Skocz do zawartości
Nerwica.com

troll

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez troll

  1. troll

    Samotność

    ja sie na nic nie obrazam... Boze mam naprawde dosc, mijaja 4 miesiace a ja dalej stoje praktycznie w martwym punkcie, kiedy sie rozstawalismy ja wlasnie wychodzilem z depresji i przestalem nawet brac leki... i wtedy ona zadecydowala o rozstaniu... teraz biore asentre 50mgx2 i absenor 300mgx2... chodzilem do tego do psychologa i troche pomagalo ale przestalem bo praca mi kolidowala i nie czulem sie dobrze z tym psychologiem... teraz chcialbym gdzies pojsc ale nie mam kasy na prywatne wizyty... mialem tylko ja i cale swoje zycie opieralem na niej a kiedy ona odeszla zostalem z niczym... nie mam zadnych pasji, hobby, nienawidze swojej pracy nie chce mi sie uczyc na studiach, nie mam ochoty na nic w niczym nie widze sensu i kompletnie nic mnie nie cieszy NIC... nie pamietam kiedy sie ostatnio SZCZERZE usmiechalem... czuje sie jak smiec... zapomniany... ona moze to przezywala 2 dni i nara koniec... nowi znajomi... studia... kolezanki lekkich obyczajow ;/ ... flirty nie flirty... i te moje obsesyjne mysli co robi gdzie i z kim... czy ma kogos i czy sie z nim pieprzy... Boze... wydaje mi sie, ze kazdy facet jest lepszy niz ja... czuje sie jak smiec... zapomniany... czuje nienawisc... do niej i do siebie za to, ze ona czerpie z zycia pelnymi garsciami podczas gdy ja od 4 miesiecy jestem zamkniety w swoim chorym swiecie... przygnebiony zrozpaczony pozbawiony nadzieji... nie mam wiary w siebie, nie wierze, ze jeszcze kogos pokocham albo ktos pokocha mnie ale tak prawdziwie... bylem taki naiwny myslalem, ze bedziemy ze soba do konca zycia i jakos sie ulozy ale ona musiala "sprobowac" z kims innym ... "milosc"... nawet juz teraz sam mam problem ze swoja seksualnoscia mysle, ze nie jestem wystarczajaco meski i, ze kazda bedzie mna rozczarowana w lozku... ba teraz nawet nie mam odwagi podejsc do dziewczyny a co dopiero mowic o seksie... w przeciwienstwie do mojej bylej, ktora raczej problemow z tym nie ma... eh wiem, ze to egoizm przeze mnie przemawia w duzym stopniu ale kochalem/kocham? te dziewczyne naprawde i czuje, sie jak przedmiot wibrator, ktory sie nie sprawdzil wiec trzeba go wymienic ;/// naprawde jest we mnie w ch** zawisci zazdrosci nienawisci tego co ona robi (( Boze... zdaje sobie sprawe z tego, ze ona nie byla idealna, ze miala wady, ze nie byla tez najpiekniejsza na swiecie ale jakos nie dopuszczam do siebie tych mysli... moze to byl toksyczny zwiazek psychiatra mowil, ze ona ma ze soba problem i, ze powinna mi sie stac obojetna bo zasluguje na kogos lepszego... mowil, ze jestem bardzo wrazliwy, ze wyolbrzymiam wszystko i biore nazbyt do siebie to wszystko fakt ale mimo tego to teraz ja mam problem bo nie potrafie bez niej zyc a ona ma mnie po prostu w dupie... nie chce tak zyc juz wiem, ze to zalezy ode mnie ale czuje sie samotny niekochany nie zaspokojony wydaje mi sie, ze swiat sie skonczyl chodz wiem, ze to nieprawda ale nie chce innych kobiet Boze to jest chore juz mi sie nawet seksu odechcialo taki jestem znerwicowany i zlekniony... tak rozwalony emocjonalnie, ze gdybym ja spotkal gdzies na miescie to bym chyba zawalu dostal... usunalem konto na fb, zeby nie wchodzic na jej profil i nie czytac wiadomosci teraz jakbym to zrobil to chyba bym umarl na sama mysl, ze tam bym wszedl zobaczyl jakies foto z kims lub, ze pisze do niego to bym chyba umarl nawet jak o tym pisze czuje taki lek ;(((( wszystko mi o niej przypomina miejsca, rzeczy nawet nie te w domu tylko na miescie albo gdzies... jestem mlodym czlowiekiem ludzie mowia, ze inteligentnym nawet bardzo i wrazliwym do tego podobno przystojnym a ja czuje sie jak 80 letni dziadek na krawedzi dla ktorego nie ma juz nadzieji... rzeczy z, ktorych kiedys sam sie smialem teraz mnie draznia... zarty o seksie mnie draznia bo czuje sie jakis gorszy... jestem agresywny i zly na caly swiat chodz powinienem byc chyba tylko zly na siebie (( modle sie o jeden taki dzien kiedy bylem szczesliwy kiedy bylo lato lezelismy razem wieczorem w lozku przy letnim wiaterku przytulalismy sie i ona mowila, ze mnie kocha i bedzie ze mna zawsze... jeden dzien wolnosci.... powiedzcie, ze da rade z tego wyjsc nie chce oszalec albo skonczyc jako frustrat albo na stryczku ;/ musialem tu to napisac bo przynajmniej troche lzej sie czlowiekowi robi DZIEKI
  2. troll

