Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaciekwawiony

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Zaciekwawiony

  1. Ja chyba na pewno po części wiem co czujesz... Sam przechodzę teraz podobną sytuację. Teraz zastanawiam się czy zjedzone 4 ciastka sprowadzą na mnie nieszczęście, że coś złego się wydarzy za sprawą szatana... 3 lub 5 mogły by mnie uratować, i sam myślę teraz czy może jeszcze jedno zjeść... Wiem... takie myśli to schiza i codziennie podejmuje ich setki. Gdy coś robię, nagle w mym umyśle pojawia obraz, że jak to dokończę, zrobię to, coś podobnego się stanie. Ktoś napisał na tym forum, że takie myśli nas ograniczają. Dopiero wtedy zastanowiłem się nad NN głębiej. Nie zliczę ile razy rezygnowałem z czegoś z powodu myśli które mnie nachodzą. Kolejną rzeczą jest samotność. Na swoim przykładzie, i pewnie większości osób chorych na NN, ucieka do samotności, bojąc się braku zrozumienia, czy nawet samego siebie. Podobnie jak Nerwosol24 nie podejdę do dziewczyny i nie "zagadam". Wiem jak w moim przypadku, ona by bardzo pomogła... wystarczy by była. Samotność jest jeszcze gorsza... to właśnie gdy jestem sam więcej myśli przychodzi. Ciężko z nimi walczyć, gdy nawet do nikogo nie można podejść, pogadać przez chwilę(taka jest moja taktyka gdy przychodzą ciężkie myśli). Wiem co prawdopodobnie powiecie: wizyta u psychiatry... Bardzo chciałbym się teraz tam znaleźć, ale boję się, że lekarz jak wysłucha mnie(czasem robie jeszcze gorsze rzeczy...), to wyśle mnie do szpitala. Na koniec dodam, że to jest straszna choroba. Bardzo męczy psychicznie i odbiera optymizm z naszego życia. Życzę wyleczenie z tej choroby wszystkim na nią cierpiącym. P.S. Odnośnie psychiatry... Trzeba mieć skierowanie by zasięgnąć porady?
  2. Ja właśnie mam coś takiego. Jak siedzę sam w pokoju, jest po prostu masakra. Nie można nic zrobić i same bluźnierstwa przychodzą do głowy. Bardzo trudno jest mi się modlić. Wybierając się do Kościoła szykuję się już godzinę przed, mimo, że normalnie kiedyś zajmowało mi to 10 min. Jest tragicznie i brak mi siły by z tym walczyć
  3. A ktoś ma pomysł jak z tym walczyć. Jak w czasie towarzyskiego spotkania nawiedzi Cię NN i co z nią zrobić?
  4. Miałem tak jak mówisz. Tylko trochę się to zmieniło. Miałem obawy, że jak się nie pomodlę, jak nie pójdę do kościoła to coś złego się wydarzy. Przemyślałem to parę razy i postanowiłem tak nie robić. Nie jestem tak bardzo religijny jak kiedyś. Co do układania rzeczy na odpowiednim miejscu, też tak miałem. Teraz mi jest obojętnie gdzie leży(byle na swoim miejscu :). Trochę się od tego uwalnia. Może to tylko iluzja, ale wydaje mi się że jest lepiej. Pozdrowienia
  5. Moim zdaniem jest. Sam jestem przykładem, że ją pokonałem. Byłem "normalny" bez żadnych natręctw, myśli. Po prostu wykonywałem swoje codzienne obowiązki, nie myśląc czasem czy zaraziłem się czymś, czy powinien umyć ręce, choć dotykałem tylko ścierkę kuchenną, czy przez to będę mógł spać, bo zamykając oczy widze same nieprzyjemne myśli. Ja podjąłem walkę i było lepiej. Nie mówcie sobie, że jest nieuleczalna... odbieracie sobie nadzieję, która jest bardzo ważna w leczeniu!!!
