Skocz do zawartości
Nerwica.com

speedymika

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez speedymika

  1. Witam We wtorek miałam z bratem jechać do szpitala - widzieliśmy się ostatnio w niedzielę, i tak się umówiliśmy. Panna została przeprowadzona do swojego brata, okazało się że jednak ma gdzie pójść.... Oczywiście od wtorku nie mam kontaktu z bratem - i obawiam się że tak już może zostać. Myślę że jednak wyjechał (chodziło mu po głowie wyemigrowanie za granicę), mam nadzieję że nic gorszego.... Nie mam siły już, nie wiem, jak można dorosłemu człowiekowi pomóc, jeśli sam tego nie chce?
  2. Hej Dla mnie najlepszym rozwiązaniem, jest szpital. Chodzi o to, że ja pracuję, nie ma mnie 10 godzin. Potem tez mam swoje sprawy, małe dziecko itede. A on potrzebuje wsparcia cały czas a nie przez tą godzinę czy dwie, które uda mi się wyszarpać. Po za tym kasa, co tu mówić, konsultacje, spotkania kosztują, on ma tylko długi, a my tez średnio stoimy. I obecnie mamy chorobę córki (mała ma 2,5 roku i ma chorobę tarczycy), około tysiąca poleci na samą diagnostykę..... Brat jutro się ma do mnie wprowadzić. Ta jego panna w ciąży...porażka....zachowuje się jak gówniara. Ja rozumiem, ona liczyła że Pana Boga za nogi łapie na tą ciążę (jej namowy przez kilka miesięcy), a teraz zonk i szok....ale bez przesady, wali mu teksty ze powinien się zabić, że nic nie umie, ze wszystko tylko umie spier....ić, że ona i tak z nim nie będzie, tylko teraz nie ma wyjścia....śmieje się z tego co mu mówię, z choroby, z leczenia.....nawrzeszczałam na nią okropnie, brat chyba coś zajarzył, potem mi napisał sms że ona go strasznie dołuje i znowu mu wróciły myśli samobójcze....a dzisiaj zadzwonił i spytał czy może się przeprowadzić bez niej do mnie już jutro. Szczerze mówiąc, mimo tej ciaży, jestem zadowolona. Jak ona w taki sposób go "wspierała" to niech spada, i trudno. Tzn ja o niej nie zapomnę, ale nie może być tak ze ja walczę, staram się, a ona to głupimi gadkami chrzani w pięć sekund. W poniedziałek jedziemy do szpitala. W międzyczasie przyznał mi się szczerze.... kokaina to leciała ciągami, wywalał na to ok 8 tys miesięcznie, do tego dopalacze, 3 tys (w cenach hurtowych bo kolega miał sklep). Więc zrył sobie beret strasznie, i jest uzależniony, teraz od 3 mcy nie bierze nic bo nie ma kasy, ale widać. Podejrzewam że po tygodniu, góra dwóch, ze szpitala skierują go na odwyk. Wiecie, jestem w szoku ciągle. Jak bardzo "zwykła trawka" chrzani zycie. Bo od tego się zaczęło...sama lubiłam kiedyś popalić....ja zawsze się bałam chemii, białych proszków, jestem DDA więc cholernie nie lubię tracić kontroli, dlatego nigdy się nie skusiłam, ale teraz widzę, jak bardzo te rzeczy są złe. On wcześniej tylko popalał, nic więcej....poza tym...jak ta choroba jest podstępna...długo byłam zła wydawało mi się, że mu "kasa odwaliła"....że zgłupiał....a teraz widzę, i on sam zaczął też kojarzyć fakty, sytuacje, sam mówi, sam przypomina, i widzi jak bardzo bez sensu się zachowywał. Naprawdę, jestem z wszystkimi którzy z Tym walczą. Nie tylko z bratem, zresztą nie wiem czy to jest To, czy nie. Ale poczytałam dosyć, i to straszna, niszcząca choroba. Całe szczęście że sa takie miejsca jak to, gdzie ludzie mogą się wspierać, nie są sami.
