rozmawiałam z nim na temat żony....właściwie to nie musiałam tego robić bo wiem już o nim dosłownie wszystko... ale dla pewności zrobiłam ponownie wywiad...on nie ma nic do zarzucenia swojej żonie, twierdzi że lepsza nie mogła mu sie trafić, dobrze gotuje, wychowała jego syna na porzadnego człowieka (jego syn ma już 20 lat) w łóżku też jest z niej zadowolony i to że sie we mnie "zauroczył" nie miało nic wspólnego z tym że czuje sie niespełniony lub samotny w małżeństwie. Powiedzial że tego nie planował, nigdy kobiety go nie interesowały dodam że jest bardzo wierzącym katolikiem, codziennie sie modli chodzi do kościoła itd.
To nie jest tak że my zaraz skoczymy razem do łóżka, bo mieliśmy ku temu wiele okazji ale obiecaliśmy sobie że tego nie zrobimy i nie zrobiliśmy. Teraz ja wzięłam 2 miesiące urlopu, pomyślalam że dam sobie troche czasu żeby o nim troszke zapomnieć, mniej sie widywać no i niestety prawie codziennie ze sobą rozmawiamy przez telefon, dosłownie o wszystkim, o jego rodzinie moim chłopaku, o pracy, o innych ludziach, czesto żartujemy dosłownie jak przyjaciele. Tylko tak dobrze mi sie z nim gada że kiedy wyświetla mi sie na komórce że on dzwoni to serce zaczyna mi mocniej bić jestem uradowana, a kiedy kończymy rozmawiać (czasem nawet trwa to gidzine) i on sie rozłączy to czuje niedosyt. codziennie o nim mysle, co robi czy już zjadł śniadanie w pracy.
ostatnio mi powiedział, że relacja ze mną psuje relacje miedzy nim a żoną częściej sie kłócą, że żona go drażni w momencie kiedy go prubuje dotknąć itd...zaproponowałam żebyśmy przestali ze soba rozmawiać ale ja nie umie z tym skończyć on też tego nie chce. Bo tak naprawde chyba nie robimy nic złego?? nie sypiamy ze sobą, nie mamy romansu tylko rozmawiamy.....