Witam... Od kilku lat bezskutecznie szukam pomocy. Nigdy nie byłam u specjalisty, bo nikt, łącznie z mężem nie potrafi mnie zmusić do pójścia do lekarza, a sama wiem, że to jedyny sposób na ratunek. Zaczęło się od zwykłych 'dołów', które brały się nie wiadomo skąd. Należę do osób bardzo wybuchowych, kiedyś byłam duszą towarzystwa i nie mam pojęcia kiedy stałam się sama jak palec. Pierwszym niepokojącym objawem, było kłucie w sercu, nierówna praca jak i brak tchu. Nawet nie zdążę się zdenerwować, czuję się spokojnie, a jednak ciężkie płuca towarzyszą mi na codzień. Bóle jelit, wątroby, narządów rodnych, żołądka i myśl, że to z pewnością choroba. 2 lata temu zaczęłam bać się ludzi, nawet swojej rodziny! Nigdzie nie wychodzę, bo czuję jak odpływam, pali mnie twarz strasznie się pocę i drżą mi kończyny. Kilka dni temu dostałam atak, zdrętwiała mi twarz, cała była powykręcana, a ja bojąc się tego cała dostałam takich drgań mięśni, że chyba wyglądało to na atak padaczki. Najgorszy jest moment kiedy nie mogę się zmusić do sprzątania, jedzenia, czytania. Jestem totalnym dnem, ale po 10 h męczarni z własnym łbem o godzinie 22 udaje mi się wziąć do pracy w domu. I te lęki... boję się nie wiadomo czego. Boję się chodzić po własnym domu, nawet oczu pod prysznicem nie moge zamknąć, bo się boję! Strach, lęki... Nie wiem czy już zupełnie zwariowałam, ale brzydzę się seksu, choć jeszcze kilka miesięcy temu potrafiłam się kochać całymi dniami, a teraz odbieram to bardziej od strony medycznej jak wszystko, mam jakąś głupią manię, że widzę co się w środku dzieje, jak pracują mięśnie... To straszne! Tak samo nie mogę ćwiczyć, biegać, bo drażni mnie fakt świadomości co dzieje się w moim wnętrzu! Co jeszcze? To jeszcze nie koniec... Łatwo się poddaję, pomimo wielu zainteresowań nie mogę się zmusić do kontynuowania rozpoczętej już pracy... Mam nadzieję, że nikt mnie tu nie potępi... Chciałam się tylko komuś wyżalić...