Skocz do zawartości
Nerwica.com

Kiju

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Kiju

  1. A czy jak byłeś na tym pogotowiu ktoś sprawdzał ci poziom elektrolitów?? Ja miałem podobne objawy, tułałem się po różnych lekarzach przez pół roku, lądowałem w szpitalu z wyokim ciśnieniem i z tachykardią, a z badań wychodziło mi tylko że mam odrobinę obniżony poziom potasu i żelaza, nikt nie potrafił powiedzieć dlaczego. Dopiero po jakimś czasie trtafiłem do psychiatry który wyjaśnił mi że moje porblemy biorą się z moejej nerwicy, która polegała na ciągłej próbie wzięcia głebokiego oddechu..... dzisiaj lecze sie effectinem i czuje się coraz lepiej
  2. Jestem tu nowy więc witam wszystkich. Chciałem wam opisać mój przypadek...może ktoś miał podobne dolegliwości i będzie w stanie mi pomóc. Moje problemy z oddychaniem pojawiły się w marcu tego roku. Po obronie pracy inżynierskiej trochę za dużo imprezowałem i wydaje mi się że z tego powodu zaczęły się moje problemy.Któregoś dnia obudziłem się w nocy z tętnem 160, na początku nie wiedziałem co mi jest....chodziłem po pokoju nie mogąc usiedzieć na miejscu, po jakimś czasie uspokoiłem się i zasnąłem z powrotem. Kilka dni później miałem kolejny atak i tym razem czułem się już fatalnie,wydawało mi się że umieram, trafiłem na ostry dyżur gdzie po przepadaniu stwierdzono u mnie tętno około 150 i ciśnienie 180/130. Okazało się że mam za niski poziom potasu który został uzupełniony kroplówką. W tym samym czasie pojawiło się u mnie uczucie niemożności wzięcia głębokiego oddechu. I problem z tym oddechem mam do dziś. Robiłem wszelkie możliwe badania, byłem u kardiologa, internisty, laryngologa, gastrologa, endokrynologa, alergologa.....i nic. Miewałem takie dni że leżałem cały dzień w domu, nie miałem ochoty na nic, żyć mi się odechciewało, normalnie jak warzywo, po jakimś czasie dolegliwości trochę ustąpiły, z tym płytkim oddechem nauczyłem się żyć i było nawet tak dobrze że w wakacje wyjechałem z polski na 4 miesiące za ocean. W usa raz było lepiej raz gorzej ale ogólnie czułem się dobrze a z płytkim oddechem nauczyłem się żyć, chociaż stwarzał mi on wiele problemów. Horror zaczął się w październiku kiedy to wróciłem do Polski. Zacząłem mieć problemy z przełykaniem, dławiłem się , moje duszności się pogłębiły, nie mogłem nic jeść, przez okres dwóch miesięcy schudłem 15 kilo, nie wiedziałem co się ze mną dzieje, znowu trafiłem na ostry dyżur z przyśpieszonym biciem serca i znowu okazało się że mam odrobinę za niski poziom potasu. Kolejny raz dostałem kroplówkę i zostałem odesłany do domu. Po tej ostatniej przygodzie nie wiedziałem już co mam robić, zacząłem wątpić że jakikolwiek lekarz może mi pomóc, pojawiły się u mnie lęki, i straszliwy dół i myśli że już chyba nigdy z tego nie wyjdę, trafiłem kolejny raz do internisty który jak mnie zobaczył wezwał mi karetkę i wysłał do szpitala z podejrzeniem krwawienia z żołądka. Wywnioskował to chyba z tego że byłem blady jak śmierć i miałem obniżony poziom potasu i żelaza we krwi, na pogotowiu popukali się w czoło, zrobili jakieś podstawowe badania ( morfologia, gastroskopia) i odesłali do domu. Krwawienie okazało się błędną diagnozą a to oczywiście był dla mnie kolejny stres. Po tej ostatniej wizycie rodzicie załatwili mi spotkanie z ordynatorem jednego z wrocławskich szpitali i dopiero on stwierdził że wszystkie moje problemy mogą się brać z nerwic. I tak trafiłem do psychologa. Chodzę do niego od miesiąca, na początku brałem sulpiryd i objawy takie jak dławienie i totalny dół minęły (znowu mogę normalnie jeść) niestety problemy z oddychaniem nie minęły, więc dwa tygodnie temu zacząłem brać efectin 75. Biorę ten lek 14 dni i narazie wielkiej poprawy nie odczuwam, ale zacząłem normalnie prowadzić życie towarzyskie co i tak jest dla mnie sukcesem. Problemy z wzięciem głębszego oddechu pozostały ale jestem dobrej myśli..... Jeśli z spojrzeć na moje problemy zdrowotne z dystansu, co próbowałem zrobić z moim psychologiem jest jeszcze jeden fakt który mógł mieć wpływ na moje nerwy. Otóż zanim to się wszystko zaczęło, w lutym trafiłem do szpitala ze skręconym stawem skokowym, po prześwietleniu nogi okazało się że mam jakieś zwyrodnienie na piszczelu. Pani stażystka na pogotowiu oznajmiła mi że jej to wygląda na raka i poradziła żebym pilnie skontaktował się z poradnią onkologiczną. Umówiłem się na następny dzień, ale spróbujcie sobie wyobrazić jaką miałem noc czekając na tą wizytę. Czekając w poczekalni myślałem że zemdleje ze stresu, a jeszcze przede mną wyszła z gabinetu zapłakana matka z córka...... Po wizycie okazało się że nic mi nie jest a to tylko jakaś anomalia. Podsumowując chciałem na koniec napisać że czasami niedoświadczony lekarz może więcej zaszkodzić niż pomóc. Sam czasem zastanawiam skąd to się wszystko wzięło i dlaczego ale do końca pewnie nigdy się nie dowiem :) Pozdrawiam wszystkich i przy okazji życzę spokojnych i wesołych świąt :)
×