Wyskoczyła Wasza stronka. Chciałam się dowiedzieć czegoś na temat moich ostatnich zachowań i chyba znalazłam odpowiedź. Chyba zaczyna się jakaś deprecha. Ale do rzeczy. Odkąd pamiętam zawsze zasypiam kręcąc pukiel włosow, później było gładzenie ich przy każdej okazji, ale teraz przerodziło się to w drapanie sie po głowie mimo, że nic nie swędzi. Jestem rozdrażniona, momentami wręcz agresywna, drżą mi dłonie, brak mi energii do życia, czuję się bardzo zmęczona. Być może to za sprawą mojego synka, który ma nadpobudliwość psycho-ruchową i muszę mieć oczy wszędzie. Codziennie od 5 lat gnam. Nie mam czasu na myślenie o sobie, ale teraz czuję, że zaczynam się rozsypywać w pył. Mam straszne huśtawki nastroju, nie wychodzę na spacery, unikam ludzi. Gdyby nie to, że muszę nakarmić moich chłopaków (męża i syna) to pewnie jeść też bym przestała - nie mam apetytu. Dziś w pracy dopadł mnie jakiś dziwny stan. Łzy zaczęły napływać mi do oczu właściwie bez powodu - uciekłam do toalety żeby się trochę pozbierać, na szczęście nikt nie widział. Boję się tego, boję się, że pęknę i np. uderzę synka, czy rzucę talerzem o ścianę. Nie wiem co robić, bo na wsparcie męża raczej liczyć nie mogę-jemu też brakuje dla nas czasu.