Witajcie,
Chciałabym Was prosić o poradę. Byc może już taki temat istnieje, ale nie udało mi się go odnaleźć. Mam 25 lat i od trzech lat mieszkam z moim chłopakiem - obecnie mężem.
Wcześniej zostałam wychowana w niepełnej rodzinie. Moja mama rozeszła się z ojcem, kiedy miałam 6 lat. Całe dzieciństwo i młodość mieszkałam z mamą i babcią.
Z babcią bywało różnie, ale z mamą zawsze miałam wspaniały kontakt. Ona zawsze próbowała mnie zrozumieć, doradzała mi, kiedy tego potrzebowałam
i czułam, że mogę powiedzieć jej o wszystkim. Te trzy lata temu poczułam, jak strasznie bym chciała zamieszkać z moim chłopakiem z dala od babci i mamy.
Moja mama również zgadzała się z tym, do tego stopnia, że sama znalazła nam świetne mieszkanie (po znajomości - za bardzo małe pieniądze) i pomogła nam się wprowadzić.
Od tego momentu zaczął się horror, który trwa do dzisiejszego dnia. Mamy zdaniem, dzwonię za mało, odwiedzam za mało i w ogóle za mało poświęcam jej czasu -
dzwonię do niej około trzech razy w tygodniu, piszemy w pracy również do siebie maile, umawiamy się przynajmniej raz w miesiącu na kawę i około dwa razy w miesiącu jestem
na obiedzie u babci i mamy w domu. Ona oczekuje od mnie telefonów codziennie i byciu na obiedzie raz w tygodniu. Są z tego powodu dzikie awantury i płacze, jaką złą córką jestem. Czuję się z tym wszystkim beznadziejnie i nie wiem, czy rzeczywiście za mało poświęcam czasu mamie, czy nie. Mój mąż ma kompletnie inną rodzinę, gdzie relacje są dużo luźniejsze i jest tym wszystkim bardzo zdziwiony. Domyślam się, że chodzi o sytuację życiową mojej mamy jako samotnej kobiety. Nie ma mężczyzny, w którym znalazłaby oparcie, w dodatku jest bardzo wrażliwa i czuła. U mnie w rodzinie zdarzyło się tak, że nie ma wzorców. Same rozwody i nie bardzo wiem, jakie rodzinne relacje są poprawne, a jakie nie.