Skocz do zawartości
Nerwica.com

solounsonador

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia solounsonador

  1. Dziękuję za Wasze opinie i pomimo, że wróżą nienajlepiej to super, że ktoś podał też swój punkt widzenia.... @jansol "Z tego co Pisałeś to widzę to Ona lubi mieć zawsze przy sobie koło ratunkowe (w razie czego) - Zauważ sytuacja się powtarza , kiedy się poznaliście ona już kogoś miała , ta obecna sytuacja jest podobna. " - właśnie tego się boję, że teraz zbliży się do niego na tyle, że ktoregoś dnia powie mi, że nie możemy być razem. Z jednej strony rozumiem, że w wielu kwestiach jakie przytoczyłem, nasze relacje są obłędem a z drugiej ciężko mi przyzwyczajać się do wizju naszego rozstania. To naprawdę niełatwa sytuacja, mam nadzieję, że dzięki tym odpowiedziom będzie mi łatwiej dalej działać właściwie i w zgodzie ze sobą...
  2. Jak najbardziej mi zależy, tylko co mogę zrobić? Zakazać nie mogę, staram się być asertywny i mówię, że każdy ma znajomych i akceptuję to, że się przyjaźnicie. Mam wracać i jej pilnować i tak całe życie? Mogę zaufać i obudzić się z ręką w nocniku jeśli sie myliłem i z kimś poczuła się lepiej niż ze mną... Zastanawiam się. Poza tym nie wiem co myśleć o tych jej tekstach niby szczerych a jednak bolesnych...
  3. Witam, Zakładam nowy temat, bo jak sądzę ciężko dołączyć mój problem do innego konkretnego wątku. Uprzedzam, że mogę się rozpisać, ale to jedyny sposób, żeby opisać sytuację z każdej strony i możliwie obiektywnie. Sytuacja wygląda tak, że 2 lata temu poznałem dziewczynę, która chodziła do tego samego klubu sportowego co ja, tyle, że sporadycznie. No i pewnego razu zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, ale nie było wielkiej chemii ani też fajerwerków. Po paru tygodniach sporadycznych widywań na treningach, napisała do mnie pytając o jakieś informacje odnośnie ceny za te treningi, ale nie to jest istotne. Od tego czasu rozmawialiśmy prez gg dość sporo, nawet parę razy przez telefon. Przynaję, że doskonale się z nią dogadywałem i właściwie wszystko zmierzało ku dobrej znajomości, ale nie głębszej z tego względu, że miała chłopaka. Natomiast po około miesiącu, okazało się, że ma problem ze swoim facetem, nie dogadują się i generalnie sytuacja jest napięta. Starałem się ją jakoś wspierać dobrym słowem i szczerą radą a nie na "odwal się". Po następnych dwóch miesiącach on odszedł od niej bez słowa. I dalej poza rozmowami, pocieszałem ją, tyle tylko, że tym razem po rozstaniu z facetem. Nie było łatwo bo ona jest bardzo uczuciowa i wyjątkowo wszystko przeżywa. Nie pamiętam dokładnie, ale mnóstwo czasu poświęciliśmy wspólnym rozmowom i po paru miesiącach pełnych płaczu, stanów depresyjnych, myśli samobójczych udało mi się przekonać ją, że ten świat jest jednak piękny-sam w sobie. Gwoli wyjaśnienia, robiłem to w stu procentach bezinteresownie, jedynie mając nadzieję na dobre kontakty koleżeńskie, bo sam mając perspektywę wyjazdu z Polski na dłużej, nie chciałem się w nic pakować. Poprosiła mnie o spotkanie na 2 miesiące przed moim wyjazdem. Powiedziała, że potrzebuje rozmowy ze mną na żywo i wsparcia. Spotkaliśmy się raz, drugi, trzeci aż w końcu powiedziała, że jest jej szalenie dobrze u mojego boku i ciężko jest jej z wizją mojego wyjazdu. Natomiast po wielu rozmowach, zdecydowała i ja zdecydowałem razem z nią, że będziemy próbowali utrzymywać kontakt na odległość i widywać się raz, może dwa razy w miesiącu na parę dni. Od tamtego czasu do dzisiejszego dnia minął rok. Przyznaję, że były chwile słabości i zwątpienia ale też i chwile radości i cudownych powrotów. Pomimo jej słabości i potrzeby bliskości, zdecydowała się na taki układ a przynajmniej obiecała, że spróbuje. I to cenię, chyba w niej najbardziej. W czasie naszego związku wspominała parę razy o swoim poprzednim partnerze, który ją zostawił bez słowa wyjaśnienia i zdarzało się jej porównywać mnie do niego, i tutaj bez niespodzianki-nie bylem zbytnio do niego podobny w kwestii charakteru. Parę razy rzuciła bolesne stwierdzenia w stylu "tylko on mnie rozumiał", "on to wiedział" i tym podobne. Powiedziałem, jej otwarcie, że szanuję jej stratę i uczucie jakie do niego jeszcze trochę żywi, ale nie jest miła w tego typu stwierdzeniach. Powiedziała, że postara się to ograniczyć i zapominać o nim a przynajmniej nie rozpamiętywać tego przy mnie. Wszystko było ok, do czasu kiedy nie pojechaliśmy ze znajomymi na sylwestra w góry. Pomijam fakt, że upiła się i kleiła lekko do innych facetów niespecjalnie zauważając