Skocz do zawartości
Nerwica.com

apsik

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez apsik

  1. przechodziłam przez skrupulantyzm gdy miałam 10 lat - wtedy wszystko było dla mnie grzechem, nawet np nie złożenie szmatki, czy nie upomnienie kogoś kto użył wulgaryzmu, pomyślenie o kimś źle, nie przeczytanie ze zrozumieniem jednego zdania w lekturze szkolnej itd... piekło na ziemi. Potem przerodziło się to w bluźniercze myśli w czasie modlitwy, mszy itd - potrafiłam klęczeć wiele godzin, aby w końcu się "dobrze" pomodlić... miałam też strach przed duchami i do bardzo niedawna strach przed opętaniem czy szatanem. Do niedawna nie umiałam zostać sama w domu w nocy pomimo tego, że jestem dorosła i że z NN już się "praktycznie" wyleczyłam (to tylko taka pozostałość)... wydawało mi się zawsze że byłam wierząca, brałam czynny udział w życiu kościoła, jeździłam na oazy, pielgrzymki itd... jakieś pół roku temu, może troche dłużęj, gdy był we mnie ten ogromny lęk przed szatanem, zaczęłam poznawać Boga... chyba od początku - zaczęłam czytać PŚ, czytać wiele rzeczy na necie, modlić się więcej... na początku strach się pogłębiał i pogłębiał (np. nie mogłam przed snem czytać PŚ bo gdy np w nocy się obudziłam miałam bluźniercze myśli)... ale coś się w końcu zmieniło... strach zniknął i wierzę, że to odpowiedź Jezusa na moje modlitwy - nigdy jeszcze nie czułam się tak wolna od NN, jak teraz... nie boję się szatana, bo wiem że należę do Jezusa. Nie boję się opętań, bo wiem, że jestem dzieckiem Bożym, a przecież to Bóg ma największą moc... w końcu uczę się prawdziwej (a nie warunkowej) wiary... moja rada - szukajcie prawdy... szukajcie jej w PŚ, módlcie się o uwolnienie... narodźcie się na nowo, oddajcie życie Bogu :) u mnie to właśnie działa :) :) :) Z perspektywy czasu, mam podejrzenie, że cała ta NN była po to, bym odnalazła drogę do Boga... Powodzenia!
  2. hej... ja tylko chciałam napisać do Was: nie bójcie się determinacja, która w was się obudziła poprzez miłość do waszych X prędzej czy później pozwoli Wam wyleczyć się z tych wszystkich obsesji :) wiem co mówię jakieś może 200 stron temu (=ok. 4 lata) sama byłam dokładnie w tym samym miejscu co Wy dziś i dla Was dla pocieszenia: myśli powoli znikały aż zniknęły zupełnie, jestem rok po ślubie i walka jaką podjęłam wtedy była najlepszą decyzją mojego życia jestem przeszczęśliwa w małżeństwie z moim X :) wasza walka (podjęcie leczenia, nie danie za wygraną) jest najlepszym dowodem na to, że kochacie - bez względu na uczucia/emocje, które macie w chwili obecnej. Miłość to nie uczucie. To decyzja :) pozdrawiam i trzymam kciuki! :)
  3. hej wszystkim, no niestety wyjść z tego proste nie jest, co same wiecie... no bo to choróbsko jest wstrętne i nigdy o tym nie zapominajcie! Taki rak duszy :/ ...szczerze mówiąc ja nie do końca wiem jak mi się to udało. Trzymałam się tego, że na pewno chcę zostać z moim ukochanym, choćbym miała zwariować... mi baaaardzo pomogły leki, myślę ze one były punktem zwrotnym... bo psychoterapia bez nich nie dawała mi zbyt wiele (tylko świadomość, że w końcu coś z tym robię! :) )... ja prawie 2 lata brałam leki, one mnie uspokoiły... wiecie co, myślę że bardzo dużo wpłynęło też to, że poszłam do pracy - zmiana środowiska, nowi ludzie, znajomości, trochę stresów z tym związanych (z takimi przyziemnymi rzeczami) skupiły moją uwagę dość mocno, ale oczywiście już po wzmocnieniu się lekami i odzyskaniu tej pierwszej równowagi... piko tak trudne kobiece dni na pewno mają wpływ... wydaje mi się, że choroba też, wszystko - nawet pogoda :) Ana24 tak jestem z wrocławia - jeśli potrzebujesz znajdę czas, nie ma sprawy :) daj znać na priv to się dogadamy :) pozdrawiam Was mocno Dziewczyny trzymajcie się...