  3. Pytanie czy brat drugi raz pojdzie...zaufał mi i dostał czekanie na IP, potem spotkanie z przypadkową doktor, która bardziej interesowała się tym czy on nie ucieka przed policją, oraz własnym zmęczeniem (które podkreślała w rozmowie).....jestem wściekła jak cholera, wyszło że nie umiem go nawet do lekarza umówić, a ma mi zaufac w wielu innych sprawach....
  4. Hej Brat się odezwał w czwartek. Wysłał sms że chce się leczyć, że potrzebuje pomocy. Spotkalismy się dopiero przedwczoraj, niestety, grypa nas dopadła a przez ciążę jego kobiety nie chciałam ich zarażać. Umówiliśmy się, że jak najszybciej do lekarza. Wyszukałam w necie lekarkę, polecaną, specjalizującą się w afektywnej. Zadzwoniłam wczoraj, umówiłam się na dzisiaj. Po paru godzinach zmieniła smsowo godzinę i miejsce spotkania. Dzisaij wysłala kolejnego sms ze zmianą planów, żebyśmy przyjechali po prostu na Izbę Przyjęć na Nowowiejskiej (tam pracuje w szpitalu). Myślałam że ona będzie na nas czekać, ale się okazało na miejscu, że nas olała i mamy iść do dyżurnego! Jestem w szoku! JAk można podjąć się spotkania i potem tak się zachować! W każdym razie brat tam zachował się trochę "siostra mi kazała to przyszedłem", lekarka tak czy inaczej od razu chciała go przyjąć na oddział, ale nie mieli miejsc więc zadzwoniła do Tworek i tam mieli, ale brat w międzyczasie po wyjściu, się rozmyślił....tzn niby obiecał mi że za tydzień pójdzie na pewno...(fakt ma kobiete w ciąży, ona musi gdzieś zamieszkać w tym czasie, ale tłumaczyłam mu że ja też mogę się tym zająć). Jestem załamana tyle wysiłku i zamiast godzinnej rozmowy z lekarzem, szybki wywiad na izbie przyjęć. A tą lekarkę do której dzwoniłam ludzie polecają na forach! Porażka!
  5. ma 29 lat. Teraz ma depresję, przynajmniej tak to wygląda. Śpi do popołudnia, za to w nocy nie może sobie miejsca znaleźć. Niczym już się nie zajmuje, wypisuje tylko o samobójstwie w mailach. Stracił chęć do życia, nie próbuje już nic odwrócić, nic zmienić. Tak jak założyciel wątku, mówi że trzyma go tylko synek przy życiu. Ale i tak woli się zabić niż spędzić kilka lat w więzieniu lub szpitalu. To tak w skrócie...ma też dużo refleksji, o tym co źle zrobił w ostatnim czasie,
  6. Na odwyk - tylko JAK? Nie mam z nim kontaktu, nie wiem gdzie mieszka, obecnie nikt tego nie wie. Pytałam nawet znajomych, informatyków o możliwość namierzenia go poprzez IP - ale podobno jak ma mobilny net, a taki ma, to nic z tego.... Poza tym: tak zastanawiam się ciągle. Ale w tamtych czasach, on miał na stanie w domu tyle tego świństwa, że wątpię żeby wieczorem nie mógł po prostu sobie wziąść trochę jak mu zaczynało brakować. Więc myslę, że to nie to. Tylko lekarz oceni czy to choroba, czy nie. Ja tylko tyle wiem co wyczytałam w necie o CHAD, no i w rodzinie męża jest jedna osoba z tą chorobą, już zdiagnozowaną. Zresztą widziałam ją niedawno, jest w fazie manii i to jest naprawdę przerażające. Wszędzie piszą, że ludzie z CHAD mają większą skłonność do używek, a z kolei używki czasem "rozbudzają" CHAD, który wcześniej był niezauważalny. Wiec to takie błędne koło chyba. I objawy podobne..wolałabym żeby to było od ćpania a nie choroba - bo z nałogu można się wyleczyć, a CHAD zostaje na zawsze.
