Dzięki za odzew :)
Ok, więc pewnie nie jestem w stanie napisać tego w jednej wiadomości, za co oczywiście odpowiedzialny jest brak talentu literackiego, lecz nie o to w tym chodzi.
Tak więc jak wcześniej wspomniałam, problem dotyczy głownie mojej mamy, lecz mnie także. Chcę jej pomóc, a historia jest bardzo długa.
Moi rodzice rozwiedli się 8 lat temu, miałam 12 lat, choć już wiele czasu wcześniej nie łączyło ich nic poza mną i wspólnym nazwiskiem. Niedługo po tym moja mama poznała kogoś, zaszła w ciążę, urodziła mojego brata.
Kiedy moi rodzice byli razem, mieszkaliśmy razem z rodzicami mojej mamy, obecnie żyje tylko dziadek.
Po jakimś czasie przeprowadziliśmy się do domu faceta mojej mamy M., pod miasto. On też mieszka z rodzicami. Jest rozwodnikiem z rocznym stażem małżeńskim.
Na początku jak to zawsze wszystko było ok, ale już po krótkim czasie rodzice M. mieli zbyt wiele do powiedzenia. Są rolnikami;po tych latach mogę spokojnie stwierdzić że mierzą wartość człowieka jedynie wykonaną pracą. Nie pracujesz fizycznie - nie istniejesz.
Ja od początku nie czułam się tam zbyt komfortowo, przyzwyczajona do miejskiego życia - sklepu pod domem, łatwego dojazdu, bliskości szkoły, znajomych. Lecz wierzyłam w słowa mamy, że wszystkie będzie dobrze.
Wytrzymałam 3 lata, wyprowadziłam się do swojego domu, zamieszkałam z dziadkiem. Nie była to łatwa decyzja, lecz uznałam że tak będzie mi lepiej.
Moja mama, kobieta wykształcona, po 3 kierunkach studiów, jest nauczycielką. Tam, na wsi jak wspomniałam liczyła się tylko praca fizyczna. Mama chciała pokazać się z jak najlepszej strony i robiła wszystko, nawet ponad swoje siły. M. ma swoją firmę budowlaną, oprócz tego pomaga rodzicom w sadach. Wyraża poglądy podobne do swoich rodziców, broni ich na każdym kroku, stoi za nimi murem.
Doszło do tego, że jego ojciec zaczął poważnie ingerować w ich związek, regularnie wyzywając moją mamę, mówiąc że jest nikim, używając bardzo wulgarnych słów. Odbywało się to zawsze wtedy, gdy M. nie było w domu. Ten człowiek jest tyranem, wg mnie jest chory psychicznie, podobnie traktuje swoją żonę, ona jest mu kompletnie podporządkowana.
Mimo to M. broni ich, myślę że to poprzez poglądy w jakich został wychowany. Boi się odezwać, myślę że boi się że ojciec go wydziedziczy.
Wiem że moja mama kocha M., inaczej nie zachowywała by się w ten sposób, poświęcając całe życie i zdrowie dla niego. Zawsze ma podany obiad, wyprasowane posprzątane, idealnie.
Ponad rok temu pierwszy raz mama straciła przytomność, po wielu badaniach okazało się że to nerwica. Była u psychiatry, stwierdzono że ma 100% objawów nerwicy. Lekarz zalecił terapię małżeńską, lecz M. nie chciał się na nią wybrać. Po 2 wizytach mama "zakończyła" leczenie u psych.
Po ponad rocznym urlopie zdrowotnym, nie jest w stanie wrócić do pracy, przeszkadza jej każdy hałas, ma straszne bóle głowy. W domu czuje się dużo lepiej.
Teraz nie przebywa pod opieką żadnego lekarza specjalisty, jedynie lek. rodzinnego. Bardzo się o nią boję, chcę jej pomóc ale nie potrafię.
Pomyślałam, że sama wybiorę się do psychologa, by poradził mi co z tym zrobić...co o tym myślicie?
Czekam na odp i jakieś pytania pomocnicze gdyż to co napisałam to wielki skrót, zdaję sobie sprawę że moja wypowiedź jest bardzo chaotyczna i może nie zawierać wszystkich przydatnych treści do poradzenia mi czegoś, także czekam na pytania.