  4. witam wszystkich, dziękuję piko... ja wyszłam za mąż już trochę ponad pół roku temu :) i jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, że podjęłam tą decyzje i wierzcie mi, że i Wy tak będziecie czuć... bo samo bycie na tym forum jest niesamowitym dowodem na to że chcemy walczyć sami z sobą dla innego człowieka i o innego człowieka, a to jest miłość :) zaręczyliśmy się półtora roku przed ślubem i przyznam, że był to spokojny okres jeśli chodzi o natręctwa... u mnie ostatnio przewija się NN w dziwnej formie, bo choroba nie umie sobie przyjąć żadnej maski mam tylko obniżony nastrój i czuję się depresyjnie - dziś w nocy obudziło mnie walenie serca, jak kiedyś... ale kurcze, tak jakbym nie miała powodów, wszystko jest niby ok ale nie jest ok... takie to dziwne... próbuję pracować ostatnio nad sobą i zmienić kilka rzeczy, dużo myślę nad źródłem choroby i analizuje - może to wywołuje ogromny lęk we mnie... mam jednak nadzieję, że już wkrótce znów odpuści i wyjdę z tego silniejsza :) też macie tak, że jak te okropne lęki przejdą i jest już lepiej, to wtedy nie umiecie sobie jakby "przypomnieć" uczuć i emocji, jakie towarzyszą NN w tych najbardziej przykrych momentach? ten stan jest taki dziwny, bo gdy go już nie ma i wszystko wraca do normy to nie umiem opisać, jak się wtedy czułam, a kiedy tylko to wraca to jest jak koszmar jakiś... piko mam nadzieję, że nie przerywasz terapii i będziesz nadal chodzić Anq24 - gratulacje i tak trzymaj i w złych momentach czytaj sobie to co napisałaś powyżej i przypominaj sobie jak czujesz się właśnie teraz, bo to jest szczere i autentyczne :) mam koleżankę, która 2 czy 3 razy zrywała i wracała do swojego ukochanego, a upewniła się o swojej miłości wlasnie kiedy zobaczyła inną u jego boku i... szczęśliwie są już małżeństwem pozdrawiam Was wszystkich!
  5. piikipokis to naprawdę Ty ? tu apsik84 (teraz pod nickiem apsik, bo tamto mi zbanowali... ), pamiętasz mnie może? dawno temu na tym wątku dyskutowałyśmy często próbując podnieść się na duchu.... sporo czasu minęło, zastanawiałam się jak sobie radzisz przez te lata :) Dla pocieszenia dla wszystkich: wyszłam za mąż za tego jedynego, o którego prowadziłam walkę z NN... generalnie te problemy zupełnie zniknęły... co prawda NN nie daje się zapomnieć... jak mam trochę więcej czasu wolnego to automatycznie czarne myśli mnie dopadają... o różnym charakterze... na szczęście nie jest to już kocham czy nie kocham :) bo to póki co był najgorszy etap tej choroby... da się żyć - nawet szczęśliwie byle mieć dużo pracy a mało czasu na myślenie :) często tu wchodzę, kiedy mam obniżony nastrój - żeby przypomnieć sobie, że nic takiego się nie dzieje, że to tylko (aż) choroba, z której w pewnym stopniu da się wyjść :) Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie, szczególnie Ciebie piko... :) myślę, że dużo Ci zawdzięczam, gdyż dzięki temu wątkowi przetrwałam :) życzę dużo sił do walki i wiary, że uda się Wam wygrać z NN :)
×