    Samotność

    Czy jestem nienormalny, ze mam caly czas mysli o tym, ze moja byla dziewczyna, ktora kocham uprawia seks z kims innym, wyobrazam to sobie dokladnie w myslach jakbym to obserwowal i czuje nienawisc zal i nie wiem jak to okreslic to ze to ja powinienem byc mnie po prostu rozrywa tak od srodka i sam sie tak nakrecam i wykanczam boze mam tego dosc... co moze byc powodem takich mysli ? odpychala mnie od siebie juz dluzszy czas nawet nie chciala calowac potem sie kochac ze mna wydawalo mi sie, ze wszyscy sa ode mnie lepsi czy to moze wynikac faktycznie z tak niskiej samooceny ? mam dosc zadreczania sie takimi myslami nie dosc ze za nia tesknie to jeszcze sam sie nakrecam i doslownie dobijam nie moge zniesc tej mysli, ze ona to robi i czerpie z tego radosc z kims obcym a ja w tym czasie zdycham jak pies z cierpienia (( CO ROBIC, poradzcie cos prosze Was....
  3. troll

    Samotność

    witam... chcialbym sie wyzalic calemu swiatu a przynajmniej ludziom z tego forum co mi nie daje normalnie zyc i cieszyc sie tym zyciem... zacznijmy od tego, ze moje problemy z depresja/nerwica zaczely sie juz jakies 3-4 lata temu... bylem u psychiatry i psychologa i "jakos to szlo" w sumie jakis czas temu bylem juz w takim stanie, ze odstawilem leki i czulem sie calkiem calkiem... do czasu kiedy to 4 miesiace temu zostawila mnie dziewczyna... pierwsze dni i tygodnie nawet to byla rozpacz bylem w takim stanie, ze myslalem, ze to koniec... przejdzmy jednak do rzeczy bo nie bede opowiadal Wam calej historii mojego zycia... mijaja 4 miesiace od rozstanie znowu biore leki znowu chodze do psychologa ale to wszystko z marnyyym skutkiem juz nie mam sily tak zyc... mam obsesyjne mysli na punkcie mojej dziewczyny, (nn czy jakos ladniej to sie teraz nazywa)... nie mam swojego zycia... mam swoj swiat zamkniety w swojej glowie... raz bywalo lepiej raz gorzej ale teraz to rownia pochyla... nie bede mowil jak bylo wczesniej ale miedzy innymi przez moje czasami "humory" tzn smutek itp ona mnie zostawila ale bylem dla niej bardzo bardzo dobry... odpychala mnie juz dluzszy czas, zeby wkoncu zadac cios teraz ona od 4 miesiecy nic nie robi tylko sie bawi, chodzi na imprezy o mnie juz praktycznie zapomniala moje uczucia sa dla niej gowno warte (( a ja jestem warzywem nie mam nic i tak przemawia przeze mnie egoizm bo z jednej strony tak mnie to wk**** do granic wytrzymalosci, ze ja dalej ja kocham i sie sam zadreczam i sam wykanczam a ona w tym czasie spotyka sie z kims innym, niby to sobie wszystko juz tlumaczylem sam z kims nawet z psychologiem ale dalej te emocje mnie niszcza nie umiem sie na niczym innym skupic... zderzylem sie z brutalna rzeczywistoscia i nie widze dla siebie juz przyszlosci nie umiem juz rozmawiac z innymi ludzmi na normalne tematy nie wierze, ze sie zakocham bo wciaz mam ja w moim sercu nie chce tak zyc nie potrafie sie cieszyc NICZYM nie pamietam kiedy sie ostatnio szczerze usmiechnalem, mam taka silna potrzebe bycia z nia z kims milosci , ze sobie nie radze z tym... ACHA przeczytalem tzn koncze czytac ksiazke "Przebudzenie" przeczytalem rowniez wiele innych madrych ciekawych ksiazek i tak zgadzam sie z nim zdaje sobie z tego wszystkiego sprawe ale mimo to ja chyba nie chce "sie obudzic" nie wiem juz sam... jestem taki samotny i przygnebiony a z drugiej strony przepelniony gniewem i nienawiscia, ze nic nie moge zrobic a ona teraz w najlepsze sie bawi z kims kto nawet jej dobrze nie zna a co dopiero mowic o uczuciu... Prosze Was ludzie jesli ktos mial z Was podobne jazdy pogadajcie ze mna nie wiem na gg/email cokolwiek. mam 23 lata i chyba jeszcze jestem zdrowy fizycznie ale jesli mam sie tak dalej dreczyc i cierpiec to chyba wole stryczek
