Heloł,
tak długo mnie nie było, że ledwo przypomniałam sobie hasło i login:)
Mam do Was zapytanie dotyczące terapii. Rozpoczęłam właśnie swoją. Okazuje się, że moja derealizacja związana jest z lekiem i brakiem poczucia bezpieczeństwa już w dzieciństwie.
Według podejścia psychodynamicznego samo uświadomienie sobie problemu i integracja (w nastepstwie) osobowości powinny odgonić derealizację.
Oczywiście szału nie ma. Widze normalnie jakis przedmiot czasem, i to wszystko. Proszę, podzielcie się ze mną uwagami na temat skuteczności terapii.
Czy tylko ja mam wrażenie, że gadam i gadam, płaczę jak głupia i do niczego to nie prowadzi?
Moze jestem zby niecierpliwa, zblizam sie dopiero do 10 sesji.
W każdym razie, biorę także coaxil (tianeptyna) bez efektu. To chyba słaba drażetka cukrowa:)
Mam także przemyslenia dotyczące rodziców. Moi nie byli idealni. Dali mi nieźle popalić, ale nie wyobrażam sobie zerwać z nimi kontakt, czy odpłacać im pieknym za nadobne. Psychoterapeutka powiedziała mi ostatnio, że jestem winna im tyle ile mi dali... jakos to dziwnie brzmi. Jak tu sie odciąc od rodzicow? nie mam innej rodziny. Obawiam się więc, że tylko niepotrzebnie narobię "dymu" i skonczy sie jak zwykle komentrzame ze wymyslam:(
Pozdrawiam