Skocz do zawartości
Nerwica.com

Sagittarius

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Sagittarius

  1. Witam wszystkich. Wiem, że takich tematów tu były tysiące, jednak chyba potrzebuję słów wsparcia skierowanych bezpośrednio do mnie... Zacznę od początku. Zawsze byłem osobą nerwową i zestresowaną, paznokcie pożerałem od niepamiętnych czasów. W szkole byłem obiektem drwin ze względu na niezbyt zamożne pochodzenie i że byłem nieco gruby. Taka fobia społeczna od czasów szkoły została mi do teraz, a mam 26 lat. Od zawsze również zamartwiałem się o zdrowie mojej rodziny, szczególnie babci z którą jestem bardzo związany, ale nigdy szczególnie nie zamartwiałem się o swoje własne zdrowie, bo czułem się generalnie dobrze, albo wiedziałem, że coś wynika z nerwów/stresu. Później miałem swoją pierwszą dziewczynę, z którą się nie ułożyło, mocno przeżyłem to rozstanie, w międzyczasie zmieniłem kierunek studiów i myślałem, że życie mi się wali, ale wziąłem się w garść i naprawdę nieźle się ogarnąłem. Przez pewien czas nawet leczyłem się psychiatrycznie zażywając Andepin na taką nerwowość i rozdrażnienie i lekkie stany depresyjne. Po tym przez kilka lat nie zamartwiałem się aż tak, miałem nieco wyższą samoocenę, studiowałem 2 kierunki i pracowałem, miałem nieustanną chęć rozwoju. Rok po roku pochowałem moich dziadków, co trochę wpędziło mnie w takie myślenie o chorobach i śmierci. Cały koszmar związany z moim obecnym stanem zaczął się w październiku ubiegłego roku i to można powiedzieć przez własną głupotę. Gdy wszedlem do wanny zobaczyłem na dużym palcu u nogi czarno-bordową pręgę na niemal całą szerokość palca. Pomyślałem, że pewnie to krwiak po squashu lub piłce na której byłem niedawno. Zaczął odchodzić paznokieć, ale pod spodem był drugi (paznokcie często mi odchodziły prze granie w piłkę i to się zdarzało), jednak ta pręga była ewidentnie jeszcze pod spodem. Oczywiście, pierwsze co zrobiłem wpisałem co to może być w internet i tu nie ma chyba zaskoczenia, że wyskoczył mi czerniak złośliwy i zostało mi parę tygodni może miesięcy życia... Byłem w takim stresie, że nie wiedziałem co mam robić. Przez kilka dni ludzie w pracy oraz obecna narzeczona pytali mi się co mi się dzieje, oczywiście mówiłem, że nic wszystko w porządku i starałem się z całych sił przy nich zachowywać normalnie. Nie mogłem się kompletnie na niczym skupić, byłem w takich nerwach i w dalszym ciągu dzień w dzien pisałem nowe zapytania do google co to może być.. Zamiast głupi pójść do lekarza, który pewnie od razu by mnie uspokoił. Czekałem 2 tygodnie w takim stanie i obserwowałem co się będzie z tym działo, bo przeczytałem w internecie, że jak się będzie przesuwało wraz ze wzrostem paznokcia to oznacza krwiaka, a jak nie to.. czerniak. Po dwóch tygodniach euforia, ogromny kamień spadł z serca zauważyłem, że ta pręga nieco się przesunęła do góry. Będę żył! Powiedziałem w końcu tylko narzeczonej co odwalałem przez te 2 tygodnie i czym to było spowodowane. Przez kilka dni było super, czułem się świetnie (to już był listopad), ale nagle językiem wyczułem przy dziąśle małą kulkę... Pierwsze co: objawy do internetu - raki