  4. no wlasnie ale kiedys mnie kochala.... bardzo. teraz juz wiem, ze mnie "kocha tylko jak przyjaciela" czyli wcale... i to w dużej mierze przez moja pier***** nerwice ... wiec w sumie moge miec pretensje tylko do siebie. zaczynam miec obsesje na jej punkcie nie moge przestan o niej myslec i sie zadreczam. jak tak dalej pojdzie to dlugo nie pociagne.... to prawda, ze nerwica to jakis wewnetrzny konflikt miedzy tym czego chcemy a tym co mozemy miec. ja sie nie moge z tym pogodzic nie rozumiem tego.... wiem, ze inni ludzie maja jeszcze gorzej, wieksze problemy, ze ludzie sie rozchodza po 5-10-20 latach, ze sa dla siebie jak wilk z owca ale mimo wszystko to do mnie nie trafia...ona byla ta pierwsza jedyna i koniec... jak teraz mam zyc bez niej ? jak spojrze na inna dziewczyne wszedzie widze ja... z jednej strony zycze jej jak najlepiej z drugiej gdzies gleboko w srodku mam zal, ze mnie tak potraktowala chodz mowilem jej, ze mam problemy.... teraz jest sobota piekna pogoda a ja jestem niewolnikiem swojego umyslu i siedze zadreczony nie wiedzac co ze soba zrobic
  5. a co powiecie na to... jak juz wspominalem jakis miesiac temu zostawila mnie dziewczyna z ktora bylem ~ 4 lata . raz bylo miedzy nami lepiej raz gorzej jak w kazdym zwiazku i wymyslila dosc prozaiczny powod zeby ze mna zerwac ale ja wiem, ze zostawila mnie przez moja chorobe, ktorej ona totalnie nie rozumie . przez to poczulem sie bardzooo zle czuje sie gorszy . bylo lepiej a po tym zdarzeniu wracam do punktu wyjscia i znow chyba zaczne cos brac jak sie pojawie u psychiatry ... teraz mam mase roznych strasznych mysli ... najbardziej DENERWUJE mnie do granic mozliwosci, ze ona teraz chodzi na imprezy, bawi sie w najlepsze kiedy ja umieram w srodku z tesknoty i zalu jaki czuje z jednej strony zycze jej wszystkiego dobrego ale z drugiej mam taki zal do niej jak mogla mi cos takiego zrobic, bylem dla niej naprawde dobry sama nawet powiedziala ze nie moze mi niczego zarzucic ale przez moje "marudzenie" itp (czytaj. nerwice) ona nie moze byc szczesliwa... myslalem, ze w milosci chodzi o to, zeby dwie osoby sie nawzajem wspieraly i pomagaly ale chyba sie przeliczylem... nie wiem caly czas mnie to doluje mysle o niej ciagle co robi czy mnie zdradza juz z innym a ona ? nawet o mnie nie mysli.... nie rozumiem jak to jest wiem, ze to raczej moja wina, ze sie zadreczam ale nie wiem czemu ludzie tak sie zachowuja dla mnie to jest niedowyobrazenia jakbym kogos kochal i on by mial jakiekolwiek problemy zdrowotne zeby sie od niego odwrocic plecami i powiedziec zrob cos z tym sam albo nara ... poradzcie jak sobie to poukladac w glowie ? nasz zwiazek nie byl prosty bo ona tez miala problemy w rodzinie ale nie wiem juz sam czy po prostu mnie juz nie kocha (ona twierdzi ze dalej mnie kocha tylko potrzebuje byc sama ... ) i dac sobie spokoj czy to normalne zachowanie i ja oczywiscie przesadzam i ona ma racje... no i tak niszcze siebie chodz wiem ze nie powinienem ale nie wiem jak to odbierac nie potrafie sie pogodzic z jej strata a moze jeszcze bardziej nie potrafie sie pogodzic z takim zachowaniem z jej strony...
