Witam Was,
Zdobyłem się w końcu na to żeby się tu zarejestrować i chyba, co dla mnie w tym najważniejsze, głośno przyznać się przed samym sobą, że czas poszukać pomocy.
Patrzę na wszystko dookoła, a tego tam nie ma. Jest jakaś wizualizacja, którą w jakiś sposób przetwarza mój umysł, ale nie ja. W zasadzie nie dostrzegam nic - wszystko jest takie bezbarwne, nienamacalne, a ja powodowany narastającym lękiem oddalam się od tego wszystkiego coraz bardziej. Z każdym dniem dalej i dalej i tak od 10 lat. Pusto w sercu, pusto w głowie, żadnych myśli, uczuć, odruchów. Tępe spojrzenie bez analizy, bez zauważenia, bez kontaktu z tym prawdopodobnie istniejącym światem. Jak w chwili gdy się zamyślisz i Cię wtedy nie ma, tylko że już tak cały czas. Od wielu lat. I nie umiem się już ocknąć, pstryknąć i wrócić. Nie, ja jestem cały czas jakby obok pędzącego świata, tylko, że on pędzi, a ja stoję. Stoję i wegetuję - nie mam potrzeb, uczuć, bliskich, jestem otępiały w każdym aspekcie człowieczeństwa. Dzień za dniem, życie leci, a ja jakbym już w nim nie brał udziału, jakbym zrobił już wszystko co było do zrobienia i czekał. Tylko nie wiem na co -to i tak wszystko jedno.
A było inaczej - najlepszy w szkole, w nauce, w sporcie, w kontaktach, dusza towarzystwa, plany - realizacja. Mistrz Polski w bieganiu. Czego się nie dotknął zamieniał w sukces. Dla siebie, dla otoczenia. Teraz sam, wokół mnie trzy osoby, które są, akceptuje je i tyle. Nie wpływają na moje życie, tak jak ja nie wpływam na życie ich. Są - dzięki nim mam gdzie mieszkać, co zjeść, dzięki nim mogę dalej wegetować. Mam gdzieś w głowie świadomość, że powinni coś dla mnie znaczyć, są mi bliscy, ale moje ciało, umysł i serce tego nie czują.
Od 10 lat stopniowo, coraz bardziej i bardziej ten stan się pogłębia. Po prostu jestem i tyle - to wszystko co mogę powiedzieć o swoim życiu. Nie mam potrzeb, planów życiowych, nie widzę jak to życie się potoczy.
Straciłem teoretycznie wymarzoną pracę, ale i tak to bez znaczenia bo da mnie nie miało to żadnej wartości.
Jedyne co czuje to strach, nieustanne napięcie, stres i niepokój. Pewność siebie? Co to takiego? I tak nic mi się nie uda, nie dam rady, wszyscy są lepsi ode mnie. Przy próbie podjęcia rozmowy od razu wiem, że jestem głupszy, nic nie rozumiem i nikt mnie nie zaakceptuje. Każdy widzi we mnie nieudacznika i wypaloną namiastkę człowieka.
Te myśli są ze mną cały czas - w dzień, w nocy gdy nie śpię, 24 na 7. Nie wiem co to spokój, nie pamiętam jak to jest położyć się i zasnąć... W ciszy i i z myślą, że jutro nowy wspaniały dzień.
Pomóżcie!
P.s. Z przerażeniem, ale i radością trafiłem na ten wątek. Przerażeniem, bo jak zapewne każdy z Was, nie trafiłem tu przypadkowo, tylko szukając odpowiedzi na swój stan, swoje problemy. Wszystko co tu piszecie jest dla mnie tak namacalne i odczuwalne, jak nigdzie indziej. Cieszę się, że znalazłem wątek "Nic nie czuję", bo mam nadzieję, że razem można dokonać cudów. Powyżej wkleiłem post który początkowo zamieściłem w innym dziale, ale teraz już wiem, że to tutaj powinien być od początku.
Mam mnóstwo doświadczeń do opowiedzenia i zrozumienia, chętnie się wszystkim podzielę, także wysłucham i mam nadzieję, że wspólnie da się to wszystko zrozumieć i wyleczyć.
Pozdrawiam Was wszytskich