dziąsła, ziarniniaki cuda na kiju. Znowu wpadłem w jakąś spiralę strachu. Poszedlem do dentysty na przegląd niby i zapytałem ze strachem na końcu co to może być, dentystka mówi, że to niepokojące i powinienem iść do chirurga. Znowu byłem w takim strachu, że nie mogłem się skoncentrować na nicyzm. Zrobiłem RTG zębow poszedłem do chirurga pod pretekstem konsultacji o usunięcie ósemek (które ta dentystka też zasugerowała usunąć. Na końcu wizyty zapytałem o tę maleńką kulkę, a chirurg powiedział, że na zdjęciu nic nie ma niepokojącego i może to od kamienia się zrobiło, bo miałem bardzo duży nad tym i tylko obserwować. Nie przekonało mnie to, cały czas macałem to językiem i się nakręcalem, oczywiście kilkanaście razy na dzień wklepując w google co to może być. Potem trochę się uspokoiłem i olałem to, jednak znów po paru dniach zaczałem szukać po całym ceiel nowych chorób, obserwowałem swoje pieprzyki, wmawiałem sobie, że mam nowe i to jakiś czerniak pewnie znowu. Patrzyłem na swoje zdjęcia z wakajci i patrzyłem czy mam te same w tych samych miejscach, no kompletna paranoja... W międzyczasie chciałem się w końcu oświadczyć mojej dziewczynie i kupiłem pierścionek zaręczynowy, żeby wręczyć jej go na Cyprze, na który się wybieraliśmy na początku grudnia. Tutaj miał być mój pierwszy lot samolotem, co dodatkowo mnie stresowało i sam stres zaręczyn, czy powie tak Na początku grudnia parę dni przed wylotem był u mnie mój kolega i gdy poszedł miałem się wybrać po dziewczynę samochodem, bo wracała z uczelni, jednak w pewnym momencie dostałem ataku czegoś strasznie dziwnego, jakby panicznego lęku, niepokoju, serce zaczęło mi walić jak oszalałe, natłok mysli, zimne ręce, nogi jak z waty,dostałem lekkich zawrotów głowy i jakby uczucia zapadania, jakbym miał za moment umrzeć. Byłem pewien, że to zawał, w tym czasie próbowałem za wszelką cenę się uspokoić mówiąc coś do babci i mamy, jednak w taki sposób, żeby wyglądało to na naturalne i nic mi się nie działo. Po kilku minutach to ustąpiło, jednak dalej czułem lęk co to było. Przeczytałem w internecie o atakach paniki i niemal wszystkie objawy się zgadzały, dodatkowo nastąpiło to w okresie długotrwałego stresu. Parę dni później dzien przed wylotem znów dostałem ataku paniki, tym razem w pracy. Przez cały ten cas bałem się wchodzić do sklepu, chodzić do pracy, słuchać mojego ulubionego rocka, bo wpędzało mnie to w niepokój. Za dużo świateł w markecie również wyzwalało we mnie niemalże atak paniki. W pewnym momencie w pracy czułem, że musze wstać od biurka, znów poczułem taki natłok myśli, serce znów zaczęło walić i znowu po paru minutach się to upokoilo. Modliłem się, żeby tylko w samolocie takiej akcji nie odwalić. Jakoś przeżyłem ten lot, ale siedziałem jak na szpilkach, miałem całe ręce mokre, najważniejsze jednak, że nie dostałem ataku paniki. Odreagowało to jednak dzien później, dostałem to na wakacjach i siedziałem cały czas na balkonie, bo myślałem, że będąc na zewnątrz się nie udusze i nie dostanę tego "zawału"... Później, gdy już skupilismy sie na zwiedzaniu nie dostawałem żadnych objawów, przy locie powrotnym też już było nieco lepiej. Myślałem, że koszmar się