Skocz do zawartości
Nerwica.com

r

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez r

  1. Mam 28 lat, nie mam dzieci i mieć raczej nie mogę (zresztą to już napisałam). Kiedyś sobie marzyłam że do 27 roku będe miała wszystko poukładane, a teraz niestety to wogóle się nie ziści. Smutno mi jak patrzę na szczęliwe pary, mieszkające samodzielnie, mające, bądź planujące rodzinę. Może to zabrzmi egoistycznie, ale ja na takie życie nie prędko będę miała szansę. Wiesz sam problem nie leży w szukaniu pracy (czy jej posiadaniu w moim przypadku) dla mnie problemem jest sama praca, gdyż zdrowie nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Lekarze planują kolejną operację kręgosłupa, rekonwalescencja trwa około roku. Ja już tak nie chcę żyć, z myślą że mam mieć kolejne operacje, chodzić lub nie chodzić, nie wiem czy zdajesz sobie sprawę jak to jest nie spać od 12 lat na plecach (wogóle), spać tylko na boku zwiniętym w kłębek. Budzisz zwalony po całej nocy, nie mogę wykonywać prozaicznych czynności: iść do sklepu oddalonego o 500m, muszę siadać, albo zagryzam zęby z bólu. Jak pracowałam trzeba ściemniać że nic ci nie jest (pomimo że każdy widzi że cierpisz) nie można powiedzieć że jestem niepełnosprawny bo stracisz pracę. W autobusie dwóch chłopaków mnie wyśmiało jak poprosiłam o miejsce, już więcej tego nie zrobię, mimo iż ledwo stoję. Po mnie wogóle nie widać że coś mi jest. Niby dobrze, ale dla zusu jestem zupełnie zdrowa. Bo nie widać......... Po mojej mamie jak umierałam na tydzień przed śmiercią też nie było widać że jest aż tak chora.
  2. Bardzo Ci dziękuję za te miłe słowa. Oczywiście jest tak że każdy swoje problemy czy też porażki uważa za najprzykrzejsze. Wiem że dużo też w życiu spotkało mnie dobrego, ale w tej chwili nie działa to na mnie kojąco. Ja jestem pesymistą, zawsze szklanka dla mnie jest w połowie pusta. Chociaż od jednej pani w spitalu kiedyś usłyszałam mądrą myśl: Iż ja jestem raczej realistą, działam asekuracyjnie, wolę być mile zaskoczona, niż niemiło rozczarowana" Myśle że jest w tym dużo prawdy. Najbardziej przytłacza mnie perspektywa niepewnego macieżyństwa. Gdyż lekarze mówią iż całą ciążę będę musiała leżeć a poród trzebaby było wywołać w 6 miesiącu. W związku z tym istnieje niebezppieczeństwo wad rozwojowych u dziecka, a ja nie chcę skazywać maleństwa na cierpienia. Adopcja; wiele osób mi to radzi, ale trzeba spełniać bardzo restrykcyjne warunki ekonomiczne, już się dowiadywałam. Mimo wszystko zanim się podejmie decyzję o adopcji każdy chce spróbować wszelkich środków by mieć dziecko swoje, coś z siebie, taką cząstkę siebie. Ale to pokaże życie, na razie szukam pracy, by móc rodzinie zapewnić jako taki byt. Bardzo Ci jeszcze raz dziękuję za te słowa otuchy, bije z Ciebie mnóstwo optymizmu, jest bardzo kojące, czuję się lepiej. W moim otoczeniu znajomi nie potrafią obrać pewnych sytuacji tak w słowa, jakie czytam na tym forum. Dziekuję