  6. Nie przyznam Ci racji Suzuki. My nie jesteśmy chorobą. Jesteśmy chorzy po prostu. Nie radzimy sobie sami z niektórymi czynnościami. To tak samo jak pomagać starszemu człowiekowi, który ledwo co wstaje z łóżka. Tylko, że my mamy podobnie, tylko natury psychicznej. Sam kiedyś pokonałem chorobę na 2 lata. Nie odczuwałem zmuszania się do robienia czegoś, natrętnych myśli. Udało mi się. Przytłumianie natręctw to jeszcze gorsze. Wg mnie to nie jest najlepszy sposób. Próbowałem na sobie. Lepiej ją zaatakować bezpośrednio. Wiem, że... wróci jeszcze... To tak jak grypa. Gdy jesteś słaby wraca. Lecz mam nadzieje i życzę każdemu, aby w tej chwili powiedział sobie: głupota, nie będę tak myślał, tak robił
  7. Jak na początku grudnia dowiedziałem się na co cierpię, wypracowałem sobie sposób by ją pokonać. Mianowicie robiłem wszystko na przekór chorobie(nie ustawiałem rzeczy wg jakiegoś schematu itp). Uderzyć w chorobę i pokazać sobie, że nic się nie stanie jeśli czegoś nie zrobię. Po paru dniach było fantastycznie. Prawie zero oznak choroby. Wreście zaczął pojawiać się uśmiech na twarzy. Zacząłem się świetnie bawić i nadrabiać stracony czas. Jednak tuż po sylwestrze choroba uderzyła z o wiele większą siłą. Mam zok na punkcie religijnym, układania przedmiotów(np. czasem ich nawet nie ruszam, choć mi są potrzebne, by ich nie układać) i teraz właśnie pojawił się na punkcie czystości. Zacząłem się coraz bardziej bać. Nie mogłem się na niczym skupić. Może po prostu się bałem powrotu choroby i przez ten lęk wszystko powróciło. Zbieram siły by jeszcze raz spróbować, by jeszcze raz uderzyć w tą chorobę. Cierpię masakrycznie i wiem co inni przeżywają. Jeśli się teraz poddam, wiem, że będę do końca życia w takim stanie. Trzymajcie za mnie kciuki:)
  8. Mnie nerwica natrctw meczy od 8-9 roku zycia. I sadze ze powstala po tragicznym wydarzeniu. Od tego czasu zaczolem sie bac niektororych rzeczy. Ale jako maly chlopiec nie rozumialem co sie ze mna dzieje. Ten stan sam przyszedl. Na poczatku ten stan byl prawie niezauwazalny. Pozniej zaczal sie poglebiac. I wrescie jak mialem 12-13 lat z obawy ze rodzice powiedza, ze jestem nienormalny stan ten szybko minal. po 2-3 latach powrocila. Poczatkowo w bardzo zawezonym zakresie, wiec nawet nie robilem sobie nic z tego. Pozniej zaczela coraz bardziej sie poglebiac i bylo coraz gorzej. Oczywiscie, mialem takie okresy ze prawie nie bylo tego stanu, a czasem bylo tak, ze nie moglem nic zrobic. Dopiero wczoraj dowiedzialem sie co mi jest. Myslalem ze jestem chory psychicznie... ale widze ze to nie tylko mnie dotyczy... Teraz jest jest jeszcze gorzej. Nie kotroluje juz mysli i mam natrectwa na tle religijnym(jestem czlowiekiem wierzacym). Juz ten stan mam od okolo miesiaca. Z dnia na dzien jest jeszcze gorzej.Wiekszosc rzeczy jakie sobie pomysle prawie natychmiast przechodzi w sfere religijna. Nawet wystarczy juz zwykle ziewanie:( Mysli te sa koszmarne... Nie wiem jak inni to odczuwaja, ale dla mnie to jest koszmar. Dzis nawet nie wychodzilem z pokoju i caly dzien przesiedzialem u siebie w mieszkaniu. Boje sie strasznie Nie pojde do lekarza, nie chce miec "brudnych papierow", boje sie odrzucenia przez ludzi. Nie wiem czy ktos rozumie przez co przechodze...
×