  7. Witam Jestem siostrą człowieka, którego podejrzewam o tą chorobę. W skrócie: Dzieciństwo było trudne, ojciec alkoholik. W wieku 17 lat - za dużo trawki, amfy, imprez - zaczęło się szastanie pieniędzmi na panny, potem długi u znajomych, nawet okradanie rodziny. W końcu przestępstwa i 3 lata w więzieniu. Po wyjściu zaczęło się dobrze. Wyjechał do dużego miasta, aby zerwać ze starym światem. Zaczął uczciwie żyć, zarabiać. Szybko poznał pannę, z którą się już po paru miesiącach ożenił. Żyli biednie, ale szcześliwie. I co najważniejsze uczciwie. Problemy zaczęły się znowu, gdy dostał bardzo dobrą pracę. Zaczął zarabiać coraz więcej, w końcu otworzył własną działalność. I wtedy zaczęła się jazda. Pierwszy krok to był 250tys kredyt odnawialny, w całości prawie rozpieprzony w ciągu roku, na ściereczki do kurzu za 8 tys, itede. Oczywiście masa narkotyków, zaczęła się zabawa z kokainą. uważał że jest najmądrzejszy, że tylko on osiągnie sukces, nie przyjmował krytyki, uważał że ludzie którzy postępują inaczej są kretynami i nie warto się z nimi zadawać - mnie też odstawił na boczny tor gdyż regularnie próbowałam przemówić mu do rozumu. Szastał pieniędzmi na lewo i prawo, kupował spontanicznie drogie, bardzo drogie rzeczy, robił prezenty za kilkaset złotych co najmniej. W tym czasie zaczęły się tez kochanki, jedna za drugą, po kilka tygodniowo. W końcu żona odeszła. Od tamtego czasu już tylko imprezy, wydawanie pieniędzy. Czasem w nocy seria dramatycznych smsów, albo na gg wiadomości w offline - że żałuje tego co robi, że nie ma sensu żyć, że ma dosyć. Potem rano - już wesoły, pełny życia, "zdobywca świata". Był tez czasem znienacka agresywny - potrafił wyskoczyć z auta i stłuc człowieka na miazgę, bo mu zajechał drogę... Od paru miesięcy nie ma nic - 800 tys długów w banku, firma padła on stracił też tamtą pracę (to było ze sobą powiazane). Mnóstwo długów u znajomych, nawet na zasadzie oszustwa (pożycz mi dla X, on Ci odda, ma problemy). Włącznie z tym że obecnej partnerce ukradł laptopa i zastawił w lombardzie - wszystko po to żeby mieć za co dalej hulać, choćby przez dzień czy dwa. Teraz ma depresję, nie umie się zebrać, pisze mi ciągle o samobójstwie, nie chce podać adresu (przeprowadza się bo go ścigają za długi), mam kontakt tylko mailowy. Chcę mu pomóc, chcę żeby poszedł do lekarza, ale on na razie nie wierzy w chorobę i nic już nie chce próbować naprawiać. Jedne co osiągnęłam, to że przyznał się do narkotyków i generalnie widzi że pochrzaniło mu się w głowie. Od kilku dni nie mam z nim kontaktu. Nie odpisał na maila ostatniego, wysłałam mu opisy tej choroby i dwie znalezione na necie historie "z życia". Takie wypisz wymaluj jego postępowanie. to już z 5 dni. Nie wiem co robić, jak go znaleźć, jak rozmawiać, jak przekonać.....cały czas myślę tylko o tym, jak mogłam wcześniej nie zauważyć, że to wszystko jest jedną całością, przypisywałam konkretne sytuacje osobnym powodom (dragi/sterydy.....). Nie wiem, jak zadziałać, co robić, boję się że dostanę telefon że nieżyje, zresztą od dawna mnie jakaś taka obsesyjna myśl prześladuje (nie umiem tego wyjaśnić, w mojej rodzinie kobiety mają jakies specjalne zdolności, wróżenie, itede, może to jest takie właśnie przeczucie), że on umrze niedługo. Co robić???
×