  6. no dobra ale dlaczego kiedy bylem u lekarza to on nawet nie uzywal takich pojec tylko marek77 z forum no kur** o co chodzi ? jak tu sie niby leczyc jak takich "specjalistow" mamy sam mam sie wyleczyc ? mam duzo schiz jedna nachodzi na druga a psycholog mnie slucha i z tekstem czego ja oczekuje od niego ? no kur** idiota bo inaczej sie okreslic tego nie da. funkcjonuje w miare normalnie ale to ch** nie zycie nie panikuje i nie chisteryzuje chce sie leczyc chce zeby mi ktos pomogl chce dobrze wykorzystac dar jaki dostalem czyli to porąbane zycie ale trafiam ciagle na nieodpowiednich ludzi ....
  7. czyli jesli zdobede to czego pragne moja nerwica zniknie skoro to takie proste tak ?
  8. no nieeee pisalem z 10min posta i wszystko sie skasowalo bozeeeee dobra napisze w skrocie... ktos tu napisal, ze wpadl w nerwice bo myslal wylacznie o innych i wlasnie o to mi chodzi, ze trzeba byc takim egoista czasami pomyslec o sobie o tym czego sie pragnie i co daje mi szczescie. trzeba odnalesc ten zloty srodek pomiedzy swoimi potrzebami i potrzebami innych ludzi. tak mi sie wydaje. czasami mam takie dni , ze lapie mnie przerazajacy strach ale walcze z nim i ZAWSZE wygrywam bo mysle optymistycznie chociaz nie wiem w jak beznadziejnej sytuacji bys nie byl zawsze mozna odnalesc cos pozytywnego. rzeczy, ktore wydaja ci sie straszne i przerazajace w rzeczywistosci wcale takie nie sa. dalej mam tendencje do wyolbrzymiania swoich problemow ale juz zaczynam z tym skutecznie walczyc. ja narazie zbieram sily do walki z lekarzami i zaczynam terapie
  9. mi nerwica uswiadomila a raczej utwierdzila w przekonaniu,ze zycie jest brutalne i trzeba sie z nim zderzyc, caly czas walczyc isc do przodu, robic rzeczy dobre walczyc ze zlem , nie dac sie stlamscic nie dac sobie wmowic ze jest sie do niczego ze jest sie nikim i nic nie wartym czlowiekiem nauczyla mnie odwagi nauczyla mnie co jest w zyciu wazne milosc rodzina honor prawda wiara w dobro, mimo ze swiat jest brutalny sa ludzie dobzi dla ktorych warto zyc albo szukac takich ludzi, dzis wszedzie w mediach, tv, internecie, prasie od dawien dawna slyszymy tylko o zlych rzeczach o tragediach o nowych chorobach i kataklizmach o niesamowitych przypadkach zgonow itp caly czas zatruwaja nas strachem chca bysmy sie bali przestali racjonalnie myslec a pozniej koncerny farmaceutyczne truja nas chemia ktora ma nam przywrocic rownowage psychiczna lekarze nie mysla o pacjencie tylko ile go skasuja przy wizycie. ludzie teraz na tym forum nawet czytaja coraz to o nowszym przypadkach o lekach o statystykach czy szansa na wylecznie wynosi 50 czy 70% nie dziwne ze od tego wszystkiego idzie po prostu zwariowac trzeba chociaz STARAC sie byc twardym i brutalnym trudno takie jest zycie. nerwica/depresja dala mi tez do zrozumienia to, ze wcale nie jestem najwazniejszy nie jestem pepkiem swiata nikt nie bedzie sie na mnie litowal jak bede plakal w lozku albo zyl jak roslinka ba wrecz przeciwnie stracilem przez to dziewczyne dla ktorej robilem wszystko i kochalem i kocham nadal ponad zycie i co ? OLAC TO. mniej gadaj wiecej robic , mniej myslec wiecej robic DLA INNYCH nie skupiac sie na sobie tylko na innych. mniej narzekania wiecej optymizmu bardzo wazne jest to wlasnie wsrod jakich ludzi przebywamy. nie chce pisac wiecej zreszta nic odkrywczego nie napisalem. chcialem zachecic do dyskusji na taki luzny temat mimo, ze mam przesrane :) to choroba dala mi rowniez cos pozytywnego. zapraszam do dyskusji jesli nawet na pw chetnie poznam nowych ludzi i ich doswiadczenia. pozdrawiam zycze duzo optymizmu :)
