Skocz do zawartości
Nerwica.com

aya

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia aya

  1. Witajcie, forum czytam już od dawna, ale w końcu nadszedł ten moment, w którym postanowiłam coś napisać, nie radzę sobie już ze sobą, przyjaciele nie do końca rozumieją. Nigdy nie korzystałam z porad psychologa, jestem raczej osobą, która tłumi wszystko w sobie i udaje, że jest wszystko dobrze. Właściwie to nie wiem co sobie wyobrażam, a co nie. Od zawsze myślałam zbyt dużo, miałam duże kłopoty ze snem, 3 godziny przed zaśnięciem poświęcałam na wyobrażanie sobie co chciałabym, żeby się stało. Nerwica natręctw męczyła mnie między 6 a 10 rokiem życia, przeszła sama. Nie wiem czy to normalne, żeby w tym wieku mieć natręctwo dotyczące symetrii, liczenia do 10 dotykając językiem raz zębów po prawej, raz po lewej, ale, żeby było symetrycznie, liczenia przed wyjściem z łazienki. Zawsze kiedy zostawałam sama w domu, wpadałam w panikę, że rodzicom, którzy pojechali na zakupy, coś się musi stać (ok. 14 lat). Albo jeśli czegoś nie powiem, to ktoś na świecie umrze. Zabawki musiałam mieć do pary - to znaczy, jeśli miś był mały i króliczek był duży, to musiałam mieć dużego misia i małego króliczka. Nigdy nie traktowałam tego w kategoriach nerwicy, nadal nie wiem czy to na pewno nerwica i co ja tutaj właściwie robię. Problemów dzieci nie traktuje się na poważnie, samą mnie "śmieszy" rozpamiętywanie tego. Wszystko zawsze tłumaczyłam skomplikowaną psychiką, tudzież niewypełnieniem czasu pracą. Okropne nerwowe napady migreny mam od zawsze. Zawsze też byłam zbyt ambitną perfekcjonistką. Nie zapominając o chorobliwej nadwrażliwości. I nie wynika to z posiadania zbyt wymagających rodziców. Sama z siebie siebie zadręczam. Teraz mam 20 lat, nie radzę sobie z uczuciem wewnętrznej pustki, kołocze mi serce, nie jestem w stanie na niczym się skupić, mam poczucie bezsensu, nie mogę spać, przestałam wierzyć we wszystko. Panicznie boję się śmierci, końca świata, że spłonę żywcem, cały dzień chce mi się płakać. Mam wrażenie, że nic nie istnieje, że i tak umrę, nic nie czuję. Tylko wstręt do siebie, że się urodziłam, boję się śmierci bliskich, tego, że moi rodzice się starzeją, a reszta mojego życia zleci bardzo szybko i bezsensownie. I ten wewnętrzny ból i panika nie wiem czy coś jest mi w stanie pomóc. Przestałam mieć jakiekolwiek ideały, bo po co. Umrę. Nic mnie nie cieszy, boję się wszystkiego. Nie oglądam wiadomości, bo boję się wybuchu wojny. Przestałam nagle wierzyć w Boga, nie, nie jestem ateistką, która "przemyślała" sobie wszystkie za i przeciw, i uznała, że Boga nie ma. Nagle utraciłam swoją dawną duchowość. Ciągle mam wizje końca świata, jak nie to pieprzone 2012, to i tak przecież wg najnowszych przewidywań asteroida walnie w 2036, a ja zdążę zmarnować te 25 lat (mało!) na wiecznym strachu. Bawiąc się ze swoimi kotami, które kocham bardzo mocno, myślę, że koty żyją co najwyżej kilkanaście lat i od razu wpadam w panikę. Chcę żyć jak dawniej, wolę już nawet dawne użalanie się nad sobą, poczucie odrzucenia, nie ten pieprzony bezsens, ucisk w gardle, mam wrażenie, że nie istnieję, NIC NIE CZUJĘ oprócz takiego pustego strachu, wewnętrznego paraliżu wcześniej zdarzało mi się to często, jednak mijało po kilkunastu godzinach, teraz siedzę już tak 4 dzień i mam wrażenie, że tak zostanie już zawsze, mam dość siebie, nie chce mi się nawet słuchać ulubionej muzyki, wszystko jest złudzeniem, które zaraz zniknie Przestałam tęsknić nawet za tym, którego kocham, ale to już osobna historia, napiszę w najbliższym czasie osobny ckliwy post o tym, jaka jestem beznadziejna i bezużyteczna (tak, chyba umiem teraz popatrzeć na to z cynicznego dystansu, tak jak to widzi większość zdrowych wyszydzaczy, nauczyłam się tego; ale nie mam siły już pisać... na chwilę obecną bezsens mnie przerasta, pisanie tutaj też wydaje mi się bezcelowe, ale już nic innego nie pozostało). Każdy zawsze wyszydzał moje "fanaberie", na co dzień wśród znajomych starałam się funkcjonować "normalnie", na studiach znalazłam, mimo swojej częściowej aspołeczności, kolejne dobre koleżanki, ale nie chcę ich zadręczać swoimi "chorymi wymysłami", chcę pozostać "tą normalną", a ja naprawdę mam problem, więc postanowiłam zwrócić się do Was, pomożcie... zrozumienia jest mi brak najbardziej.
×