Mam nadzieje ,ze nikt nie wywali mojego posta w zwiazku z brakiem polskich liter badz przez to ze poruszylem temat juz przez kogos poruszony. Jestem tutaj bo chyba potrzebuje pomocy....kilka dobrych lat minelo odkad mam problem. Mam nadzieje ,ze ktos tutaj zdola mi przynajmniej wskazac jakas sensowna droge do przynajmniej zminimalizowania moich problemow ze soba. Jestem mlodym dwudziestoparo letnim facetem...podobno przystojnym i podobno szczesciarzem...mowie podobno bo kilka lat wstecz sam myslalbym o sobie w ten sposob. Jestem facetem wiec niezwykle ciezko przyznac mi sie do wlasnych umlonosci tym bardziej takich o ktorych chcialbym tutaj mowic. Prosze o wyrozumialosc jesli zlame w ktoryms momencie zasady forum i o pouczenie mnie. Pozdrawiam wszystkich!!!!
-- 08 lut 2011, 11:45 --
Moj problem zaczal sie wlasciwie od momentu ukonczenia szkoly sredniej. Wtedy to poszedlem na studia z ktorych po roku zrezygnowalem....zrezygnowalem bo zaczalem cierpiec na nerwice lekowa. Pewnie to charakterystyczne w schorzeniu tego typu ze boje sie wyjsc z domu i spotykac ludzi....otoz nie do konca tak bylo. Nie balem sie wyjscia z domu. Balem sie ze nigdy z niego nie wyjde. 10 razy w ciagu 6 miesiecy robilem przemeblowanie. Kiedy bylem na uczelni nie moglem sie skupic na niczym bo nie moglem poprostu tam wysiedziec. A ludzie byli naprawde wporzadku kazdy to rozumial...wiec nie spotkaly mnie zadnej nie przyjemnosci z tego powodu ,kiedy np w polowie zajec wychodzilem i wracalem za 2 godziny. Ale nie moglem tak dalej ciagnac bo moje studiowanie nie dawalo zadnych efektow. Studiowalem Filologie Angielska na ktorej trzeba niestety ostro ryc!a ja nie potrafilem sie skupic na poskladaniu roweru w calosc....Rzucilem studia i wrocilem do domu....bez pracy bez przyjaciol w dodatku rodzice nie rozumiejac mojego problemu robili mi same wyrzuty ze rzucilem studia i nie mam pracy....Wkoncu ja znalazlem ale w ciagu roku trzy razy prace zmienialem...ale nie dlatego ze mialem z nia problemy...poprostu takie mamy czasy i taka jest sytuacja na rynku pracy. Po roku udalo mi sie znalezc (tak mi sie wtedy wydawalo)bardzo dobra prace i dobrze platna. W rzeczywistosci praca byla i jest ok(poniewaz dalej pracuje w tym miejscu). Place tez ok jakos daje rade. Wrocilem na studia z tym ze zaocznie tez na Filologie. I wszyscy uwazaja ze jestem jakis mega zaradny bo znalazlem dobra prace w malutkim miescie gdzie wiekszosc ludzi w moim wieku to bezrobotni a reszta ma bogatych tatusiow. Ze sam oplacam studia daje sobie rade itd. Przez te kilka lat nie zmienilo sie nic.....ja dalej nie potrafie sie cieszyc zyciem. Myslalem ze kolorowe zabawki cos zmienia ale jest jeszcze gorzej. Bo jak cieszyc sie czyms tak nie materialnym jak zapach powietrza wiosna czy piekna pogoda kiedy masa zabawek wydaje sie nudzic i nic nie cieszy? Jak sie cieszyc zyciem nie potrafiac sie cieszyc drobnostkami?jestem muzykiem. Kiedys kochalem grac a dzisiaj.....nie czuje takiej potrzeby....to jest straszne...Pomyslicie...koles z pokolenia EMO...ja kochalem zycie i kochalem kazdy jego najdrobnieszy szczegol!!a teraz uwazam ze jestem nikim ze niczego nie osiagne i to akurat w momencie kiedy pojawiaja sie szanse....Stalem sie jak maszyna....nie mam uczuc. W ciagu zeszlego roku mialem 4 wspaniale dziewczyny i do zadnej nie potrafilem nic poczuc!!one mnie kochaly a ja nie potrafilem sie tym ani cieszyc ani tego odwzajemnic....czuje sie przez to jak bydlak..co potwierdza moja teze ze najlepiej jakbym wracajac z pracy rozbil sie na jakims drzewie.....