Skocz do zawartości
Nerwica.com

Whateva

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Whateva

  1. Moje myśli samobójcze rozumiem w 100%, są one oparte na braku siły z tym co się dzieje dookoła mnie. Chciałem się głównie dowiedzieć co zrobić z matką, jej nałóg myślę że jest jednym z mniejszych problemów. Bardziej mnie martwi czemu ma o mnie takie zdanie, nie wiem czy mówi o tym wszystkim na poważnie czy tylko po to żeby mnie zdenerwować, wnioskuję że nic o mnie nie wie a ocenia. Rozważałem już taką opcję, matka nie wytrzymując ze mną zapisała mnie dopiero na lipiec? A nie czekaj, to do psychiatry ...
  2. W sobie? Bo ja wiem, chyba nic. Więcej bym oczekiwał od matki i nie mam zielonego pojęcia jak mogę jej przegadać do rozumu, nie wiem z czego to wynika, z tego czy jest nadopiekuńcza? Bo nie ogarniam jej -.-
  3. Hiya, mam 16 lat i na imię Mateusz mam starszego brata, uczęszczam do pierwszej klasy technikum informatycznego, jestem totalnym leniem i nieukiem. Co jest ze mną nie tak? Praktycznie wszystko... Przez większą część dzieciństwa wychowywała mnie matka, która była dla mnie przykładem i wzorem do naśladowania, właśnie była, ale o tym później. Mój ojciec przywiązywał większą uwagę do mojego braciszka, swego czasu dobrego piłkarza, jeździli razem na mecze, a mnie z matką wywozili np. do wujków, albo do miasta na lody czy pizzę. Przez dłuższy okres nie widziałem kolegów, tylko koleżanki które i tak mnie olewały, ganiałem za nimi jak głupi, szczególnie za taką jedną . Ojciec był alkoholikiem, zawsze jak przychodził pijany wszczynał jakąś awanturę, raz doszło do tego że uderzając matkę wybił jej zęba, ta scena mną tak jakoś wstrząsnęła. Nienawidziłem go tak bardzo jak tylko mogłem, nie odzywałem się do niego, traktowałem jak śmiecia. Lecz z czasem sytuacja w mojej rodzinie obróciła się o 180 stopni ... Ojciec zmądrzał, pił coraz mniej, były miesiące w których nie pił w ogóle, podobnie ja zmieniałem do niego nastawienie, z drugiej strony matka piła coraz to więcej i częściej... Wkraczałem wtedy do gimnazjum. W gimnazjum obudziłem swoją ciemną stronę mocy. Z dnia na dzień 'dojrzałem'. Przestałem ganiać za koleżankami, polepszyłem stosunki z kolegami (od razu napominam że nie jestem gejem), zacząłem się 'uczyć na dwóje max' moim rodzicom to oczywiście nie odpowiadało. Wpadłem w znajomości ze złyymi ludźmi na swój sposób, (dzisiaj impro-gangsterzy) grałem wtedy nałogowo w piłkę nożną, pamiętam moim marzeniem było grać w Real Madryt, hehe taa... Coś pod koniec pierwszego roku w gimnazjum, dowiedziałem się że mam martwicę kości w obu kolanach, natychmiastowo musiałem porzucić to na co pracowałem przez około 7 lat (grałem od 5-6 lat). Byłem załamany, nie wychodziłem z domu, strasznie się nudziłem nie robiłem nic innego prócz ćwiczenia kciuka na pilocie od telewizora. Rodzice w nagrodę za moje cierpienie kupili komputer. TAK KOMPUTER! W KOŃCU ! - tak zareagowałem na wieść o tym. Z początku grałem chwilami, później... całymi dniami, wakacje chyba 2007, przesiedziałem w domu, nie wychodziłem na dwór pomimo ciągłych nakazów matki. I tak przez kolejny rok w szkole aż do wakacji 2008, wtedy zaczęło się coś dziać, ból w kolanach powoli przechodził toteż razem z kumplami jeździliśmy na 'wycieczki rowerowe'. Ubrałem to w cudzysłów gdyż iż ponieważ jeździliśmy by szukać kłopotów. Grupa 4-5-6 osobowa idziemy i szukamy zaczepki, najzabawniejsze było to że gdy przychodziło co do czego to słyszałem tylko "SPADAMY!" "UCIEKAMY!" coraz bardziej mnie to denerwowało, chciałem odreagować na czymś. Oglądając film "Never Back Down" postanowiłem zapisać się na karate kyokushin. Wchodząc w mistyczny świat karate, stałem się tym kim teraz jestem. Uzależnionym od bicia się małym gówniarzem, który ma swoją racje i chce spełniać marzenia, jakie? Chcę się stać światowej sławy fighterem, ambitne mam racje? Nie chce mi