Witam :) Podczytuję sobie wątek od jakiegoś czasu i postanowiłam się odezwać z pytaniem.
Biorę Lexapro 10mg prawie 3 miesiąc. Na początku wydawało mi się, że znalazłam "cudowną pigułkę na całe zło" ;-) Bardzo szybko dostałam endorfinowy kop i wierzyłam, że tak będzie już zawsze. Niestety, mam trochę więcej stersów na uczelni i ostatni tydzień/półtora..hmm nie jest tak różowo. Nie mam co prawda zjazdów nastroju jak przed zaczęciem kuracji. Po prostu jestem jakaś taka zamulona, najchętniej siedziałabym w domu. Zastanawiam się czy to znaczy, że pigułka przestała działać? Lecieć z tym do psychiatry? przeczekać?
Byliście w podobnej sytuacji może i podzielicie się spostrzeżeniami?
Może panikuję, to niby tylko tydzień/dwa "dołka", ale naprawdę...po niemal 6 latach depresji, mam już serdecznie dosyć tego bagna zjadającej mnie nicości. I wiem, że rozumiecie to jak nikt inny.
Pozdrawiam