  10. no widzisz wlasnie nie chce byc zasranym niewolnikiem lekow ja odstawilem doslownie z dnia na dzien weneflaksyne czy jak to tam sie pisze biorac ja od roku gdzies i co ? zyje dalej i jakos wcale nie zauwazylem znacznej roznicy o ile w ogole jakas roznica jest . ja CHCE sie leczyc bardzo chce mowie o tym ze nie stac mnie na prywatnych specjalistow a na NFZ to jest zenada i patologia ... zobaczymy narazie mam wizyte w pon u psychologa i za jakies 2 tyg u psychiatry znowu . jesli mialabys ochote porozmawiac to zapraszam na priv i jakis kontakt .
  11. Witam serdecznie. Nie bede opisywal Wam calej historii chodz nie jest ona jakas dluga bo mam dopiero 23 lata i gdzies od 3 lat mam problemy z depresja i nerwica jednak moglbym tu napisac ksiazke na ten temat. Zeby nie zanudzac napisze co sie dzieje z moim umyslem i cialem aktualnie. Otoz jesli chodzi o psychike to nie cieszy mnie juz nic doslownie wiekszosc czynnosci stracilo sens robie to z przymusu brak checi do czegokolwiek caly czas skupiam uwage na sobie i swoim zdrowiu jestem chipochondrykiem w 1000% nie potrafie od tego uciec. Co chwila dokuczaja mi jakies dolegliwosci bole plecow brzucha glowy doslownie wszystko szkoda pisac. Jestem zmeczony jak ciul. Ciagle choruje (obnizony uklad odpornosciowy?) mam juz dosc wszystkiego. Boje sie za kazdym razem ze to cos powaznego WLASCIWIE wpadlem w takie cos teraz ze ja sie juz nie boje o swoje zycie tylko boje sie mysli ze mam zyc tak caly czas boje sie tego ciaglego bolu i cierpienia ktorego mam juz dosc. Nie boje sie smierci nie boje sie zyc boje sie tego ze taki zostane do konca dni i moje zycie to pierdolony koszmar. Mam pobudzenia jakies psuchoruchowe zamiast lezec w lozku i plakac to placze ale mnie ROZRYWA po prostu nie moge usiedziec na miejscu. Mysli mi plyna 1000 na sekunde.Oczywiscie same zle mysli. Nie potrafie sie na niczhym skupic. Czuje sie totalnie odrealniony od tego swiata. Mam jakies manie licze kurwa jak pije itp DZIEN SWIRA kurwa mac. I mam straszne leki boje sie o wszystko DOSLOWNIE moze nie w takim stopniu ze nie moge funkcjonowac ale jestem juz tym tak zmeczony i zfiksowany ze nie daje rady. Zostawila mnie ostatnio dziewczyna z ktora bylem pare lat, Nie biore zadnych lekow tylko dostalem xanax i biore na noc zeby spac. Propo lekow kurwa tez lykam wszystkiego a potem czytam ulotki i wkrecam sie ze mam skutki niepozadane. Ogolnie mialem juz chyba wszystkie kurwa dostepny objawy jaie sobie mozna poczytac w depresji i nerwicy. Bralem 2 lata leki ktore po odstawieniu okazalo sie ze tylko otepialy moj mozg a moja dusza dalej jest chora, Jak sobie z tym poradzic nie mam pieniedzy na psychologow i psychiatrow a na nfz to jest zendada zreszta jak ja ich widze to mysle ze sami kurwa potrzebuja pomocy. Jestem agresywny wybuchowy ciagle napiety niczym struna jakbym mial ekspolodwac to mnie tak meczy ze smierc to przeciez dar z niebios bylby. Mysle caly czas o dziewczynie kocham ja nad zycie wiem ze jej nie odzyskam jesli bede w takim stanie. Pomozcie co robic mam dosc czytania srania w banie chce dzialac i zyc normalnie albo jebnac sobie kule w leb. Chcialbym pogadac z ludzmi korzy maja podobne problemy. Zycze wszystkim zdrowia i pozdrawiam
×