sie uczyć jak większości zapewne. W 3 gimnazjum, zaczęli mnie denerwować koledzy, swoim cwaniactwem i żałosnym zachowaniem w stosunku do kobiet (chyba matka wykształtowała we mnie jakiś szacunek do tej płci) nie jednemu to obiłem twarz, nie jeden raz miałem tą twarz obijaną. Często bywałem w gabinecie pedagoga, wtedy miałem taki powód do dumy że mam na karku kłopoty heh, wyrosłem z tego w sumie. Zrozumiałem że to robię źle i starałem się tak nie robić, uspokajałem się wewnętrznie dzięki karate. Koniec roku szkolnego = wakacje. Zacząłem się uganiać za moją teraźniejszą dziewczyną, wyluzowałem trochę, od czasu do czasu zdarzało się że byem wkurzony na moich znajomych ponieważ moją wybrankę obrzucali tekstami typu: Ej Iwona chodź pójdziemy na bok zrobisz mi ... wiele rzeczy, nie przeszkadzało jej to chyba albo po prostu to ignorowała, a mnie tylko szlag trafiał bo nie wiedziałem czy mam im już zrobić operacje plastyczną na twarzy czy też nie. W te wakacje balowałem jak nigdy mój dzień wyglądał tak: Budzę się o 10. Włączam kompa, gram w między czasie jem, gram, dostaje telefon wychodzę z domu wracam coś koło 2 rano. Rodzice byli na mnie baaardzo źli a ja byłem coraaaaz bardziej zły na nich, czemu? Dowiecie się później oraz apeluję do powrotu wyżej - linijka numer 9. Pod koniec wakacji moją matkę spotkała straszna przykrość, potrącił ją jakiś ślepy dziadek traktorem na przejściu dla pieszych dziwna ironia co nie? Wszyscy byli zszokowani. Widząc matkę w szpitalu, całą we krwi, coś we mnie pękło. Chciało mi się płakać, powstrzymałem się i po chwili wszystko mi przeszło. Matka wróciła ze szpitala, ja poszedłem do szkoły średniej. Miałem rozpocząć treningi w sekcji dla zaawansowanych, nie wstawiłem się czemu? Nie wiem ale wydaje mi się że się bałem czegoś, na ogół jestem bardzo nieśmiały. W pierwszych dniach szkoły wszystko było jak najbardziej ok, szło mi nawet nieźle, 3 i 4 a czasami 5 dostawałem. Tak od około chyba listopada, moja matka zaliczała zgony coraz częściej, ojciec się denerwował ja tym bardziej, nie mogłem spać ponieważ matka chciała wyjść z domu i pójść 20 km dalej do jej domu rodzinnego. Przez te wszystkie sytuacje zacząłem się zatracać w sobie nie miałem z kim pogadać, po prostu rozsadzało mnie od środka, jak już mówiłem chyba jestem uzależniony od bicia się tak też i w takich sytuacjach często nie miałem co uderzyć to biłem w ścianę, do tej pory mam obtarte i obolałe kostki. Wszystko się zaczęło jeszcze bardziej psuć (delikatnie mówiąc). Chciałem się zapisać na kickboxing, matka ze względu na moje słabe wyniki w nauce wysnuła wnioski które teraz raczę wymienić: - Jestem nieudacznikiem bez ambicji, - Nic w życiu nie osiągnę, - Jestem okropnym synem, (ostatnio nawet usłyszałem że odda mnie państwu o ile jest taka możliwość) - Nic mi się od życia nie należy - Nie mogę być z moją dziewczyną (gdyż nie pasują matce rodzice mojej dziewczyny) Okropnie mną to poruszyło, chciałem za wszelką cenę udowodnić że nie ma racji i nadal chce, oczywiście nie dam sobie pozwolić na to abym stracił moją wybrankę przez głupie uprzedzenia do ludzi mojej matki, gdyż nie jestem adonisem i za bardzo się w niej zakochałem. Przez moją matkę zaczynam myśleć o samobójstwie ale nie jako o śmierci, tylko jako ucieczce, czasem nie widzę innego wyjścia, w zasadzie doszłoby już do tego, gdyby nie moja dziewczyna. Nie wiem czemu piszę o moich najbardziej prywatnych sprawach na jakimś nieznanym mi w ogóle forum, wyszukanym całkowicie przez przypadek, chociaż w zasadzie, nie mam już kogo o to prosić także proszę was abyście udzielili mi jakichś rad, nie wiem powiedzcie czy to ze mną jest coś nie tego? Czy to wszystko to po prostu przez matkę bo takie mam wrażenie. Mam nadzieje że ktoś to przeczyta, wybaczcie że tyle tego uwierzcie mi że gdybym chciał to by tego było więcej, napisałem o najistotniejszych rzeczach. Pozdrawiam.
×