mnie tam, to o północy napisała smsa do swojego bylego, że go kocha. Rano, kiedy sama zapytała co działo się poprzedniej nocy a ja opowiedziałem to po krótce-usłyszałem tylko "przepraszam". Uznałem, że bywa różnie, zależy mi, postaram się być wyrozumiały więc zacisnąłem zęby i nie było więcej rozmowy. W czasie naszych relacji były epizody typu: nieuzasadniona podejrzliwość, poddawanie wątpliwości mojego uczucia do niej, egoistyczne i uszczypliwe komentarze...Staram się ją zrozumieć, natomiast czasami jest mi naprawdę ciężko. Dla przykładu zdarza jej się mówić, że to jest jej życie i nie obchodzi ją co inni myślą i zrobią w tym pewnie także ja. Poza tym opieprza mnie jak coś powiem odrobinę dosadniej a mnie porafi ppowiedzieć tak, że się odechciewa, ale oczywiście tylko ja jestem winien. Zwyczajnie, czasami mam wrażenie, że egoizm przez nią przemawia dość silnie... A teraz ostatni epizod i jednocześnie konkluzja mojego wywodu. Ostatnio wyjechała na narty za granicę, pracować jako instruktor i uczyć dzieci. I poznała tam jakiegoś gościa 2 lata młodszego czyli 21 lat. Napisała mi smsa jeszcze z tego wyjazdu, że jakiś chlopak sie w niej zakochal i opowie mi o wszystkim po powrocie. Ja, cierpliwie wyczekałem do końca wyjazdu i jak wrociła pogadaliśmy przez telefon i zapytałem jak to było z tym gościem. Powiedziała, że jakiś chlopak się zakochał w niej i tyle. Parę minut później dowiedziałem się, że buchnął jej zdjęcie legitymacyjne bez jej wiedzy oraz branzoletkę po to, żeby była okazja do ponownego spotkania. Na to ja pytam się czy ma ochotę się z nim spotkać a ona mówi, że chyba nie, najwyżej kupi sobie nową. Powiedziała mi, że chce być ze mną fair i dlatego mówi mi o tym wszystkim otwarcie i owszem to doceniam i myślę, że jest to miara uczucia. Parę dni później rozmawialiśmy o nim raz jeszcze i ja powiedziałem, że to chyba jest dziecinne zachowanie, żeby zabierać coś wbrew drugiej osobie tylko po to, żeby się z nią również zobaczyć. W tym samym momencie pomyślałem, że jesli to miłość to różne rzeczy się robi...No ale jak powiedziałem, że mnie się takie zachowanie nie podoba i, że nie powinna dawać sobą rządzić to usłyszałem, że ona go bardzo lubi i będzie się z nim spotykać. Zamilkłem. Powiedziała mi, że on bardzo się zalecał do niej na tym wyjeździe, ale nie mógł dopuścić do siebie myśli, że ona nie jest wolna. Po paru następnych dniach znów o nim usłyszałem i tym razem było to: "uwielbia te same filmy co ja", "doskonale się z nim rozumiem", "było mi z nim dobrze". W paru następnych zdaniach powiedziała m.in. "nie chcę Cię martwić, ale on jest blisko...". Po tym stwierdzeniu powiedziałem co o tym myślę, czyli że to nóż w plecy dla kogoś kto czeka na drugą osobę za granicą, odlicza dni i czeka na wspólne chwile, żeby powiedzieć mu, że jest ktoś kto "jest blisko". Sprawa stanęła na ostrzu noża, ale wytłumaczyła się, że ta szczerość z uczucia do mnie i, że to że się z nim przyjaźni nie znaczy, że ją stracę. Nawet powiedziała, że jeśli on będzie nachalny to ona sama zrezygnuje nawet z przyjaźni z nim...Tyle, że on mieszka blisko tego miasta co ona i bywa tam czesto a ja jestem, 1200km dalej. A teraz konkluzja. Nie urodziłem się wczoraj i wiem, czym taka sytuacja grozi, natomiast chciałem się Was poradzić, czy powinienem się faktycznie niepokoić? Czy szczerość i mówienie wszystkiego prosto z mostu, także o innych to objaw szczerości czy raczej uprzedzania, że coś wisi w powietrzu i "nie bądź zdziwiony jak się rozejdziemy"? Dodam, że ona jest osobą delikatną i potrzebuje wyjątkowo bliskości i, jak sama mówi, "ciężko jest jej odmówić" w wielu kwestiach. Zastanawiam się ile jeszcze wytrzymam słuchając jaki to on jest wspaniały i ma czego ja nie mam a później, że to jej szczerość w stosunku do mnie. Czy to ja jestem przewrażliwiony czy stwierdzenie w momencie pojawienia się jakiś różnic charakteru czy poglądów "napewno jeszcze bedzie w moim zyciu taki facet ktoremu sie bedzie we mnie wszystko podobalo" jest lekko poniżej pasa? Proszę powiedzcie co o tym sądzicie, żebym mógł w miarę obiektywnie spojrzeć na sytuację bo ze swojego punku widzenia nie mogę mieć pewności, że jest to właściwa ocena. Jestem daleko i jedyne co mi pozostaje to jej ufać, ale obawiam się, że jeśli odpukać coś między nimi wyjdzie to pózniej usłyszę tylko: "przecież od początku Ci mówłam, że się doskonale rozumiemy" i tyle. No nic, podziwiam i dziękuję tym, którzy dotrwali do końca tego postu;) Proszę o Wasze sugestie, przemyślenia w tej sprawie? Pozdrawiam, W
×