  3. To jest moja wypowiedź z innego tematu na tym forum, napisałam ją jeszcze raz by się z Wami podzielić moją sytuacją. Wiem że pewnie każdy tak mówi, ale po krótce przybliżę swoją sytuację: Wszystko się zaczęło sypać ok 10lat temu, wówczas moja mam była już w zaawansowanej chorobie nowotworowej, wkrótce zmarła, ja miałam za 4 miesiące maturę (presja rodziny - ojca , babci - że muszę zdać bo renta i inne takie rzeczy jak wstyd, co ludzie powiedzą) babcia do niedawna mnie obwiniała za śmierć mamy, nie wiem czemu...... To straszne zamiast służyć dobrym słowem, to awsze miała do mnie jekieś pretensje i zarzuty. maturę zdałam , skończyłam studia. Wyszłam za mąż i trzy tygodnie po ślubie poszłam do szpitala na drugą operację kregoslupa (wcześnij jeździłam po Polsce po różnych lekarzch, gdyż żaden nie chciał się podjąć, bojąc się że mnie sparaliżuje. Trzy tygodnie po ślubie poszłam na operację i jak się okazało lekarz który mnie operował 15 lat temu, nie ma pojęcia o wstawianiu śrub i prętów w kregoslup. Tego samego dnia się wypisałam (mając w pamięci że poprzednią operację troszeczkę mi popsuł, więc nie chciałam być królikiem doświadczalnym), wybłagałam innego lekarza żeby spróbował mnie zoperować, jest najlepszy w Polsce, zgodził się, w szpitalu lezalam 2 miesiące przed operacją, co tydzien mi ją przekładano (siadała mi psychika, już nie miałam siły się co tydzien nastawiać na operację) lekarze kazali mi się nastawić na najgorsze; paraliż i nawet śmierć, operacja trwała 8 godzin, chodzę- super, bo z tym stopniem wady już się nie chodzi. Miesiąc później zus zabral mi rentę po mamie, bo nie uwierzył że jestem chora, zostałam bez środków do życia i ubezpieczenia (byłam wowczas w gipsie i nie mogłam w ogole siedziec , nawet w ubikacji, ale dla zusu było wszystko ok. pozwałam zus do sądu, po 1,5 roku wygrałam. Ale przez ten okres musiałam sobie jakos radzic maz zarabial 700zł, z czego rachunki u mojego ojca wynosiły 500. Oczywiście nie mógł wspaniałomyślnie powiedzieć że skoro mam tak cięzka sytuację to żebym mu nie płaciła. Jedzenie oczywiście mamy swoje, plus rachunki u ojca, bo z nim nadal mieszkamy. Mama mojego męża również zagarnęła rentę po jego tacie i nie można było na to wpłynąć. Chora sytuacja. Obecnie, ja szukam od 3 miesięcy pracy, pies zachorował na raka, ja prawie to pewne , nie mogę mieć dzieci, ze względu na kregosłup. I nie pociesza mnie fakt że inni mają gorzej, ponieważ w swoim środowisku nie znam pary która ma taką beznadziejną sytuację. Ja mam bóle takie jak przed operacją (stanie 10min, siedzenie 2h) w pracy na prawdę zagryzałam zęby z bólu, nie mogę już brać morfiny (którą brałam tylko w domu , ponieważ działa psychotropowo i w pracy nie mogłam brać) jestem juz tak bardzo uczulona, że lekarz zabronił mi ją brać gdyż mogę dostać zapaści, na inne leki, albo nie działją, albo mam uczulenie. Od tygodnia chodzę do psychologa, ocenił że mam lekką depresję prawdopodobnie od kilku lat. Nieraz myślałam o samobójstwie , ale za bardzo się boję, poza tym nie chcę stracić tego czego jeszcze nie przeżyłam i nie widziałam. Generalnie jest mi smutno, jestem przygnębiona, ale jeszcze walcze. Chodzę na rozmowy, nawet przechodzę do 2 etapów rozmów w sprawie pracy. Czyli nawet nieźle. Ale ja już nie mam siły.............po prostu, już nie mogę. pa pa (dop*DA)r załozyłeś już temat w którym opowiadasz swoja historie....jest ponizej, wiec dopisz sie do niego a nie zakładasz nowy wątek..... http://www.forum.nerwica.com/nie-mam-si-wypompowaam-si-podobno-mam-depresj-vt5174.html Dlatego zamykam!!!
