremu jest lepiej. Nie wiem jak to opisać może wrócę do tego jutro. Bo teraz jestem zmęczony i idę spać.. Ale chyba jednak bede musiał wybrać się do lekarza i mam nadzieje ze nie przepisze mi jakiś psychotropów czy jakiegos innego narkotyku czy świństwa. Niby tak, ale taka osoba mając świadomość, że może ją trafić powinna zmniejszyć to ryzyko. Przede wszystkim unikać narkotyków. Subst. psychoaktywne mogą być katalizatorem zaburzeń u osób predysponowanych. Nawet taka niewinna marihuana. Nie paliłem marihuany nic nie brałem nigdy... i nie wezmę bo wiem jak to wciąga. Była dziewczyna wciągneła mnie w papierosy juz dawno temu i do tej pory palę.. I mi wystarczy. Nie piję. Nawet piwa. powinna byc leczona non stop. Zgadzam się z Tobą. Ale moje życie wyglada tak ze ja pracuje ojciec pracuje. I tu jest problem bo brakuje czasu na wszystko.... nie wiem jak to poukladać tak żeby wszystkim w u mnie w rodzinie żyło się lepiej.... Wszystko robione jest na szybko szybko.... bo nie ma czasu a zrezygnować z pracy nie mogę bo za jakiś czas zapuka komornik. Zresztą ja nie chce zrezygnować z pracy podoba mi się ona....
  2. Witam, Z góry napiszę że problem jest trudny, i nie potrafię odnaleźć żadnego rozwiązania, dlatego piszę tutaj. Mam na imię Mateusz mam 21 lat, w maju skończę 22. Jestem jedynakiem. Mieszkam z rodzicami w średnim mieszkaniu 70m^2. Pracuję i zarabiam średnio 1400 zł miesięcznie. Prawdopodobnie mam od dłuższego czasu depresję, nic mi się nie chcę, czuję się jakbym ważył z tonę. Z dobrymi znajomymi straciłem kontakt już dawno. Chodź był taki okres że odświeżyłem swoje znajomości ale po 2-3 miesiącach znowu wróciłem do swojego szarego konta i przestałem się odzywać. Ale nie chodzi tutaj o mnie bo w sumie jakoś sobie radzę. Mam poważniejszy problem. Chodzi o moją Matkę. Bardzo ją kocham, ale ale czasem nie potrafię zrozumieć co ona robi... Jest chora na Schizofrenie. Choroba zmienia się z czasem. Tzn jest na rożnych tłach. Ale to opiszę zaraz. Najpierw wszystko od początku. Kiedy miałem 19 lat (jeszcze nie pracowałem) i w sumie był okres wakacji, a ja skończyłem liceum. Wszystko wg mnie wyglądało normalnie. Tzn nie było większych kłótni miedzy rodzicami. Było normalnie wiadomo często ludzie się kłócą zwłaszcza mąż z żoną. Aż tu nagle coś wybuchło. Wstałem późno jak to zawsze w wakacje, nie pamiętam o której dokładnie ale na pewno było po 11:00 - 12:00. W domu było cicho wiec myślałem że nikogo w nim nie ma. Zrobiłem sobie śniadanie itd itd. Kiedy przechodziłem koło sypialni usłyszałem jakieś jęki albo nie wiem co to było. Wszedłem i zobaczyłem moją matkę klęczącą na ziemi przed obrazem Jezusa. Wyglądało jakby się modliła ale była tak zapatrzona jakby była zahipnotyzowana. Zawołałem ją ale nawet nie drgnęła. Podszedłem i próbowałem ją nie wiem "obudzić" ale popatrzała się na mnie i mówiła bezsensowne rzeczy. Głownie o Bogu. Po prostu majaczyła. Zadzwoniłem do Ojca który był w pracy. Przyjechał z godzinę później. Nie wiedziałem w ogóle co się dzieję. Nie pamiętam dokładnie co było potem ale jakoś na wieczór wszystko tak jakby wróciło do normy. Zresztą z trudem sobie to przypominam może dlatego że nie chce tego pamiętać bo jest to dla mnie trudne. Na wieczór następnego może któregoś dnia z kolei, w jakiś sposób Mama wyszła bez mojej i ojca wiedzy. Z orientowałem się ze jej nie ma i zadzwoniłem do niej. Po kilku próbach odebrała. Na początku nic nie mówiła rozłączyła sie. Potem znowu zadzwoniłem znowu odebrała i zaczęła znowu majaczyć na temat boga.... Wpadłem w panikę wyszliśmy z ojcem z domu by jej szukać. Mieszkamy niedaleko kościoła (idzie się z 5 minut) wiec poszliśmy szukać w tamtą stronę. Nigdzie jej nie było a ja cały czas dzwoniłem. Zwątpiliśmy wiec mieliśmy już dzwonić na policję, ale w jakiś sposób usłyszałem jej dzwonek i ją znaleźliśmy weszła na teren kościoła(kościół był zamknięty o tej porze) Ale ona weszła do ogrodu tyłem. Kiedy do niej dotarlismy oczywiscie kleczała pod oknem budynku od kościoła i majaczyła. Przyprowadzilismy