Ja się boję śmierci panicznie - to największy i najokropniejszy mój lęk, który odczuwam coraz silniej, od wielu wielu lat.
Lęk, który towarzyszy mi w każdej minucie każdego dnia, który mogę zagłuszyć tylko alkoholem albo snem (kiedy w końcu usypiam).
Lęk który przeszkadza mi żyć i który sprawia, że muszę ze sobą coraz bardziej walczyć żeby "normalnie" egzystować, bo coraz silniej się z życia wycofuję i jestem coraz bardziej przerażona i zmęczona (samym lękiem i jemu współtowarzyszącym stresem i napięciem).
Boję się tego że śmierć zjawi się znienacka, nieoczekiwanie, że uderzy tak, że nie będę mieć możliwości żadnej obrony czy ucieczki (co samo w sobie jest oczywiście nielogiczne - bo to przed chorobą czy katastrofą można ewentualnie uciec, ale przed śmiercią się nie da - bo jak - to ostateczność).
Przeszłam kiedyś przez etap dość zaawansowanej hipochondrii, teraz generalnie nie trzęsę się przy każdym bólu, wysypce czy np. zawrotach głowy - dość sobie z tym radzę (choć i tak się muszę uspokajać - powtarzać sobie że to zwykły ból, który zaraz minie itp).
Ale niestety mój lęk przeszedł w stopień bardziej zaawansowany - teraz się boję dużo więkzsej ilości czynników które mogą spowodować potencjalną śmierć. COdziennie po wiele razy przeglądam różne fora i wiadomości z kraju i ze świata żeby np. sprawdzić czy czasem gdzieś nie wybuchła epidemia, albo nie wystrzelono do nas rakiety z bombą. Codziennie, w każdym drobiazgu czy najgłupszej czynności widzę potencjalną możliwość spowodowania zagrożenia, które może zakończyć się śmiercią. Nie mogę już tego znieść.
Teraz na przykład boję się że coś zaraz uderzy w mój dom i mnie zabije, albo że mam sepsę bo mnie boli gardło.
Idiotyczne i śmieszne. Wiem. A równocześnie chyba nie wiem, bo jestem autentycznie przerażona.