  4. Bardzo Ci dziękuję za odpowiedź, to nie jest takie proste, niestety. Wiem że pewnie każdy tak mówi, ale po krótce przybliżę swoją sytuację: Wszystko się zaczęło sypać ok 10lat temu, wówczas moja mam była już w zaawansowanej chorobie nowotworowej, wkrótce zmarła, ja miałam za 4 miesiące maturę (presja rodziny - ojca , babci - że muszę zdać bo renta i inne takie rzeczy jak wstyd, co ludzie powiedzą) babcia do niedawna mnie obwiniała za śmierć mamy, nie wiem czemu...... To straszne zamiast służyć dobrym słowem, to awsze miała do mnie jekieś pretensje i zarzuty. maturę zdałam , skończyłam studia. Wyszłam za mąż i trzy tygodnie po ślubie poszłam do szpitala na drugą operację kregoslupa (wcześnij jeździłam po Polsce po różnych lekarzch, gdyż żaden nie chciał się podjąć, bojąc się że mnie sparaliżuje. Trzy tygodnie po ślubie poszłam na operację i jak się okazało lekarz który mnie operował 15 lat temu, nie ma pojęcia o wstawianiu śrub i prętów w kregoslup. Tego samego dnia się wypisałam (mając w pamięci że poprzednią operację troszeczkę mi popsuł, więc nie chciałam być królikiem doświadczalnym), wybłagałam innego lekarza żeby spróbował mnie zoperować, jest najlepszy w Polsce, zgodził się, w szpitalu lezalam 2 miesiące przed operacją, co tydzien mi ją przekładano (siadała mi psychika, już nie miałam siły się co tydzien nastawiać na operację) lekarze kazali mi się nastawić na najgorsze; paraliż i nawet śmierć, operacja trwała 8 godzin, chodzę- super, bo z tym stopniem wady już się nie chodzi. Miesiąc później zus zabral mi rentę po mamie, bo nie uwierzył że jestem chora, zostałam bez środków do życia i ubezpieczenia (byłam wowczas w gipsie i nie mogłam w ogole siedziec , nawet w ubikacji, ale dla zusu było wszystko ok. pozwałam zus do sądu, po 1,5 roku wygrałam. Ale przez ten okres musiałam sobie jakos radzic maz zarabial 700zł, z czego rachunki u mojego ojca wynosiły 500. Oczywiście nie mógł wspaniałomyślnie powiedzieć że skoro mam tak cięzka sytuację to żebym mu nie płaciła. Jedzenie oczywiście mamy swoje, plus rachunki u ojca, bo z nim nadal mieszkamy. Mama mojego męża również zagarnęła rentę po jego tacie i nie można było na to wpłynąć. Chora sytuacja. Obecnie, ja szukam od 3 miesięcy pracy, pies zachorował na raka, ja prawie to pewne , nie mogę mieć dzieci, ze względu na kregosłup. I nie pociesza mnie fakt że inni mają gorzej, ponieważ w swoim środowisku nie znam pary która ma taką beznadziejną sytuację. Ja mam bóle takie jak przed operacją (stanie 10min, siedzenie 2h) w pracy na prawdę zagryzałam zęby z bólu, nie mogę już brać morfiny (którą brałam tylko w domu , ponieważ działa psychotropowo i w pracy nie mogłam brać) jestem juz tak bardzo uczulona, że lekarz zabronił mi ją brać gdyż mogę dostać zapaści, na inne leki, albo nie działją, albo mam uczulenie. Od tygodnia chodzę do psychologa, ocenił że mam lekką depresję prawdopodobnie od kilku lat. Nieraz myślałam o samobójstwie , ale za bardzo się boję, poza tym nie chcę stracić tego czego jeszcze nie przeżyłam i nie widziałam. Generalnie jest mi smutno, jestem przygnębiona, ale jeszcze walcze. Chodzę na rozmowy, nawet przechodzę do 2 etapów rozmów w sprawie pracy. Czyli nawet nieźle. Ale ja już nie mam siły.............po prostu, już nie mogę. pa pa
  5. Witam wszystkich; nie mam już sił nawet na pisanie tego maila, od 3 miesięcy szukam pracy, w końcu zgłosiłam się do psychologa, bo już trochę sobie nie radzę. Od 10 lat mam rzucane kłody pod nogi (oczywiście są też w moim życiu chwile radosne, ale za chwilę jest kłoda, i znowu się wszystko wali) niejednokrotnie myślałam o sambójstwie, ale za bardzo się boję, poza tym potencjalny samobójca o tym nie mówi tylko planuje w samotności, ja zaś gadam na wszystkie strony, trochę w formie żartu, ale.......w głębi wiem co myślę na ten temat
×