przechodziłam przez skrupulantyzm gdy miałam 10 lat - wtedy wszystko było dla mnie grzechem, nawet np nie złożenie szmatki, czy nie upomnienie kogoś kto użył wulgaryzmu, pomyślenie o kimś źle, nie przeczytanie ze zrozumieniem jednego zdania w lekturze szkolnej itd... piekło na ziemi. Potem przerodziło się to w bluźniercze myśli w czasie modlitwy, mszy itd - potrafiłam klęczeć wiele godzin, aby w końcu się "dobrze" pomodlić... miałam też strach przed duchami i do bardzo niedawna strach przed opętaniem czy szatanem. Do niedawna nie umiałam zostać sama w domu w nocy pomimo tego, że jestem dorosła i że z NN już się "praktycznie" wyleczyłam (to tylko taka pozostałość)... wydawało mi się zawsze że byłam wierząca, brałam czynny udział w życiu kościoła, jeździłam na oazy, pielgrzymki itd... jakieś pół roku temu, może troche dłużęj, gdy był we mnie ten ogromny lęk przed szatanem, zaczęłam poznawać Boga... chyba od początku - zaczęłam czytać PŚ, czytać wiele rzeczy na necie, modlić się więcej... na początku strach się pogłębiał i pogłębiał (np. nie mogłam przed snem czytać PŚ bo gdy np w nocy się obudziłam miałam bluźniercze myśli)... ale coś się w końcu zmieniło... strach zniknął i wierzę, że to odpowiedź Jezusa na moje modlitwy - nigdy jeszcze nie czułam się tak wolna od NN, jak teraz... nie boję się szatana, bo wiem że należę do Jezusa. Nie boję się opętań, bo wiem, że jestem dzieckiem Bożym, a przecież to Bóg ma największą moc... w końcu uczę się prawdziwej (a nie warunkowej) wiary... moja rada - szukajcie prawdy... szukajcie jej w PŚ, módlcie się o uwolnienie... narodźcie się na nowo, oddajcie życie Bogu :) u mnie to właśnie działa :) :) :)
Z perspektywy czasu, mam podejrzenie, że cała ta NN była po to, bym odnalazła drogę do Boga... Powodzenia!