ją do domu z wielkim trudem, wyrywała się chciała wrócić bezprzerwy powtarzała ze musi wstąpić do zakonu.... poprostu bredziła i mówiła bez sensu. Jakby ją coś opętało. Nie wiedziałem co robić ale ojciec wiedział rano zadzwonił do moich dziadków- Mamy rodziców. Przyjechali razem pojechalismy do ich domu. Ojciec pracował wiec on został. Od babci dowiedziałem się że to się powtórzyło kiedy miałem 5 latek że skoczyła z 1 pietra z okna na trawę nic jej sie nie stało. I zrozumiałem że moja matka jest chora. Przez tyle lat nie wiedziałem i nie wiem czemu nikt mi o typ nie powiedział ale myślę ze dlatego że przez tyle lat było normalnie dlatego wszyscy o tym zapomnieli.... Wyleczyc ja było nie łatwo z 5-6 wizyt u psychiatry bez przerwy nie tanie leki... Ale po 2-3 miesiącach się uspokoiło odzyskała świadomość. A ja dziękowałem bogu ze wszystko wróciło do normy. Ale jednak nie do końca... Po wakacjach znalazłem swoją pierwszą pracę nie zarabiałem dużo ale jak dla mnie (moja pierwsza praca) był to luksus. Moglem pozwolić sobie na luksusy. Nowy komputer, rower, ciuchy, telefon itd itd. Z czasem kupowałem sobie co tak bardzo chciałem mieć wtedy kiedy chodziłem do liceum. A jeżeli chodzi o mamę to wszystko wygladało ok. Ale Kłotnie miedzy mama a ojcem z dnia na dzień z miesiąca na miesiąc się nasilały. A dzisiaj wygladają tak że nie ma chwili bez kłotni. Bezprzerwy kiedy ojcec jest w domu, ona krzyczy na niego. Kłoci się o nie stworzone bezsensowne rzeczy. Przykladowa kłotnia wyglada tak ze Matka krzyczy tak głośno że szyby z okien lecą. Wrzeszczy na niego chodźby dlatego ze przechodzi koło niej. Ojcec nie ma nerwów ze stali i czasem nie wytrzymuje ale mimowszystko podziwiam go. Choćby za to ze wiekszość czasu jest opanowany, tzn ona krzyczy a on nic nie odpowiada. Jezeli chodzi o lekarza to już probowalismy. tzn probowalismy a raczej ja probowałem nakłonić ja bysmy razem poszli do lekarza, ale odpowiadała Mateusz ja jestem zdrowa. Próbowałem nawet ja przechytrzyć, mielismy niby isc na spacer ale kiedy zaczynalismy wchodzić do budynku w którym przyjmuje lekarz szybko się zorientowała wrzasneła że jest zdrowa i wróciła do domu "siła".. a ja wyszedlem na głupca bo zamówiłem wizytę a w sumie się nie pojawiłem.... bo wróciłem za matką do domu..... Dzisiaj wróciłem do domu. Wkurzony zmęczony zdołowany. Oczywiscie zastałem Matkę wrzeszczącą. Nie wytrzymałem powiedziłem jej chyba o kilka słow za dużo. Tzn nie wyzywałem jej porpostu powiedziałem ze jeżeli nie przestanie tej paranoi to ja sie do niej słowem nie odezwę.... ona się rozpłakała powiedziała ze czuje się nie potrzena ze mamy sobie (ja z ojcem radzić sami) i wyszło. Próbowałem ją zatrzymać powiedzialem ze chodzi o to ze ona bezprzerwy krzyczy,..... Ona powtorzyła to samo i dodała ze wychodzi i nie wróci jezeli "nie przestane trzymać z ojcem" Ja juz nie miałem sił poprostu dosłownie spadłem na łoźko chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do ojca który godzine wczesniej pojechał do pracy na nockę. Powiedziałem co zrobiłem.... On mi powiedział ze mam się nie denerwować, że mam ją szanować, mam się znia nie kłocić, a on wytrzyma, i jezeli bedzie potrzeba to się wyprowadzi.... A co do jej wyjscia powiedział ze nie jest znia tak źle i wróci. Bo w sumie Mama ma swiadomość co się dzieje w okół niej - nie jest z nia tak źle jak te 3 lata temu. I faktycznie wróciła do domu z 30 minut przed skonczeniem mojego pisania tego tematu na tym forum.... czyli patrząc w tej chwili na zegarek 30 minut temu. Zamkneła się w sypialni bez słowa i śpi.... Oczywiscie to jest jak gdyby streszczenie całej historii bo jakbym miał pisać o wszystkim to bym się tak rozpisał ze pisałbym z 4 godziny a treść przekraczałaby ze 2 pełne strony na forum....... Ale myśle ze najważniejsze fakty napisałem..... i w sumie teraz zauważyłem ze pomyliłem się z rejestracja bo wpisałem na odwrót nazwe loginu... zamiast ati98 miało być ati89 ale to jest nie waże w kazdym bądź razie nie mam 11 lat....
×