skończył, tydzień po powrocie jednak znów w pracy dostałem ataku paniki. I tak ta częstość trochę zmalała od tego czasu, bo trochę wziąłem się w garść, jednak cały czas wyszukiwałem nowych chorób i żyłem w poczuciu niepokoju. Jeszcze dużo by tu pisać, co mi się działo w tym czasie i czego ja to nie wyszukiwałem. W styczniu postanowiłem pójść na badania krwi i moczu - wszystko jak w podręczniku. Internistka dała mi skierowanie do psychiatry, ale nie skorzystałem. Przez jakieś 2 tygodnie po tym na tyle mnie to uspokoiło, że czułem sie naprawdę świetnie, ale potem znowu atak paniki z niczego w pracy.. Miałem wrażenie, że na czym się skupiam to po pewnym czasie zaczyna mnie boleć, albo gdy skupiałem się na mięśniach to one drgały. I tak ataki paniki już nie są takie częste, ale ciągle czuję w takim uczuci niepokoju, czasem mam zwiększony puls, czuję się ciągle zmęczony i straciłem chęć do życia, rozwoju, nie mogę się na niczym dłużej skupić, jestem bardzo apatyczny i wycofany szczególnie w stosunku do ludzi z pracy. Przed październikiem naprawdę czułem się dobrze. Raz miałem tylko coś na wzór ataku paniki kilka lat temu po oglądnięciu jakiegoś chorego filmu (chyba Ludzka Stonoga 3). Czy jest jakaś możliwość by sobie z tym poradzić bez brania leków? Bardzo proszę o słowa wsparcia, zacząłem czytać ksiązkę Bourne'a o lęku oraz historie innych osób, ale chyba potrzebuję takich słów skierowanych bezpośrednio do mnie co robić i dodania trochę otuchy... Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie odpowiedzi i za to, że ktoś wytrwał do końca czytania tych wypocin
  2. Sagittarius

    Nadzieja

    Mam identyczną sytuację stary. Odkąd miesiąc temu zerwałem z dziewczyną ciągle mi się nic nie chce, czuje wielką niechęć do życia i najchętniej bym przespał najbliższy czas dopóki coś miłego się nie wydarzy ale nie potrafię... Jedyne czym możemy się pocieszyć to to, że nie jesteśmy pierwsi ani ostatni których to spotkało. Idzie wiosna, więc jest to okazja do tego, żeby ten nastrój się nieco poprawił i wyjść na spacer/rower gdziekolwiek, nawet samemu zastanowić się nad wszystkim, mnie to czasem pomaga. Trzymaj się!
  3. Geros, uwierz mi, że mam bardzo podobną sytuację do Ciebie, pomimo tego, że nie mieszkam na wsi i mam, a właściwie miałem dziewczynę, bo jutro muszę z nią zerwać... Nie wiem właściwie jak to się stało, że ją poznałem, trwało to 1,5 roku mimo tego, że tak jak Ty interesuje się trochę astronomią, trochę piłką nożną i ogólnie takimi ciekawostkami. Po prostu wtedy raz się przełamałem i zagadałem na obozie, rozmawiałem tak o wszystkim, o życiu, zainteresowaniach i myślę, że mimo wszystko było warto mimo tego bólu, który teraz przeżywam. Pomimo tego, myślę, że życie na wsi naprawdę jest przyjemne, właśnie dzięki temu, że masz dużo roboty można zapomnieć o utrapieniu które Cię męczy. Sytuację z rodzicami mam podobną tylko, że są po rozwodzie a mieszkam z mamą. Postaraj się jakoś pogadać z rodzicami, mimo że są surowi to myślę, że zawsze mogło być gorzej i ja tak właśnie myślę. A studiów naprawdę nie trzeba mieć by robić to co się lubi :) Głowa do góry, choć mnie się to też teraz bardzo przyda.
  4. Witam, właściwie nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że skończę w tym roku 19 lat a czuję się bardzo bardzo nieszczęśliwy. Moje kłopoty zaczęły się właściwie już od wczesnego dzieciństwa, mam rodzinę w której praktycznie wszyscy są po rozwodzie, są wieczne kłótnie w domu, nikt nie ma dla siebie czasu, wszyscy myślą tylko o sądach i jak dopiec drugiemu. Ciągle od najmłodszych lat musiałem wysłuchiwać tych wszystkich kłótni i pogodzić się z tym, że nikt nie ma dla mnie czasu (dodatkowo jestem jedynakiem). W podstawówce zaczynało być jeszcze gorzej, rówieśnicy zaczęli mnie gnębić od samego początku (chodziło o ciuchy, oceny jako że nigdy nie miałem dużych problemów z nauką, zawsze miałem do liceum średnią ok. 5.0), później przeniosło się i to i nasiliło jeszcze mocniej w gimnazjum, zaczęto mnie ośmieszać i dołować jeszcze bardziej. Przez ten cały czas miałem jednego i mam do tej pory kumpla i chyba tylko to mnie trzymało jeszcze przy życiu. Zacząłem ciągle tylko siedzieć w domu, grać na kompie i nie miałem na nic ochoty. Jak gdzieś wychodziłem to sporadycznie i bardzo niechętnie. W liceum było nieco lepiej, nikt z tych ludzi nie poszedł tam za mną więc można powiedzieć, że zacząłem wszystko od zera. Nie gnębiono mnie i nie wyzywano ale wciąż czułem się bardzo bezużyteczny i niepotrzebny a mój tryb dnia wyglądał tak: Szkoła -> dom (komp) -> nauka -> spanie i tak niemal codziennie. Jednak w wakacje 2009 r. myślałem, że Bóg wreszcie sobie o mnie przypomniał i moje życie się zmieni. Poznałem na obozie wspaniałą dziewczynę, było nam ze sobą cudownie, ale do czasu... Zaczęła mnie unikać coraz częściej, twierdziła, że nie ma czasu ale jestem dla niej ważny i tak spotykaliśmy się dość rzadko ale spotykaliśmy się przez rok, byłem mimo tego coraz bardziej załamany, że nie będzie już tak dobrze jak wtedy, że szybko ją stracę i rzeczywiście pod koniec ostatnich wakacji postanowiła ze mną zerwać, tak po prostu... o nic. A ja starałem się z całych sił, żeby było jej ze mną dobrze, nigdy nie dawałem po sobie poznać że jest coś ze mną nie tak, przy niej czułem się szczęśliwy, byłem zawsze uśmiechnięty, a kiedy zerwała załamałem się niemal zupełnie, ale chciałem coś ze sobą zrobić, starałem się poznawać nowych ludzi, poszedłem na kilka imprez ale coraz bardziej czułem, że to nie dla mnie i coraz bardziej mi jej brakuje. Po kilku tygodniach odezwała się przepraszała mnie, że tak postąpiła i będzie robić wszystko, żeby już do tego nie doszło, obiecała mi, że już nigdy tego nie zrobi. Zgodziłem się. Jednak znowu zaczęła mnie unikać i spotykaliśmy się bardzo rzadko, tłumacząc się, że nie ma czasu. Pomyślałem, że spoko jakoś to przetrwam i będziemy później się spotykać częściej tym bardziej, że jest dla mnie najważniejsza na świecie ale mimo to coraz bardziej byłem zdołowany gdy coraz częściej się nie odzywała no i wczoraj napisała mi, że to jednak nie ma sensu, że za dużo czasu poświęca tańcu i innym rzeczom. Przez całą noc nie mogłem zasnąć, płakałem... Dziś już w ogóle nie wiem co ze sobą zrobić, nie mówiąc co będzie za jakiś czas. Rok temu byłem u psychiatry z tym, dał mi lek Citabax ale na niewiele się to zdaje, a ten stan smutku i doła pogłębia się szczególnie zimą. Nie mogę się skupić na niczym, nic mi się nie chce, niby poprawia się to trochę popołudniu ale dalej nie jest najlepiej. Co z tym wszystkim zrobić?
×